kontakt

czwartek, 31 października 2013

Nogi nie ma, ale jaja ma żelazne!

            29-letni Amerykanin Josh Sundquist pochodzący z Wliamsburgu (Wirginia), może być przykładem samozaparcia i siły ducha. Gdy miał 9 lat zdiagnozowano u niego rzadką odmianę raka kości i skończyło się na amputacji lewej nogi. Lekarz uprzedził go, że musi wzmocnić prawą nogę, by w miarę normalnie funkcjonować. Josh nie bardzo palił się do ćwiczeń, a czas mijał...
             Śmieciowe jedzenie i lenistwo zrobiły swoje, zaczął tyć. W wieku 15 lat zafascynowało go .. narciarstwo i przeniósł się do Kolorado, by realizować swoją pasję. Nie dość tego, zaczął pakować na siłowni i codziennie jeździł na rowerze, pokonując dziesiątki kilometrów. 
              W 2006 r. trafił nawet do paraolimpijskiej narciarskiej reprezentacji Stanów Zjednoczonych i wziął udział w IX Igrzysk Paraolimpijskich , które odbyły się w Turynie. Startował w dwóch dyscyplinach - slalom i slalom gigant.
              Po wycofaniu się z profesjonalnego ścigania, ukończył studia biznesowe, a potem w zakresie komunikacji międzyludzkiej i wrócił w rodzinne strony. Jest tak zwanym „mówcą motywacyjnym”, a pierwsze wystąpienie publiczne zaliczył już w wieku 16 lat. Napisał kilka książek o walce z samym sobą i motywacji, publikuje również w prasie, puszcza filmy na YouTube. Dalej chodzi na „siłkę”, a formy można mu pozazdrościć. 
            Imponuje muskulaturą, a i wyniki ma imponujące. Robi przysiady ze sztangą ważącą ponad 100 kg!
Od pewnego czasu rok w rok Josh Sundquist, z okazji zbliżającego się Halloween, a także w czasie karnawału, robi sobie jaja, wymyślając niedzienne kostiumy. 



 
              Poczucia humoru można mu pozazdrościć!
              Człowiek wpada w kompleksy widząc jego poczynania! I kto tu jest niepełnosprawny?!

środa, 30 października 2013

„Hotel miłości” czy po prostu burdel?

              Szacuje się , że w Japonii działa około 40.000 przybytków nazywanych Love Hotel, gdzie można skorzystać z pokoju na godziny z „profesjonalną” obsługą. Dysktecja zapewniona! Nie ma tam typowej recepcji, pokój można wynająć za pośrednictwem Internetu albo korzystając z automatu w holu.
Idą na to nie tylko „amatorzy kwaśnych jabłek”, ale również małżonkowie, którzy nie maja gdzie „spełnić obowiązku”. Kłopoty mieszkaniowe w Japonii są potężne, często razem mieszkają rodziny wielopokoleniowe i prawdziwa prywatność jest wątpliwa.
              Wiele z tych „hoteli” za nadrzędny cel stawia sobie zaspokojenie wszelkich fantazji seksualnych klientów. Począwszy od wystroju po obsługę. Czasem są to wręcz „odlotowe” propozycje, ale chętnych nie brakuje.
              Amerykański fotograf Misty Keasler w swojej książce, „Hotels”, zobrazował te najbardziej „kreatywne”, rozsiane po całej Japonii. 

                Wystrój może być naprawdę oszałamiający! Praktycznie dla każdego, coś miłego!
               Tęsknisz za dzieciństwem? Pomożemy w przywróceniu wspomnień!
                Nieco inny konik, do innych zabaw.
                 Siermiężnie, ale swojsko...
                Można i za kratami... Czyżby reminiscencje z przeszłości? 


                  Panie od koloru do wyboru! Uczennice, styl manga, stewardesy... 
                A jeśli pokój wydaje się zbyt „tradycyjny”, można wynająć kajutę na... „Queen Elisabeth” i... płynąć, żeglować, stawiać maszt!
                Cennik „hotelu miłości” wystawiony do wglądu na zewnątrz budynku zawiera zwykle dwie taryfy. Za dwie-trzy godziny, trzeba zapłacić od czterech do dziesięciu tysięcy jenów, a za całą noc trzy do pięciu tysięcy więcej. Aktualny kurs jena, to ok. 3,1 PLN...
               Droga przyjemność! Chyba nie na naszą kieszeń...

wtorek, 29 października 2013

Smak ciała białej kobiety

             Świrów na całym świecie dostatek, ale czasem włos na głowie się jeży, gdy czyta się o ich „wyczynach” i poniesionych potem konsekwencjach. Seryjni mordercy zdają się prawie „normalni” wobec urodzonego w Kobe (1949 r.) Japończyka Issei Sagawy. 
               W 1981 r. zabił, zgwałcił i zjadł swoją koleżankę, Holenderkę Renée Hartevelt. Studiował wtedy na Sorbonie literaturę angielską. Zaprosił kobietę na kolację, a pretekstem była dyskusja o literaturze. Próbował ją upić, potem zaczął się do niej dobierać. Spotkał się ze zdecydowaną odmową seksu i totalnie mu odbiło. Strzelił jej z karabinu w kark, z trupem odbył stosunek, a potem zwłoki ułożył na swoim łóżku.
              Przez kilka dni odcinał kawałki ciała Renée Hartevelt i je jadł. Jako serwetek używał bielizny kobiety, puszczał sobie również nagranie jej głosu. Dokumentował to nawet zdjęciami. Gdy zwłoki zaczęły się rozkładać, poćwiartował je, zapakował w olbrzymie walizki i próbował się ich pozbyć w parku. Ktoś zauważył wystającą dłoń i zawiadomił policję, która szybko namierzyła kanibala.
             Do procesu nie doszło, gdyż poprzez kruczki prawne bogaty ojciec Issei Sagawy doprowadził do ekstradycji i „dożywotniego” umieszczenia syna w szpitalu psychiatrycznym. Wypuszczono go stamtąd po 18 miesiącach, uznając, że jest „zdrowy

               Issei Sagawa poczuł się zupełnie bezkarny, stał się nawet sławny na całym świecie. Napisał kilka książek, gdzie próżno szukać jakiejkolwiek skruchy. Nawet jakby upajał się swoim kanibalizmem. Wystąpił również w filmie erotycznym „Sypialnia”, prowadzi własną kolumnę w jednym z japońskich brukowców.
              Jak twierdzi, zawsze fascynowały go wysokie, piękne kobiety i marzył, by dosłownie poznać „smak ciała białej kobiety”. Poprzez zjedzenie chciał „wchłonąć jej energię”, dowartościować się, gdyż jest „mały i brzydki”.
Ponoć teraz fantazją Issei Sagawy jest zostać zjedzonym przez jakąś młodą, europejską kobietę. Uważa, że tylko to go uratuje i wyzwoli od ciągle pulsującej we wnętrzu, ale ukrywanej obsesji.
              Szkoda, że Issei Sagawa nie jest zoofilem... Wtedy mógłby swoje fantazje erotyczne zrealizować np. z krokodylem różańcowym. Byłbym za! Nawet bardzo!


poniedziałek, 28 października 2013

Spacer w głąb cipki

             W Johannesburgu (RPA) dawne więzienie dla kobiet (przebywała w nim m.in. Winnie Mandela) przebudowano na muzeum, które zaprojektowała 30-letnia Reshma Chhiba. Jest to 12-metrowa wagina, a zwiedzaniu instalacji towarzyszą efekty dźwiękowe.
             Już samo wejście do budynku jest dość szokujące. Potem jest zupełnie po bandzie!

      
           Bardzo realistyczna instalacja „Giant Walk-In Vagina” (olbrzymia mówiąca wagina) stworzona jest z bawełny i aksamitu. Wchodzący „na znak szacunku dla świętego miejsca” (słowa artystki) muszą zdjąć buty i dalej idą boso. Witają ich krzyki i szyderczy, histeryczny śmiech. 














            W zamierzeniu jest to protest przeciwko dyskryminacji kobiet i przemocy, stąd też byłe więzienie dla kobiet było idealnym obiektem do przekształcenia w instalację. W RPA dochodzi do 65 tysięcy gwałtów rocznie i jest to jeden z największych wskaźników na świecie. 














             Jak się można było spodziewać, instalacja budzi spore kontrowersje. Reshma Chhiba dwa lata uzgadniała wszystko z kuratorem wystawy, a mimo to nie uniknęła oskarżeń o pornografię i bluźnierstwo. Sama artystka twierdzi, że w żadnym przypadku nie miała na celu szokowania, a walczy jedynie o szacunek dla kobiecego ciała. Wagina jest najbardziej intymną jego częścią, wstydliwym tabu, o którym, w ogólnym wyobrażeniu, nie wypada mówić.


niedziela, 27 października 2013

Papier do... drugiej twarzy

            Ongiś kabaret Tey prezentował scenkę, w której klient w sklepie, takiej „kolonialce”, rozmawia ze sprzedawcą.
- Proszę papier do dupy.
- Mówi się papier toaletowy - pouczył go „kulturalny” sprzedawca.
- Dobra, dobra! I jeszcze mydło!
- Toaletowe?
- Nie, nie! Do twarzy!
            Inwencja twórców dosięgła również tych, tak „niezbędnych” produktów. Kreatywność projektantów budzi niekłamany podziw! I nie chodzi tutaj o jakieś kolorki, kwiatki na łące czy koniczynki. 
              Coś dla miłośników horrorów! Można sobie poczytać, a potem „spuścić w kanał”! Byle się nie przestraszyć, bo zatwardzenie gotowe! 
            Czasem najlepsze pomysły przychodzą niespodziewanie i to w najbardziej dziwnych miejscach. Dobrze więc w „świątyni dumania” mieć pod ręką długopis i notować, notować, notować! Po korekcie... do użycia! 

 
            „Dokształt” zawsze w cenie! Taka mała propozycja dla ciekawskich - „Rzeczy, których nie wiedzieliśmy...", czyli po prostu ciekawostki z różnych dziedzin. 











 
            Czasem „operacja” trwa na tyle długo, ze można się zająć rozrywkami umysłowymi. Może być jakaś krzyżówka czy sudoku. 











 
        
            Miejsce zbrodni! Taaak... Czasem „gazy bojowe” powalą każdego! 












             Mam cię dokładnie TU! Nie podskoczysz mi! 



















Nie polecam! Strach się bać i sprawdzać, czy to tylko malunek! 














              A co! Stać mnie!
              Zanim pojawił się ten „epokowy” wynalazek , do podcierania używano tkanin wełnianych, koronkowych lub konopnych. Biedni uciekali się do pomocy trawy, siana, piasku, mchu, liści, wody, śniegu, czy nawet żwiru, w zależności od kraju i warunków atmosferycznych. W starożytnym Rzymie używano też gąbek.
              W w wielu państwach przez długi czas jako papieru toaletowego używano gazet i stron z książek telefonicznych. Jedna z amerykańskich gazet była nawet sprzedawana z otworem w narożniku, dzięki któremu można ją było wieszać na haku przytwierdzonym do ściany w ubikacji.
Pierwszy fabryczny papier toaletowy został wprowadzony na rynek przez Josepha C. Gayetty'ego w Stanach Zjednoczonych w 1857 r. Nazwisko Gayetty było drukowane na każdym arkuszu.
             W zasadzie komentarz jest zbyteczny! Jak by nie patrzeć fajnie jest podetrzeć się kilkoma setkami dolarów czy ileś tam euro! Tarka, w założeniu, już jest mniej przyjemna...




  

sobota, 26 października 2013

Śmierć w oczach, wyścig dla ryzykantów

             International Isle of Man TT (Tourist Trophy) Race to wyścigi motocyklowe rozgrywane niemal nieprzerwanie od 1907 roku na Wyspie Man, lezącej między Wielką Brytanią a Irlandią. Od lat uważane są za jedne z najbardziej prestiżowych zawodów na świecie. 
              Wydarzenie to w latach 1949–1976 było częścią FIM Motocyklowych Mistrzostw Świata. Potem w związku z kontrowersjami związanymi z bezpieczeństwem, impreza wypadła z kalendarza Mistrzostw w 1977 r. Aby zachować status wyścigów międzynarodowych w latach 1977–1990 The Isle of Man TT Races została utworzona nowa formuła wyścigów: Formuła TT. 
              Od 1989 r. wyścigi są rozgrywane pod egidą Departamentu Turystyki Wyspy Man jako Isle of Man TT Festival.
               Wyścigi odbywają się na przełomie maja i czerwca, a osiągana prędkość to nawet 300 km/h. Trasa prowadzi górski i drogami, a każdy błąd to praktycznie śmierć. Żniwo jest okrutne i przerażające. Zginęło już 240 zawodników i 14 widzów.
              Organizatorzy wyścigów w tzw. szaloną niedzielę ( Mad Sunday) umożliwiają wszystkim chętnym jazdę na górskim odcinku między Ramsey i Douglas.
              Wypadki się zdarzały, ale ofiar śmiertelnych nie odnotowano.
 

piątek, 25 października 2013

Ćpasz? Zobacz jak będziesz (jeśli przeżyjesz) wyglądać

              Od 2004 r. w Internecie biuro szeryfa hrabstwa hrabstwa Multnomah w stanie Oregon (USA) publikuje policyjne zdjęcia narkomanów, dokumentując jak zmienia się ich twarz na przestrzeni lat. Seria zdjęć nosi tytuł „Faces of Meth" (twarze meth), co wiąże się z metamfetaminą. W Polsce występuje rzadko, jednak jest to popularna substancja w Czechach i na Słowacji (pervitin). W USA jest równie popularna jak w Polsce zwykła amfetamina, jest tam również dostępna jako lek w celu leczenia ADHD i otyłości pod nazwą handlową Desoxyn.


              Uzależnieni tracą zęby, straszliwie chudną, cera ich jest szara, drapią się do krwi, powodując trudno gojące się rany.
              Fotografie pokazują pierwsze aresztowanie użytkownika narkotyków, a obok drugie, wykonane później, gdy osoba jest wyraźnie uzależniona.
              Każda z nich opisała swoją drogę do twardych narkotyków (heroina, kokaina, metafetamina) i ma to być przestrogą dla innych. Najczęściej zaczynali w szkole, pewni swego „panowania” nad używkami, od alkoholu i marihuany.
             Zdjęcia wykonano w nadziei, że staną się ostrzeżeniem dla młodych ludzi, którzy może głęboko się zastanowią sięgając po dowolny narkotyk. Jest to bowiem droga ku śmierci.


czwartek, 24 października 2013

Nago, nago jak za dawnych lat!

             Dość niecodzienny koncert odbył się w Tokio. Niecodzienne były stroje 15. instrumentalistek orkiestry, z panią dyrygent włącznie.
              Hmmm... Kobiety grały ubrane w powietrze, wystąpiły sauté, czyli nago. Pani dyrygent miała specjalne „wejście”. Pojawiła się na scenie we fraku i odwaliła przepisowy strip-tease.
             O jakości gry lepiej nie wspominać! Jak się jednak można domyślać, panie nagrodzone zostały gromkimi brawami. Nic dziwnego, na widowni przeważali mężczyźni.

środa, 23 października 2013

Brytyjski pierwowzór Rambo

           John Malcolm Thorpe Fleming „Jack” Churchill (ur. 16 września 1906 w Surrey, zm. 8 marca 1996 w Surrey) był oficerem British Army. Nosił ksywy „Fighting Jack Churchill” (waleczny) i „Mad Jack” (wściekły, szalony).
              W czasie II wojny światowej służył w szeregach oddziałów Commando. W bój zwykł wyruszać uzbrojony w długi łuk, strzały oraz pałasz claymore. Był autorem zdania: „każdy oficer udający się w bój bez miecza jest nieodpowiednio uzbrojony”.
No jasne! Szczególnie, jeśli idzie naprzeciw karabinów maszynowych!
Churchill urodził się w angielskim Surrey i ukończył Royal Military Academy w Sandhurst. W 1926 r. rozpoczął służbę w Birmie wraz z Regimentem Manchesterskim. Opuścił armię w 1936 r. i rozpoczął pracę redaktora gazety. Dobrze grał na dudach (!), a że i dobrze strzelał z luku, zagrał małą rolę w filmie „Złodziej z Bagdadu”.
             Do armii powrócił po wybuchu wojny. W maju 1940 r., wraz z manchesterczykami, uderzył z zasadzki na niemiecki patrol w pobliżu francuskiego L'Epinette. Churchill dał sygnał do ataku poprzez posłanie strzały w niemieckiego feldwebla, stając się jedynym znanym brytyjskim żołnierzem, który powalił przeciwnika z długiego łuku w trakcie wojny. Po ewakuacji Dunkierki zaciągnął się do komandosów, gdyż kręciło go niebezpieczeństwo.
           I teraz... A zasadzie mało kto uwierzy jaki to był twardziel, ale jednocześnie szczęściarz. Nie ma sensu wymieniać wszystkich jego akcji, ale tak tylko dla „posmakowania”, jaki z niego był kozak! 
             Był zastępcą dowódcy 3 Commando podczas Operacji Archery, czyli ataku na niemiecki garnizon w Vågsøy 27 grudnia 1941 r. Gdy opadły rampy pierwszej z jednostek pływających, Churchill wyskoczył naprzód i nim cisnął granat, ruszając do ataku, zaczął grać na swoich dudach. Za postawę pod Dunkierką i Vågsøy otrzymał Military Cross.
            W 1942 r., wraz z pięcioma komandosami, schwytał 300 ludzi we wrogiej placówce. Cała akcja trwała trzy tygodnie, podczas których ukryci w gęstych zaroślach komandosi, żywili się wyłącznie Marmite'em oraz salami.
               W 1944 r. jego komandosi wspierali Armię Wyzwolenia Jugosławii, Josipa Broz Tito z adriatyckiej wyspy Vis. W maju Churchillowi rozkazano zdobycie wyspy Brač, znajdującej się w rękach Niemców. Do wykonania zadania zorganizował kombinowany oddział, składający się z 1500 partyzantów oraz kontyngentu komandosów z 40 Commando i własnego 43 Commando. Lądowanie odbyło się bez przeszkód, jednak gdy dotarli do orlich gniazd na szczytach, partyzanci postanowili przełożyć atak na następny dzień. Dudy Churchilla przyzwały do natarcia pozostałych komandosów, jednak po ostrzelaniu przez RAF-owskiego Spitfire'a dowódca wycofał oddział i odroczył akcję do rana. O świcie nastąpił atak flankujący 40 oraz 43 Commando, ale partyzanci pozostali w miejscu lądowania. Zaledwie sześciu ludzi z Churchillem na czele dotarło do celu, ostrzał z moździerzy oszczędził tylko grającego na dudach „Mad Jacka”. W końcu ogłuszył go granat i Churchill został przewieziony do Berlina na przesłuchanie. Potem trafił do obozu w Sachsenhausen.
              We wrześniu 1944 r. wraz z oficerem Royal Air Force, przeczołgał się pod drutami przez opuszczoną rurę ściekową. Zamierzali iść aż do Bałtyku, ale zostali schwytani w pobliżu Rostocku, parę kilometrów od morza. Pod koniec kwietnia następnego roku 140 więźniów wraz z Churchillem zostało przetransportowanych do Tyrolu w obstawie SS. Wobec zbliżających się jednostek amerykańskich, strażnicy dali nogę i Churchill był wolny.
Trwała nadal wojna na Pacyfiku i „Mad Jack” został posłany do Birmy, gdzie bronili się Japończycy. Nim dotarł do Indii zrzucone zostały bomby na Hiroszimę i Nagasaki, kończąc wojnę. Churchill skomentował to dość specyficznie: „Gdyby nie ci przeklęci Jankesi moglibyśmy pociągnąć tę wojnę przez następne dziesięć lat”.
              W późniejszych latach Churchill służył jako instruktor w szkole wojny lądowo-powietrznej w Australii, gdzie stał się żarliwym zwolennikiem surfingu. W Anglii był pierwszym człowiekiem, który surfował po fali przyboju rzeki Severn i zaprojektował własną deskę. Emerytura nie przyniosła końca jego ekscentrycznym zachowaniom. Miał zwyczaj codziennie, podczas powrotu do domu pociągiem, wyrzucać swoją walizkę przez okno wagonu, czym niejednokrotnie napędził stracha podróżnym i konduktorom. Później tłumaczył, iż wyrzucał ją do swojego własnego ogrodu, by nie musieć jej nieść ze stacji.
Z armii ostatecznie odszedł w 1959 roku, z dwoma Orderami za Wybitną Służbę. Zmarł w swoim domu w Surrey w 1996 r.
              Ożeż ty... Ale życiorys!

wtorek, 22 października 2013

Koń jaki jest, każdy widzi

            W erze Internetu w zasadzie nie ma problemu, by uzyskać jakąkolwiek informację. Problem tylko w segregacji netowych śmieci. Ongiś gorzej bywało, szlachta polska jeśli już, informacje czerpała głównie z kalendarzy.
             Pierwsza polska encyklopedia powszechna ukazała się w 1745 r. Jej autorem był Benedykt Joachim Chmielowski herbu Nałęcz, ksiądz katolicki, kanonik kijowski. 
           Tytuł, jak wtedy było w modzie, był zajebisty! Powszechnie skraca się go do - „Nowe Ateny”. Encyklopedia miała 2 wydania: pierwsze w latach 1745-1746; drugie, uzupełnione i rozszerzone, w latach 1754-1756.
          Dziełem Benedykta Chmielowskiego był również niezwykle popularny modlitewnik „Bieg roku całego” (1728 r.), w XVIII i XIX wieku drukowany ponad 20 razy. „Popełnił” także herbarz „Zbiór krótki herbów polskich oraz wsławionych cnotą i naukami Polaków” (1763 r.) oraz książkę religijną „Ucieczka przez świętych do Boga” (1730 r.).
Z encyklopedii Benedykta Chmielowskiego można dowiedzieć się wielu „ciekawych” rzeczy!  Wiadomości obejmujące kilkanaście dziedzin wiedzy zaczerpnął od ponad stu autorów, począwszy od starożytnych, np. Pliniusza Starszego, aż po sobie współczesnych; wiele z nich opatrzonych jest nie pozbawionym krytycyzmu komentarzem autora, w innych autor powołuje się na wybitne osobistości antyku, by firmować własne „wiekopomne” spostrzeżenia.
            To z „Nowych Aten” pochodzą słynne słowa „Koń jaki jest, każdy widzi i „kozy – śmierdzący rodzaj zwierząt”. Były też rady jak uchronić się przed czarami: „Nade drzwiami wilczy pysek dla prezerwatywy od czarów".
           W swoistym stylu Chmielowski opisał także różne kraje świata, nawet bardzo odległe, jak Chiny czy Japonia („INSUŁY oraz Szóste w AZJI Wielkiej JAPOŃSKIE IMPERIUM”).
Poza hasłami dzieło zawiera wiele opowieści, anegdot i osobliwości, takich jak opisy potworów, na przykład smoków, cyklopów i blemmjów. Historie te, jak się współcześnie przyjmuje, miały przede wszystkim na celu wzbudzenie ciekawości u czytelnika. Oto próbka odnosząca się do smoków.
 
              „Smoka pokonać trudno, ale trzeba się starać”. Co prawda, to prawda! To jeden z przestawionych przez autora potworów. W encyklopedii są również (a jakże!) „smoki latające, z natury rysowane”.
                Ciekawe są rozmyślania dotyczące opętania. „Znaki opętanego prawdziwego te są: 1. Jeśliby koźlęciny przez dni 30 jeść niechciał. 2-do. Jeśli ma oczy straszne, członki słabe. 3. Jeśli niechce mówić Psalmu Miserere mei Deus, et Qui habitat, Ewangelii Ś. Jana, In principio erat Verbum etc., Magnificat Anima mea etc. 4. Jeśli mówi językiem Cudzoziemskim nienauczonym. 5. Jeśli na czytanie nad niemi Exorcyzmu strachają się kapłana i ręki jego. 6. Od niektórych wychodzi zimny wiatr. 7. Niektórych głowa dziwnie cięży. 8. Innym mózg ściśniony bardzo zdaje się. 9. Innym coś się zdaje rzucać w żołądku jak gałka, albo wąż, jaszczurka, żaba, skąd womity ciężkie. 10. Innym brzuch się zdyma jako bęben. 11. I to znak opętanego, serca ściskanie, rzucanie się jak ryba w której części ciała. 12. Przechodzenie od głowy do nóg, od nóg do głowy jakiegoś wiatru. 13. Znaki bywałą czarne, napuchłe gęby, gardła podnoszenie, nadymanie. 14. Na pytanie hardo odpowiadała. Spytani często, choć przymuszani gadać nie chcą. 15. Czasem nad miarę dyszkurują, ale nie wiedzieć co by to był za dyskurs. 16. Sen miewają cudnie twardy, i jak by byli bez zmysłów często się prezentują. 17. Często czegoś się nagle lękają. 18. Różnych zwierząt bestyi głos naśladują, jako to ryczenie Lwów, niedźwiedzi, wołów, szczekanie psów, kwiczenie, beczenie, &c. 19. Zębami zgrzytają, jak psy wściekłe zapienia się. 20. Idą nad jakie przepaści, na drzewa, mury. 21. Od ręki na sobie cudzej położonej czulą coś albo zimnego, albo gorącego, albo ciężkiego. 22. Położenie na sobie relikwii sekretne czują, każą odrzucić, smrodem nazywając. 23. Wszystkie rzeczy Duchowne, święcone, mają w nienawiści; osobliwie Xięży, Exorcystów; w Kościół wniść niechcą. Krzyża, wody święconej, Ewangelii, Passyi czytania tak nic lubią, że się zżymają, rzucają jak na torturze, pocą się, zgrzytają, w zmysłach tępieją, pomieszania wielkie pokazują, na ziemię padała. 24. Będąc z natury prości, nie uczeni, litery nic znający, jeśliby głębokie, wysokie rzeczy interpretowali, innych sekreta rewelowali, grali na instrumentach, prorokowali, różnymi mówili językami; jeśli by coś nad moc, naturalne siły, co supernaturalnego czynili, wtedy prawdziwie są opętanymi.
             Nie wiem dlaczego, ale do niektórych posłów pasuje jak ulał!
             I jeszcze jedno. Na pytanie - „CO W POLSZCZE jest ZŁEGO?” odpowiedział: „Złe są Rządy i złe drogi w Polszcze, złe i mosty”.
            Dużo się od tamtych czasów nie zmieniło. Wizjoner?



poniedziałek, 21 października 2013

Magia?! To nie cud, to tylko fizyka!

            Czasem wydaje się, że „normalna” fizyka się nie sprawdza, prawa rządzące materią, ulegają jakiemuś zawieszeniu. Nic bardziej błędnego! Nie da się oszukać natury rzeczywistości, człowieka, a szczególnie jego zmysły, można. I nie chodzi tutaj o jakąś iluzję, sztuczki czy zręczność magika. 
 
            Niemożliwe? A jednak! Cała tajemnica, to środek ciężkości układu widelce – wykałaczki. Odpowiednie kąty ustawienia sztućców i wykałaczek (stojąca na szklanym korku nie może być pionowa!) powoduje, że wypada on w osi korka. Voila! 















 
            Podobna zabawa, ale układ nieco rozbudowany. Trochę trzeba potrenować, ale cudu w tym nie ma! 


















 
Chyba nie trzeba tłumaczyć co i jak?





















          Teraz zupełnie z innej beczki! 

 
            Tym razem jest to sprawa rozłożenia ciężaru na jak największą powierzchnię (zmniejsza się w ten sposób ciśnienie!). Oczywiście zawsze istnieje wartość krytyczna dla danego ciężaru (ciężar/powierzchnia). Takie rozwiązania, może nie tak obrazowe i zaskakujące, są znane od tysiącleci! Kilka przykładów – rakiety śnieżne, narty, sanki itp.













 
           Jogin? Gdzież tam! Znów to samo – rozłożenie ciężaru na odpowiednio dużą powierzchnię. Stąd też gwoździ musi być jak najwięcej! 










            Złudzenie optyczne + odpowiedni kąt fotografowania! Dla jasności – można kombinować z gęstością wody przez rozpuszczenie jakiś dodatków (np. sole), by uzyskać większy kąt załamania światła. 
             Zadanie domowe. Jak ustawiono te szklanki?
             Podpowiedź – cała tajemnica to... kartonik na stole!

niedziela, 20 października 2013

Żyć nie umierać, czyli słaba i mocna płeć

            Chyba każdy chciałby być zdrowy i bogaty, żyć długo i szczęśliwie. Bezwzględnie „zdrowie” jest priorytetem „dobrych życzeń, ale już bogactwo i szczęście mogą być czymś względnym. To już kwestia środowiska, kultury, wyobraźni i charakteru, co wynika z hierarchii ważności. Jednak, jak by nie patrzeć, byt kształtuje świadomość, co już dawno stwierdził pewien brodaty mędrzec. Trudno jednak o roztrząsać ontologiczne problemy, gdy napierdala ząb. A jak dwa… szkoda nie tylko gadać, ale nawet myśleć!
            Przyjmując już, że jesteśmy zdrowi, dość ciekawe jest porównanie średniej życia w różnych państwach. No to do dzieła! Przyjmuje się, ze oczekiwana średnia życia na świecie to 70 lat, odpowiednio – 67,87 mężczyźni i 72 kobiety. I tak od razu – Polska plasuje się na 48 miejscu (na 220 klasyfikowanych), z wynikiem 77,97 (75,68/80,44). To i tak lepiej niż nasi „kopacze’, którzy w rankingu F.I.F.A. zajmują 69 (hmmm… hmmm… te skojarzenia!) miejsce.
            A gdyby dobra wróżka machnęła różdżką i nagle… przenosimy się do innego kraju, w inne miejsce! Ale gdzie? No powiedzmy, do wyboru mamy takie państwa czy terytoria: Guam, Chorwacja, Jamajka, Oman, Boliwia, Togo, na dołóżmy jeszcze Singapur. I co? Gdzie ludzie mają się lepiej, gdzie gorzej, sądzą po długości życia? Wróżka nie proponuje Austrii czy Szwajcarii, bo to by było za proste. Z wymienionych niektóre państwa wyglądają lepiej niż Polska, niektóre gorzej. Lepiej Singapur – 5, Guam – miejsce 34. Gorzej: Chorwacja – 82, Oman – 93, Jamajka – 100, Boliwia – 153, Togo – 177.
            Czas na podium!
                Miejsce trzecie – Japonia! Oczekiwana średnia życia - 82,02 lata (78,67/85,56)
               Miejsce drugie – Makau! -  82,27 lata (79,44/85,25)
             Złoty medal, czy raj dla ludzi – Andora! - 83,52 lata (80,62/86,62)
            A teraz miejsca, gdzie życie wesoło nie wygląda…
               Miejsce 218 – Zambia – średnia życia 38,44 lata (38,34/38,54)
                Miejsce 219 – Angola - 37,63 lata (36,73/38,57)
             Miejsce 220 – Suazi - 32,23 lata (31,84/       32,62)
            Jest oczywistą oczywistością, że długość życia w różnych rejonach świata jest inna. Głównie jest to sprawa dostępu i jakości opieki zdrowotno-medycznej, co wiąże się z umieralnością niemowląt. Duże znaczenie mają: sposób odżywiania, czynniki środowiskowe (zanieczyszczenie powietrza czy wykonywany zawód), no i niestety, kasa! Ubóstwo długości życia na pewno nie sprzyja!
We wszystkich społeczeństwach występuje generalna zależność – kobiety statystycznie żyją dłużej. Mężczyźni częściej niż kobiety sięgają po narkotyki, papierosy i alkohol. Wśród mężczyzn jest większy odsetek samobójstw. Mężczyźni, dominując liczebnie w siłach zbrojnych, są bardziej narażeni na śmierć w wyniku działań wojennych. U mężczyzn występuje również większa skłonność do podejmowania ryzyka.
No i sprawa najważniejsza – chłopy łatwiej zapadają na różne choroby, słabiej sobie radzą ze stresem (choroby serca), a jak już zachorują – to zaraz „umierają” przy byle przeziębieniu. A kobiety, zaraz po porodzie jeszcze pranie zrobią…
            I kto tutaj jest słabą płcią?