kontakt

poniedziałek, 31 grudnia 2012

Popierdoleni frustraci i szaleńcy – podsumowanie mijającego roku

W zasadzie nie trzeba wysilać mózgownicy, w tym roku było jak zwykle. Niektórzy pławili się w luksusie, inni umierali z głodu. Hiena roku się martwi, że nie będzie w stanie utrzymać jakiegoś tam BMW i jeść codziennie sushi, a emeryci nurkują po śmietnikach.
Ponoć było Euro 2012, ponoć były Igrzyska Olimpijskie. Mało co pamiętam z emocji sportowych, raczej oboczności. Zalany Stadion Narodowy, grający jednym palcem „Rydwany ognia” Jasiu Fasola… Acha, jeszcze cycki Natalii Siwiec, która kreowana jest na wiosenną gwiazdę TVN. Byłbym zapomniał! Ślub był! Oli psycholog i grajka. Portale internetowe licytowały się wiadomościami kto był, kto nie był, ile wszystko kosztowało i że goście weselni zagrali w bambuko, bo składki na cel charytatywny nie dali.
Była też (dalej się ciągnie) afera Amber Gold, wielomilionowe premie za spierdolone stadiony (szczególnie narodowy), autostrady i lotniska. To jakby próba cierpliwości społeczeństwa. Udało się z podwyższeniem wieku emerytalnego do 67 lat, nie udało z ACTA. Ludzie pokazali wała! Szczególnie młodzi. Donaldu Tusku zamotał się zupełnie w tłumaczeniu co i jak. Pani ambasador w Tokio podpisała akces do ACTA jakby z własnej, nieprzymuszonej woli i inicjatywy.
Ludzie przede wszystkim zabijali się na różne sposoby. Rośnie wyobcowanie człowieka ze społeczeństwa, i to na całym świecie. Ta alienacja rodzi agresją, ślepą nie ukierunkowaną, a jeśli już, to na najsłabszych. Dzieci, ludzi starszych, bezdomnych, niepełnosprawnych, biednych… Winny nieszczęść i frustracji staje się każdy, każdy więc „zasługuje” na karę. Nawet ostateczną. I chyba to nie jest sprawa ich bezbronności, raczej kwestia prawdopodobieństwa, że na nich trafi czyjaś furia – na zasadzie – biednemu wiatr zawsze w oczy.
Trudno nie wspomnieć 32-letniego Andersa Breivika, który 22 lipca na wyspie Utoya i w Oslo, zabił w sumie 77 osób. Norwegia, ba, Europa, była w szoku! Wydawało się, że frustracja społeczna odzwierciedla się głównie agresją tłumu, szczególnie imigrantów (Anglia, Francja, Włochy, Niemcy). Do tej pory palcem pokazywane było USA, jako wiodące państwo, gdzie obywatelom często bije w dekiel. A że dostęp do broni jest dość łatwy, skutki są tragiczne.
Dla przypomnienia największe strzelaniny w USA w tym roku, a nie był to wcale rok wyjątkowy. Kraj ten uchodzi za ostoję demokracji i wolności i swoją wizję bezpardonowo narzuca maluczkim – czytaj słabszym.
 2 kwietnia 2012 r. 43-letni Koreańczyk zabił siedem osób, a trzy ranił na chrześcijańskim uniwersytecie Oikos w Kalifornii, po czym oddał się w ręce policji. Sprawca strzelał metodycznie do swych ofiar ustawionych pod ścianą. Mężczyzna uczęszczał niegdyś do tej szkoły, gdzie studiował pielęgniarstwo.
17 lipca 2012 r. Uzbrojony mężczyzna ostrzelał bar studencki w mieście Tuscaloosa, w stanie Alabama, raniąc 17 osób. Sam oddał się w ręce policji.
20 lipca 2012 r. W ataku na premierze filmu o Batmanie na przedmieściach Denver zginęło 12 osób, a 59 zostało rannych. Sprawcą masakry był 24-letni James Homes.
5 sierpnia 2012 r. Szaleniec zabija sześć osób w świątyni Sikhów w Oak Creek (Wisconsin). Policja zabija go na miejscu
17 września 2012 r. Zwolniony z pracy mężczyzna zabija w swojej byłej firmie w Minneapolis pięć osób. Popełnia samobójstwo.
14 grudnia 2012 r. W masakrze w szkole podstawowej w Newton, w stanie Connecticut, zginęło 20 uczniów (12 dziewczynek i 8 chłopców) i 6 osób dorosłych (kobiety). 
 
24 grudnia 2012 r. W Webster nad jeziorem Ontario, w stanie Nowy Jork, 62-letni William Spengler wywołał pożar. Potem strzelał do strażaków. Dwóch z nich zabił.
           W to tło wpisuje się Brunon K. z Krakowa, który chciał rozpierdolić polski sejm, razem z rządem i prezydentem.
Ci szaleni frustraci kończą często skacząc z dachu czy strzelając sobie w łeb. Nie jest to bynajmniej objaw skuchy, zrozumienia czynu, w podteście żalu. Nie! To jakby głęboki oddech, rozluźnienie, pokazanie faka, euforia! Zrobiłem to! Mam was w dupie! Możecie mi skoczyć!
A tak ogólnie... Ponoć w młodości dni są długie, a lata płyną wolno, na starość odwrotnie. Młodsi już nie będziemy. Cukier coraz bardziej gorzki, sól mniej słona...


niedziela, 30 grudnia 2012

Co wy na to, drogie owieczki?



             Dzisiaj w Kościele katolickim obchodzona jest Niedziela Świętej Rodziny. Z tej okazji, biskupi wysmażyli list do wiernych, który księża prezentują w ramach kazania. Czytamy w nim m.in:
            „W kontekście wiary, w niedzielę Świętej Rodziny Jezusa, Maryi i Józefa, pragniemy rozważyć prawdę o świętowaniu niedzieli. Chrześcijańskie przeżywanie Dnia Pańskiego wykracza bowiem poza regularne uczestnictwo w niedzielnej Eucharystii czy powstrzymanie się od pracy. Choć niektórzy ostatnie dni tygodnia – wraz z niedzielą – nazywają weekendem, traktując je jako czas odpoczynku i rozrywki, czas tylko dla siebie czy załatwiania spraw, których nie udało się zrealizować w tygodniu, to jednak, gdy patrzy się oczyma wiary, między niedzielą a dniami wolnymi jest ogromna i zasadnicza różnica. Błogosławiony Jan Paweł II w liście apostolskim Dies Domini ukazał całe bogactwo tego dnia, przypominając, że niedziela jest dniem świętowania dzieła Stwórcy i udziałem w Jego radosnym odpoczynku”.        Dlaczego Maryi, a nie po prostu Marii? Ale do meritum! Żadne tam „indywidualne” odpoczywanie jak komu wygodnie! Trzeba, wręcz należy ten dzień przeznaczyć na modlitwę i radośnie „łączyć się ze Stwórcą”.
            Dalej czytamy:
„Człowiek, stworzony na obraz Boży, nie powinien więc zachowywać się jak najemnik, dla którego wykonywanie kolejnych prac pozostaje jedynym życiowym celem. Niedziela pozwala człowiekowi wraz z gronem najbliższych poznać smak zachwytu nad całym dziełem stworzenia”.
            Zachwycajcie się ludziska!
„Przez wspólne przebywanie i modlitwę rodzice i dzieci uczą się dialogu i bycia razem, trwania w jedności przy Chrystusie i w Kościele oraz wzajemnego wsparcia na drogach codziennego życia”.
            Już to widzę! Babcia, dziadek, rodzice i dzieci – od kołyski po wyrośnięte pociechy – padają na kolana i jednoczą się w modlitwie. A potem rozmawiają – w tle radio Maryja – najlepiej o Smoleńsku i podwyżkach cen na wywóz śmieci.
 „Dlatego potrzeba naszej troski o właściwe świętowanie niedzieli, o niepodejmowanie niekoniecznych prac, o zmianę ustawodawstwa dotyczącego handlu w niedzielę. Chrześcijańska rodzina nie powinna spędzać niedzieli w centrach handlowych na zwiedzaniu czy zakupach. Pamiętajmy, że takim zachowaniem wyrządzamy również krzywdę osobom, które muszą z tego powodu pracować w niedzielę.”


Co to można jeszcze zmienić?! Chyba całkowicie zakazać! Ale ludzie głosują nogami, nikt nikogo siłą do supermarketu nie ciągnie. Wyrządzamy krzywdę osobom pracującym w marketach? A kolejarzom nie wyrządzamy? Policjantom? Lekarzom i pielęgniarkom? Strażakom? W tym pracującym w telewizorni? Acha, telewizji mamy nie oglądać.
 „Prawdziwe świętowanie jest bowiem zawsze bezinteresowne i w łączności z drugimi. Jeżeli w niedzielę będziemy myśleć tylko o sobie samych, chodząc na zakupy, uciekając jedynie we własne hobby, w świat wirtualny, w nadmierne spędzanie czasu przed telewizorem czy komputerem, nie doświadczymy nigdy radości rodzinnego świętowania”.
            I finito! Podpis:
Pasterze Kościoła katolickiego w Polsce.
Pasą się, pasą… Kto? Kogo? Co? – pytania li tylko retoryczne.

 



sobota, 29 grudnia 2012

Kobiety mają być kobiece, a mężczyźni męskie



            Tak modna ostatnio psychologia gender, podkreśla, że cechy uznawane za genetycznie przypisane kobiecie lub mężczyźnie, są wynikiem uwarunkowania kulturowego lub presji społecznej. Wiele cech „kobiecych” i „męskich”, mających pochodzić z różnic biologicznych, uważa się mity społeczne.
            Jak by nie patrzeć, psychologicznie każdy człowiek jest w pewnym sensie androginiczny, łączy w sobie cechy i męskie i żeńskie. Te, które przeważają, są identyfikacją kulturową poszczególnych ludzi. Świetnie ujmuje to koncepcja yin i yang wywodząca się z filozofii chińskiej i metafizyki. Opisuje dwie pierwotne i przeciwne,  ale uzupełniające się siły, które odnaleźć można w całym wszechświecie.
Yang symbolizuje pierwiastek męski. Reprezentuje go biel i Słońce, oznacza siłę, aktywność, radość, ciepło i lato. Przypisuje mu się ekstrawersję oraz liczby nieparzyste - odpowiada mu dzień, niebo oraz dusza hun. Yang symbolizuje również ogień lub wiatr. Przeważa u wszystkich urodzonych w parzystych latach.
            Yin symbolizuje pierwiastek żeński. Reprezentuje go czerń i Księżyc, oznacza bierność, uległość, smutek, chłód i zimę. Przypisuje mu się  introwersję oraz liczby parzyste - odpowiada mu noc oraz dusza po. Yin symbolizuje również woda lub ziemia. Przeważa u wszystkich urodzonych w nieparzystych latach.
            Pierwiastki te powinny się uzupełniać, wtedy jest szansa wewnętrznej harmonii.
            Najczęściej mężczyznom tradycja przypisuje role cywilizacyjne, kulturowe i związane z rozwojem nauki. Kobieta postrzegana jest emocjonalnie, jako łączność z naturą.
            Mity, legendy, a nawet bajki – odwracają te pojęcia. Mężczyzna słabiej kontroluje agresję i seksualność, działa spontanicznie, instynktownie, kieruje się wielokroć niekontrolowanymi emocjami. Kobiecie mitologia przypisuje funkcje cywilizacyjne – rzemiosło, komunikację między, kulturę życia codziennego, zachowanie ciągłości tradycji. 
           Połączenie fizycznych cech męskich i kobiecych określa się jako obupłciowość. Androgynia występuje w wielu religiach czy mitologiach i jest atrybutem bogów, herosów oraz postaci mitycznych. Występuje u nich połączenie przeciwieństw, w tym przeciwstawnych płci. Często spotykany był archetyp androgyna boskiego protoplasty rodzaju ludzkiego. Takim było także prasłowiańskie bóstwo Świętowit.
            Androgynia (w psychologii) to występowanie u danej osoby cech psychicznych charakterystycznych zarówno dla kobiet, jak i mężczyzn.
            Jakość związku mężczyzny i kobiety znajduje jakby odbicie w reakcjach chemicznych, szczególnie kwasów i zasad, bez przypisywania tym związkom pojęcia płci. Zupełnie inne cechy i właściwości mają produkty reakcji mocnych kwasów i zasad, a całkiem inne powstałe w wyniku łączenia kombinacji mocny kwas - słaba zasada, słaby kwas - mocna zasada, słaby kwas - słaba zasada.
            Jak w życiu...





piątek, 28 grudnia 2012

Wkurwiające reklamy



           W necie najbardziej denerwują, wręcz wkurwiają, wyskakujące reklamy. Ni z gruchy, ni z pietruchy wali się coś na czytany tekst. Czasem na całą stronę! Szukam tego krzyżyka , szukam, klikam i … zamyka się lub łaskę robi, by zniknąć. W Firefoxie można z tym badziewiem walczyć Adblockiem Plus, ale marna to pociecha! Zablokujesz jedną reklamę, miga inna!


Panowie webmasterzy cuda wyprawiają, by ta magma za każdym klikiem utrudniała życie. Jasne, że nie mają żadnego interesu w tym, by to ukrócić. W końcu szmal do kieszeni spływa.
            A ja mówię:
            Jak będę chciał kupić środek do usuwanie kurzajek – poszukam w aptece albo na bazarze! Jak będę chciał sprezentować komuś merca – pójdę do salonu! Jak będę chciał szukać noclegu – znajdę, ale nie w hotelu pięciogwiazdkowym!
            Odpuście trochę! Dajcie żyć w necie!

czwartek, 27 grudnia 2012

Gdzie ci mężczyźni?!

Mniej więcej od pół wieku, zdecydowana ilość zbliżeń seksualnych między kobietą a mężczyzną, służy li tylko przyjemności. Szczególnie na podejściu do seksu zaważyły lata 60. i rozpropagowanie pigułki anty. Jakby na złość Kościołowi, który ciągle tkwi w oparach absurdu, uznając tylko prokreację jako godną człowieka „działalność” seksualną. Od razu przypomina się „dziurka do robienia dzieci” w damskich koszulach nocnych!
Skoro ma być przyjemnie, to ma być! Kobiety coraz otwarciej domagają się orgazmu! Są nawet gotowe rozwieść się, gdy chłop dupa! Deklaruje to 9% kobiet, to jest 5 razy więcej niż w 1991 r. Okazuje się, że tylko 8 – 26% kobiet odczuwa orgazm, a 16% nigdy go nie miało. Nieregularnie orgazm odczuwa 34 % kobiet.
 
Jest jednak wyjście, z tej podbramkowej sytuacji – samoobsługa! Przy masturbacji orgazm odczuwa 58-63 % kobiet.
Mamy być może, ale babcie na pewno, były by zaszokowane! Że też… Jak można…
W ciążę kobiety zachodzą mniej więcej tak samo – czy maja orgazm, czy nie.
Orgazm kobiety trwa przeciętnie 12 s (u mężczyzn krócej) i może to być nawet fala – do pięciu następujących po sobie. Jest więc czego się domagać, o co walczyć!
Tak a propos…
Po „upojnej” nocy macho pyta kobietę:
- Chciała byś być mężczyzną, nie?
- A ty? – ripostuje ona.

środa, 26 grudnia 2012

Żłobek czy żłóbek?



Święta nieodłącznie (oprócz hmm.. hmm… obżarstwa i opilstwa) kojarzą się ze śpiewaniem pastorałek, kolęd i szopką – w sensie ikonograficznym. A jak kolędy, to często rodzi się pytanie – żłóbek czy żłobek?
Prof. Bralczyk jest zwolennikiem słowa „żłobek”, twierdząc, iż żłóbek jest archaizmem. Natomiast wszelkie słowniki optują za formą „żłóbek”, „żłobek” zostawiając jako określanie miejsca opieki dla małych dzieci.
Umotywowaną historycznie jest językowa oboczność żłób – żłobek, jak analogiczne: miód – miodek, chłód – chłodek, przód – przodek, stół – stołek, wór – worek czy rów – rowek. Dawne słowniki języka polskiego, już od XVIII w. , przytaczają jednak oboczną formę „żłóbek”, co potwierdzane jest np. w rakich odmianach jak: ogród – ogródek, chór – chórek, kościół – kościółek. Obie formy utrzymują się aż po wiek XIX.
Słowacki pisze w "Beniowskim" : „ O matko Polsko, [...] W żłobku serc naszych biednych położona” . Ale z kolei W. Pol: „żywot Chrystusa od żłóbka do męki [...]/ Odczytasz wszystek jakby z żywej karty” (Poemat. Jest tam w Krakowie).
W XX w., chociaż obie formy żłobek – żłóbek nadal się utrzymują,  zaznacza się ich zróżnicowanie: forma żłóbek jest traktowana jako odmiana regionalna ogólnopolskiego żłobek (Doroszewski), podobnie jak dzióbek wobec ogólnopolskiego dziobek.
W najnowszych słownikach (m.in. Szymczaka, Bańki, Polańskiego) jest już wyraźne zróżnicowanie znaczeniowe: żłóbek to „mały żłób, czyli koryto, w które nakłada się paszę dla koni, bydła”, a więc i żłóbek bożonarodzeniowy, natomiast żłobek występuje przede wszystkim jako „zakład opiekuńczo-wychowawczy dla małych dzieci”.

Tak więc, bez wątpienia – żłóbek!
            Jakby potwierdzeniem jest bardzo znana kolęda „W żłobie leży”, powstała w XVII lub XVIII wieku. Jest ona prawdopodobnie autorstwa słynnego kaznodziei królewskiego, Piotra Skargi, a jej melodia nawiązuje do poloneza koronacyjnego Władysława IV Wazy. Mało kto zna jej piątą zwrotkę (a jest ich osiem):


Przecz w żłóbeczku, nie w łóżeczku,
Na sianku położony.
Przecz z bydlęty, nie z panięty,
W stajni jesteś złożony.
By człek sianu przyrównany,
Grzesznik bydlęciem nazwany
Przeze Mnie był zbawiony.
 

wtorek, 25 grudnia 2012

Dzisiaj w Betlejem…czy w Nazarecie?



            Pierwszy dzień świętowania w pełni! Wczorajszy, odgrzewany karp, popchnięty kilkoma łykami wódki „na apetyt”, wypełnia żołądek, a trzeba miejsce jeszcze zostawić „na słodkie”.
            I można z telewizornią podśpiewywać „Julajże, Jezuniu” czy „Przybieżeli … pasterze”
No właśnie… Dokąd przybieżeli i po co? Trzej królowie też „bieżeli”, gdyż prowadziła ich gwiazda betlejemska.
„Gdy zaś Jezus narodził się w Betlejem w Judei za panowania króla Heroda, oto Mędrcy ze Wschodu przybyli do Jerozolimy" (Mt 2,1)

Niektórzy historycy i badacze religii podważają fakt urodzin Jezusa w Betlejem. Podróż Józefa z Miriam (Marią) związana ze spisem ludności byłaby logiczna, gdyby Józef posiadał w Betlejem posiadłość ziemską. O tym w testamentowych przekazach jakoś cicho… Poza tym, podróż Miriam w bardzo zaawansowanej ciąży, była zbyteczna. Spis bowiem, zgodnie z żydowskim prawem, nie dotyczył kobiet.
Przytaczając takie argumenty, historycy stawiają pytanie, czy Jezus nie urodził się przypadkiem w Nazarecie. Ewangeliści, by podkolorować rzeczywistość i pogodzić ją z proroctwami Starego Testamentu, przenieśli to wydarzenie do Betlejem. Oczekiwany przez naród żydowski król-mesjasz miał przecież pochodzić z rodu Dawida i być Judejczykiem. By proroctwo się wypełniło, Jezus nie mógł więc się narodzić w galilejskim Nazarecie.
Związane z miejscem narodzin Jezusa polemiki trwają już dwa tysiąclecia.
            Żydzi wyznający judaizm nie mają problemu – po prostu nie uznają boskości Jezusa oraz spełnienia starotestamentowego proroctwa. Na swojego króla-mesjasza nadal czekają.
 

poniedziałek, 24 grudnia 2012

Konkursy sms-owe – oj, naiwny, naiwny!



Konkursy sms-owe to nie nowina! Ale nie o drobiazgach typu – wygrał pan talon na kurwę i balon! – mowa. Niektóre z nich nęcą naprawdę milionowymi nagrodami. Problem w tym, że zgarnia je zaledwie kilkadziesiąt osób, które z tego uczyniły sposób na życie. Całkiem dostanie, zresztą.
            Gościu z Warszawy, który wraz z kilkoma wspólnikami, wygrał dziewięć ze 100 mercedesów w konkursie sieci Era, konkursy traktuje jako zawód. Inwestuje w nie dziesiątki tysięcy złotych i zgarnia wygrane. Na co dzień prowadzi sklep internetowy. Oferuje m.in. odtwarzacze MP3, luksusowy laptop Lamborghini, rowery Kross, zestawy kina domowego czy aparaty fotograficzne. Za kilka miesięcy mają się również znaleźć mercedesy. Wszystko pochodzi z konkursów sms-owych.

Do połączenia sił „konkursowiczów” doszło właśnie podczas promocji Ery. Każdy na co dzień miał swoją działkę, ale do walki o setkę samochodów, z których każdy o wartości prawie 120 tys. zł., stanęli razem. Jak się można było spodziewać, gra była twarda, brutalna i bardzo kosztowna.
Kobieta z Jaworzna, która wygrała trzy auta i jedno na spółkę z jednym graczem, zdradziła, że na sms-y wydała aż 200 tys. zł. Zwykły człowiek nie miał czego szukać w tym konkursie. Już w pierwszym tygodniu, aby się znaleźć w finałowej siódemce, należało zainwestować ponad 20 tys. W czasie największego nasilenia w konkursie Ery, trzeba było wysyłać ok. 10-15 tys. sms-ów na tydzień, czyli po ok. 120 wiadomości na godzinę, przez 18 godzin dziennie. Trochę roboty było!
Będzie do przodu, ale zadowolona tak do końca nie jest. Liczyła na więcej, ale spółka z Warszawy ją wykolegowała.

 

niedziela, 23 grudnia 2012

Bo my tu jesteśmy wspólnota właścicieli!



          Mieszkańcy kamienicy w Szczecinie przy ul. Wielkopolskiej 29, gdzie mieszkała kiedyś Helena Majdaniec, nie zgadzają się na tablicę upamiętniającą zmarłą w 2002 r. piosenkarkę.  Bo... wracała do domu „pod prądem”. 
           Młodsi może nie pamiętają jej przebojów jak choćby - „Rudy rydz", „Zakochani są wśród nas" czy „Czarny Alibaba". Dla starszych są to kultowe dokonania.
            Tablica ta miała być umieszczona w ramach projektu turystycznego „Niezwykli szczecinianie i ich kamienice". Obejmuje on 13 miejsc, upamiętniających wyjątkowych mieszkańców kamienic. Są wśród nich m.in. Wilhelm Meyer, najwybitniejszy przedwojenny architekt Szczecina czy Janina Szczerska, założycielka pierwszej polskiej szkoły średniej. Mieszkańcy wszystkich pozostałych kamienic wyrazili zgodę. Co ważne, tablice finansuje miasto.
            Jak nie wiadomo o co chodzi, chodzi o pieniądze. - Nie potrzebujemy tu tej pijaczki! Zresztą, my tu nie prowadzimy działalności charytatywnej, żeby teraz za darmo się na coś godzić! - mówi jedna z lokatorek kamienicy przy Wielkopolskiej. - Bo my tu jesteśmy wspólnota właścicieli! - podkreśla jej szef.
            Pazerność i bezmyślność wprost porażająca!



sobota, 22 grudnia 2012

Prezes skomentował koniec świata


Obywatelko! Zrób sobie dobrze sama!

Pod koniec XIX wieku wśród kobiet należących do arystokracji lub bogatego mieszczaństwa, „modna” stała się choroba nazwana „histerią”. Dotknięte nią zostały szczególnie panie … zaniedbywane w alkowie przez mężów. Cierpiały na bezsenność, drażliwość, nerwowość lub „nadmierną wilgotność wewnątrz pochwy”. Dotyczyło to szczególnie szczególnie Anglii, Francji, Niemiec i Austrii.
„Leczenie” polegało na masowaniu całego ciała, za szczególnym uwzględnieniem łechtaczki. Pacjentka najczęściej była naga, ale dla zachowania „inkoguto” miała opaskę na oczach lub maskę. Seanse odbywały się w hotelach lub prywatnych rezydencjach. 
Jedynym z najbardziej wziętych lekarzy był Anglik Joseph Mortimer Granville. Przeprowadził tak dużą liczbę zabiegów, iż nabawił się kontuzji nazwanej później „łokieć tenisisty”. Dumał, dumał i wydumał elektryczny wibrator. Wkrótce oferowane były w katalogu Sears Roebuck, jako produkt medyczny.
Dopiero w 1952 r., ponad pół wieku po śmierci doktora w Granville, American Psychiatric Association stwierdziło, że kobieta histeria była mitem, a nie chorobą. 

Sprzedaż wibratorów w celach seksualnych pozostaje nielegalna w wielu krajach, a także w amerykańskich stanach Alabama, Georgia, Indiana, Luizjana, Massachusetts, Mississippi, w Teksasie i Wirginii. W 2007 r. Sąd Najwyższy USA odmówił uchylenia tych zakazów.
Histeria jakoś kojarzy mi się z migreną i dowcipem. Przychodzi baba do lekarza i mówi:
- Mam migrenę!
- Migrenę to może ma hrabina Potocka, a panią po prostu głowa napierdala! - komentuje lekarz.
A na histerię jest ludowe określenie - baby wściku macicy dostają!
I jeszcze jedno, zupełnie a propos...
Do baru dla penisów wchodzi wibrator.
- Zobacz! Cyborg! - mówi jeden z klientów do kumpla.


 




piątek, 21 grudnia 2012

Wolno ściągać z netu czy nie wolno?!


Przeciętny zjadacz chleba ze smalcem, za cholerę nie wie, kiedy popełnia przestępstwo ściągając coś z netu. Z Prawa i lewa straszą karami „dla ;piratów” i czasem człowiek głupieje! Można ściągnąć jakieś mp3, ciekawy film czy książkę, czy też nie?
Fundacja Nowoczesna Polska rozpoczęła właśnie kampanię społeczną „Prawo Kultury”, której celem jest poszerzenie świadomości co tak naprawdę zawiera obowiązująca w Polsce „Ustawa o prawie autorskim i prawach pokrewnych”.
Idea działań, to podkreślenie:
Mam prawo kopiować książki. Mam prawo ściągać filmy. Mam prawo dzielić się muzyką.
To często, zupełnie niesłusznie, traktowane jest jako wykroczenie.
Hasła te w formie dymków komiksowych zostały umieszczone na szybach wagonów warszawskiego metra.
„Ustawa o prawie autorskim i prawach pokrewnych” pozwala na korzystanie - bez zezwolenia twórcy - z już rozpowszechnionych utworów w zakresie własnego użytku osobistego (art. 23). Własny użytek osobisty obejmuje dzielenie się tymi utworami z rodziną i osobami, z którymi utrzymujemy stosunki towarzyskie. Zatem można legalnie skopiować książkę albo e-booka, pobrać w necie film czy nagrać jakąś muzę.
Do obowiązków prawnych użytkownika nie należy sprawdzanie, czy dostępne w internecie utwory zostały rozpowszechnione w sposób legalny czy nie. Wyjątkiem jest ściąganie filmów, muzyki, książek za pomocą sieci peer-to-peer (takich jak BitTorrent czy eDonkey), co wiąże się zwykle z udostępnianiem plików osobom, z którymi nic nas nie łączy, czyli jest nielegalne.
Jednym słowem - WOLNO ściągać, nie wolno, bez ograniczeń, się dzielić. Nieco dla mnie niejasna jest kwestia „stosunków towarzyskich”. Znajomi na fejsie wchodzą w to czy nie? Na wszelki wypadek przed ściągnięciem czegoś z Chomika, trzeba się z dawcą zaprzyjaźnić!
Trochę jak z tym zdjęciem… Kobieta opisując koleżance kto jest kto, mówi:
- To rodzina, a to zięć!



czwartek, 20 grudnia 2012

Hieny roku

Stowarzyszenie Dziennikarzy Polskich przyznało tytuł Hieny Roku duetowi Kuba Wojewódzki i Michał Figurski za ich żarty o Ukrainkach. Rzecz na Twitterze, w swoim swoistym stylu, skomentował Zbigniew Hołdys. Pisownia oryginalna:
„Ci, co się masturbują Hieną Roku dla W. i F., są wyznawcami religii dla kmiotów i pomniejszych ścierwojadów, przyznających sobie złote kloce".
Czyli co? Niesłusznie przyznano? Moim zdaniem – całkiem zasłużenie! Wpisuję się więc w tych „pomniejszych ścierwojadów”, chociaż znam przyjemniejsze sposoby masturbacji. 
 
Sprawa dotyczy programu „Poranny WF” prowadzonego przez w/w. W audycji z 12 czerwca, w nawiązaniu do wygranego poprzedniego wieczora przez Ukrainę meczu ze Szwecją, w czasie Euro 2012, Wojewódzki mówił m.in., że „zachował się jak prawdziwy Polak” i "wyrzucił swoją Ukrainkę". Figurski uzupełnił: „Ja po złości jej dzisiaj nie zapłacę" oraz: „Powiem ci, że gdyby moja była chociaż odrobinę ładniejsza, to jeszcze bym ją zgwałcił".
W ostatnich dwóch latach SDP nie przyznało Hieny Roku.
W zasadzie beknął tylko Figurski. Wojewódzki dalej popisuje się swoim specyficznym poczuciem humoru na antenie radia Eska Rock. Prowadzi teraz „Zwolnienie z WF-u”, razem z Bartoszem Węglarczykiem i Maciejem Stuhrem.
Pieniądze nie śmierdzą! Wywalili Figurskiego, ale Wojewódzki robi „słuchalność”, więc jego wyczyn zamieciono pod dywan.


środa, 19 grudnia 2012

PZU też by wypłacił?! Wątpię!

            Rzecz się działa w Australii. Pięć lat trwała batalia sądowa o odszkodowanie za wypadek w czasie seksu, jaki to miał miejsce „na delegacji”.
Kobieta pracującą dla federalnej agencji rządowej, została wysłana do pracy „w teren”. Zarezerwowano jej motel i po kolacji z przyjacielem, udali się wiadomym celu - do pokoju. Mieli pecha – w czasie „zabawy w tatę i mamę”, na głowę kobiety spadł szklany klosz. Spowodowało to uszkodzenie nosa i ust, która trafiła do szpitala, a potem cierpiała na napady lękowe i depresję. Komisja lekarska uznała ją za niezdolną do pracy. 
 

Zażądała więc odszkodowania od firmy Comcare (zajmuje się ubezpieczeniami pracowniczymi), a gdy ta odmówiła, rozpoczął się proces sądowy. Argumentacja ubezpieczyciela sprowadzała się do stwierdzenia, ze seks nie był związany z jej ustawową pracą. Jednakże Sąd Federalny stwierdził, że nie miało znaczenia, czy kobieta spędziła wieczór uprawiając seks, czy na grze w karty, wciąż bowiem była w pracy. W rezultacie odszkodowanie kobiecie przyznano.
Po wyroku prawnicy Comcare stwierdzili, że rozważają oddanie sprawy do Sądu Najwyższego Australii.


wtorek, 18 grudnia 2012

Rektor pokazał co to demokracja

Studenci z Diecezjalnego Ośrodka Duszpasterstwa Akademickiego „Martyria" w Bydgoszczy podjęli maraton modlitewny w intencji rektora Uniwersytetu Kazimierza Wielkiego, Janusza Ostoji Zagórskego, który nakazał zdjęcie krzyży ścian swojego gabinetu i senatu.
 
- W państwowej uczelni świeckiej powinno być eksponowane godło państwowe, bo jest wspólnym symbolem dla wszystkich. A krzyż nie musi – stwierdził rektor.
Bydgoscy studenci swoją inicjatywę powiązali z Adwentem, który jest radosnym oczekiwaniem na przyjście Chrystusa. W ten sposób chcą wyrazić swój sprzeciw, domagając się powrotu krzyży na stare miejsca.
Trybunał Praw Człowieka w 2009 r. wydał wyrok, stwierdzając, że obecność krzyża w salach wykładowych i klasach narusza wolność sumienia i wyznania. Po apelacji Włoch wyrok zmieniono. Sędziowie uznali, że krzyże mogą wisieć w salach, jeśli taka jest wola danego kraju.
Demokracja jest ponoć najlepszym ustrojem z możliwych, gdyż odzwierciedla wolę większości. Problem w tym, że jeśli np. na jednej ulicy mieszka setka sutenerów i Matka Teresa, rację mają sutenerzy.

poniedziałek, 17 grudnia 2012

Błyskotliwy, jak zwykle, Lechu, nic nie kuma!

             Były prezydent Lech Wałęsa błysnął formą intelektualną w wywiadzie udzielonym dla „Wprost”. Wydawało się, że książka jego żony Danuty „Marzenia i tajemnice”, miała już swoje pięć minut, a tu znowu - trup w szafie!
             - Książka mojej żony nie powinna powstać. Jestem za prawdą i równouprawnieniem, ale nie nagle, nie po 50 latach małżeństwa! - mówi Lechu. - 50 lat miałem spokój, byłem ważniejszy! Teraz ważniejsza jest żona. Przychodzę do domu, lodówka pusta, bo ona akurat pojechała na spotkanie autorskie – dodaje gorzko.
              Tak, pusta lodówka boli! Tym bardziej jak człowiek był przyzwyczajony do hołdów i skakania wokół niego. A tu chleb trzeba pokroić, posmarować, coś tam między kromki włożyć. I ta ważność żony! Służyć ma, a nie gdzieś się włóczyć!
               Jest też aspekt „artystyczny”. - Jestem zły, bo wydałem z pięć książek i wszystkich razem nie sprzedałem tyle, ile ona jednym ruchem. Byliśmy pięknym małżeństwem. Żadnej kłótni, a teraz to się trochę za głowy łapiemy – żali się Lechu.
Jak ona śmiała?! Gdyby książka okazała się porażką – to co innego! Wtedy Danka by wiedziała, ze jej miejsce jest w kuchni przy krojeniu chleba dla noblisty.
              - Posłałem żonę po Nobla, a ona mówi, że pojechała jako matka Polka? No to była zmiana koncepcji! Jednak byłem za sterem, a nie żona.
               Dla niego to oczywista oczywistość, ze Nobla dostał za zasługi, a nie koniunkturalnie. Przecież zawsze był sam sobie sterem, żeglarzem i okrętem. A że czasami totalnie „odpływa”, to już inna bajka, chociaż kilka razy przerabiana.
               Zabolało, ale nie na tyle, by jak twierdzi noblista, by rozbić małżeństwo. „Pomroczność jasna” jest, jak widać, chorobą rodzinną.
               Trochę to jak z zajączkiem. Budzi się rano i podśpiewuje nad rzeczką.
               - Jestem królem zwierząt, jestem królem zwierząt!
               Nagle widzi ziewającego lwa.
               - Coś mi się popierdoliło, coś mi się popierdoliło! - kontynuuje.


niedziela, 16 grudnia 2012

Dasz, nie dasz i tak zwiędniesz!



Louise i Martine Fokkens są 70-letnimi bliźniaczkami, mieszkającymi w Amsterdamie. Obie ponad 50 lat pracowały  jako prostytutki.  W czasie swojej kariery obsłużyły, bagatela! - ponad 355 tysięcy klientów. 

Pracowały, gdyż Louise przeszła na zasłużoną emeryturę, z powodu choroby stawów. Prowadziły swój własny burdel, ale musiały go zamknąć, gdyż nie starczało im na łapówki. 

Martine potrzebuje pieniędzy i nadal pracuje w branży. Ubrana w czarne, wysokie buty, skórzaną sexi bieliznę, ma swoje „okno wystawowe” w dzielnicy czerwonych latarni.
Bliźniaczki są z natury wesołe, uwielbiają kwiaty, plażę i zabawy na śniegu. Holenderscy dokumentaliści Gabrielle Provaas i Rob Schroeder, nakręcili o nich film, obrazujący drogę do zawodu, ilustrowaną wspomnieniami, starymi zdjęciami, a nawet wywiadami klientami.


 

 

sobota, 15 grudnia 2012

Papież też człowiek, czasem ogóra chce zakisić!



W Polsce homoseksualizm traktuje się jako fanaberię, zboczenie czy wynaturzenie, a w najlepszym razie jako chorobę. Stąd też pewnie „pewna nieśmiałość” środowisk bi i homo.
W styczniu 2002 r. włoscy geje poprosili papieża, by przedzielił im „świętego opiekuna”. Prośba została, oczywiście, z wielkim oburzeniem odrzucona!
            A tymczasem historia Watykanu zna co najmniej dziesięciu wyuzdanych papieży-rozpustników o delikatnie mówiąc, nietypowych upodobaniach seksualnych.
Benedykt IX – handlował tronem papieskim. Trzykrotnie wybrany papieżem, cechowała go wręcz niespotykana „chuć”. Jego wybryki przewyższają ekscesy gwiazd rocka! Podobno uznano wówczas, że pałac papieski to najlepszy burdel w mieście. Rżnął ponoć równo, wszystko, co nie uciekało na drzewo. Kobiety, mężczyzn i zwierzątka. Wierni próbowali go zabić w czasie uroczystej mszy w intencji apostołów, ale bez powodzenia.
Bonifacy VIII król Francji Filip IV oskarżył Bonifacego o nadużycia seksualne (m.in. biseksualizm i pedofilię), bluźnierstwa (eucharystia miała być dla niego tylko „mąką i wodą”, niewiara w życie pozagrobowe, konszachty z diabłem, twierdzenie, iż grzechy cielesne nie są grzechami), zamordowanie Celestyna V, kupczenie godnościami kościelnymi, jedzenie mięsa w okresie postu, uzurpację urzędu papieskiego i herezję. Jak by nie było, wkrótce  68-letniemu papieżowi odbiło i wkrótce zmarł. 
Antypapież Jan XXIII – przed papieżowaniem bezwzględny pirat i morderca. W czasie tzw. trójpapiestwa jako ulubioną rozrywkę uważał gwałcenie chłopców i dziewcząt. Łapał ich wprost na ulicach swojego miasta. Ponoć kopulował niemal z całą swoją rodziną.
Paweł II – uważany za wroga kultury i barbarzyńcę. Szokował ubiorem o brakiem gustu. Wymyślił święto powitania wiosny, wpisując się w tradycje pogańskie Mardi Gras. Osobiście przygotowywał i kontrolował przebieg defilad ulicznych. Na jego polecenie w korowodach brali udział młodzi mężczyźni, przebrani za ponętne kokoty.
Pawełek bardzo lubił zabawę w Demiurga, a szczególnie stwarzanie przedsionku piekła. Papiescy strażnicy wyłapywali na ulicach młodych przystojniaków i pod byle pretekstem wtrącali do papieskich lochów. Tu w obecności „szefa”, torturowali ich całymi nocami. 

Sykstus IV - jako chłopak był kochankiem kardynała, potem zgwałcił swoje siostry, a z najstarszą miał kilka dzieci. Ponoć utrzymywał stosunki seksualne ze swoimi dziećmi. Był jednym z najmocniej krytykowanych aspektów pontyfikatu Sykstusa IV był nepotyzm, który praktykował na skalę niespotykaną. Aż sześciu swoich krewnych wprowadził do Kolegium Kardynałów, nadając im szereg lukratywnych posad i majatków. Prywatnie był człowiekiem mściwym, w celu zdobycia pieniędzy tolerował prostytucję, którą wysoko opodatkował. Podatek ten musieli opłacać także księża, ale w zamian oficjalnie mogli trzymać kurwy na plebanii.
Z sutenerstwa Sykstus IV uczynił bardzo dochodowy interes (osobiście wydawał licencje na burdele) i wprowadził płatne odpusty, które okazały się absolutnym hitem na rynku. Z Sykstusem IV wiążą się także początki hiszpańskiej inkwizycji.
Leon X – syn władcy Florencji, został kardynałem w wieku 13 lat. Zasłynął ekskomunikowaniem Marcina Lutra. Uwielbiał wielkie torty, z których wyskakiwali nadzy, młodzi chłopcy.
Klemens VII – wuj królowej Francji Katarzyny Medycejskiej. Klemens VII bardzo lubił grzyby. Aby mieć do nich stały dostęp, zakazał wszystkim jedzenia tych rosnących na papieskich włościach. Warto dodać, że Jego Świętobliwość odszedł z tego świata po tym, jak skonsumował muchomora sromotnikowego.

Juliusz III – tron papieski objął w 1550 r. Amator zabaw erotycznych w  środowisku artystów, dla których był jak prawdziwy ojczulek. Lubił ludziom sprawiać przyjemność! Ciągle mianował nowych kardynałów, głównie ze swojej rodziny, ale nie tylko. Kiedyś purpurą obdarował służącego opiekującego się małpami, które dla zabawy hodował w ogrodzie. Znalazł kiedyś na ulicy trzynastoletniego żebraka i uczynił go swym kochankiem. Z czasem mianował go nawet kardynałem.
Innocenty VIII – nazywano go powszechnie „ojcem ojczyzny”, ponieważ miał aż 16 nieślubnych dzieci.  Oprócz seksu lubił szmal, ułaskawiał wszystkich bandytów, jeżeli mu za ułaskawienie zapłacili.
            Upodobanie seksualne miał niesprecyzowane, walił i kobiety, i młodych chłopców. Będąc młodzieńcem, zadowalał kardynała Filipa Calendrina. 

Aleksander VI - czyli Rodrigo de Borgia y Borja … Jego dzieci – legalne i nielegalne trudno zliczyć. Nietaktem byłoby potratować go zdawkowo. Cała rodzinka zapisała się jako truciciele, rozpustnicy i mordercy.  Kościelne zaszczyty były dla nich tylko narzędziem władzy i świetnym rodzinnym biznesem. Sam Olek lubił pod swoimi oknami puszczać ogiery na klacze i w towarzystwie kochanek oraz kardynałów, chętnie przyglądał się temu widowisku.
             
Święci i nieomylni! Uprawiali nie tylko seks homo, ale również pedofilię i zoofilię. Seks hetero był dla nich czymś tak oczywistym, że nie warto o tym wspominać.
Celibat? Przez ¾ swojej historii Kościół rozumiał celibat jako wstrzemięźliwość seksualną księdza, niezależnie od tego czy żył w rodzinie czy samotnie. Przez wiele wieków wyświęcano żonatych mężczyzn, jednak zakładano, że przyjęcie wyższych święceń kapłańskich wyklucza normalne życie małżeńskie. W tym duchu wypowiadają się papieże już w IV wieku. Natomiast jeśli będziemy mówić o celibacie w sensie ścisłym, tak jak go dzisiaj rozumiemy, to historia nie jest wcale taka dawna. Istotny zapis znajdujemy dopiero w kodeksie z 1917 r. Powołuje się on na prawodawstwo soboru trydenckiego (połowa XVI w.). Jednak, gdy czytamy z kolei tekst trydencki, nie jest on jeszcze wcale taki jednoznaczny.
Celibat wprowadzono po to, by nie rozdrabniać majątków kościelnych. Chodziło o to, by po ojcach papieżach, kardynałach i biskupach nie mogły dziedziczyć ich dzieci.
 

 
 

piątek, 14 grudnia 2012

Pończocha na pieszczocha

Pierwszą prezerwatywę wymyśliły ponoć kochanki króla Krety, Minosa - syna Zeusa i Europy. Jego nasienie wg mitu, zawierało żmije i skorpiony. Aby przeżyć z nim seks, kobiety umieszczały w pochwie prezerwatywę, którą był kozi pęcherz.
Jako pierwsza wpadła na to Prokris (czyżby zbieżność z prokreacją?) córka ateńskiego króla Erechteusa.
Prezerwatywy są jednym z najstarszych znanych sposobów antykoncepcyjnych, chociaż obecnie pełnią i inne funkcje – mogą być z nawilżaniem, zapachowe, smakowe, z różnymi różnistymi wypustkami, dzyndzlami, kolcami i hubami. Może też stanowić całość z wibratorem!
Dawniej wytwarzane były z jelit zwierzęcych, dzisiaj produkuje się je z lateksu (rzadziej z silikonu). Egipcjanie używali prezerwatyw już w roku 1350 p.n.e. jako ozdobnych osłonek na penisy.
Prezerwatywa stała się popularną ochroną przed niechcianą ciążą w XVIII wieku. Jednak breve papieskie z 1826 r. będące stanowiskiem Kościoła katolickiego oceniało kondom negatywnie i potępiało jego stosowanie. Bowiem - tylko prokreacja! Kobieta czerpiąca przyjemność z seksu smażyć się będzie w piekle!
Stąd też pewnie „dziurki do robienia dzieci” w nocnych koszulach Matek-Polek.
A ten wierszyk?! Oj działo się, działo w noc poślubną!
- Nie gwoli swawoli,
ale gwoli rodu ludzkiego pomnożenia
daj mi waćpanna swego przyzwolenia!
- W imię ojca i syna!
Niech waćpan zaczyna!
A propos… Pierwsza prezerwatywa lateksowa została wyprodukowana w 1912 r. przez polskiego chemika Juliusa Fromma. Górą nasi!
Ktoś kiedyś powiedział, że walenie w kondomie, to jak lizanie lizaka przez szybę! Ale to było tak dawno temu, że nawet najstarsi ormowcy nie pamiętają! Nikt wtedy nie słyszał o HIV/AIDS.