kontakt

wtorek, 25 lutego 2014

Nie takie mocne, czyli sprowadzenie sióstr Williams do parteru

             W 1998 r. siostry Venus i Serena Williams, będące na topie tenisowego rankingu ATP, oświadczyły, że mogą na korcie pokonać każdego mężczyznę, spoza pierwszej dwusetki klasyfikacji. Było to tuż po wygraniu przez Venus Australian Open w miksie. 
              Czuły się mocne, mimo że był to dopiero początek światowej, oszałamiającej kariery. Venus miła wtedy 17 lat, a Serena 16 lat, ale korcie zawodowo grały już odpowiednio cztery i trzy lata. 
              Wyzwanie podjął 31-letni Niemiec Karsten Baasch, klasyfikowany na 203 miejscu w singlu, w deblu około 40 miejsca. Leworęczny tenisista bardziej znany był wówczas ze swojego ekscentryzmu, niż sukcesów na korcie. Tryb życia jaki prowadził, daleki był od „sportowego”. Lubił sobie walnąć browara, palił, nawet czasem podczas przerw między gemami. Mecze odbyły się na korcie w Melbourne Park .
            Z Venus Williams wygrał 6:2, z Sereną 6:1 (grali tylko po jednym secie). Stwierdził potem, ze dla niego była to raczej zabawa i że siostry Williams nie maja szans w rywalizacji z mężczyznami z pierwszej 500. 
           Ciekawe może też być porównanie warunków fizycznych sióstr Williamas i Karstena Baascha. Venus ma 1,85 m zrostu, Serena 1,75 cm, a niemiecki tenisista 1,80 cm.

niedziela, 23 lutego 2014

Obciągała czy nie obciągała?

            Cztery lata trwał proces sądowy, który Weronika Rosati wytoczyła reżyserowi Andrzejowi Żuławskiemu, który w swojej książce „Nocnik” pisze o niejakiej Esterce. Aktorka uważa, że jej były kochanek sportretował właśnie ją. Obraziła się na maksa, a trzeba przyznać, że pisarz poszedł po bandzie. Pisał, że Esterka „obciąga hollywoodzkie chuje i rozpoznaje je po smakach".
             Sąd orzekł, że dobra osobiste Weroniki Rosati zostały naruszone. Andrzej Żuławski i wydawca jego książki mają przeprosić aktorkę i zapłacić 100 tysięcy złotych zadośćuczynienia. Wyrok nie jest prawomocny, w powietrzu wisi odwołanie, ale jest!
             Orzeczenie jest kuriozalne! Nie dość, że aż cztery lata trwał proces, to jeszcze sąd przyjął postawę tłumaczenia „co poeta miał na myśli”. Otwiera się tym samym droga do lawiny pozwów ludzi, którzy zidentyfikują się w postaciach bohaterów literackich. Pozostanie tylko sprawa „udowodnienia”, że „to właśnie ja”.
             Trudno powiedzieć, jakimi to sposobami sad doszedł do wniosku, że Esterka to Weronika Rosati, jakie argumenty miała aktorka i jakie były podstawy jej oburzenia. Może przedstawiła świadków, że nie obciągała? Może ma wadę kubków smakowych i smaków nie rozróżnia? Może to nie były hollywoodzkie chuje? Może nie było ich aż tak dużo?
             Cztery lata zastanawiania! Nic dziwnego, że sądy są przeciążone pracą, jak tak „dogłębnie” zajmują się takimi duperelami. Aktorce się nie dziwię, 100 tysięcy to niezła kasa!
             Hmmmm... Uderz w stół, a nożyce się odezwą! Jednak jak by nie patrzeć, obciągała czy nie obciągała, hollywoodzkie czy nie hollywoodzkie, Andrzej Żuławski do dżentelmenów nie należy.

piątek, 21 lutego 2014

Nie taki święty jak go malują

            Jakby na czasie (Ukraina!) będzie wspomnienie o polskim świętym Kościoła Katolickiego, narodowości ukraińskiej. Błogosławionym ogłosił go Jan Paweł II we Lwowie, w czerwcu 2001 r. 
            Josif Josafat Kociłowśkij (Jozafat Kocyłowski, ukr. Кир Йосафат Коциловський) urodził się 3 marca 1876 r. w Pakoszówce (powiat sanocki), zmarł 17 listopada 1947 r. w łagrze w Czapajiwce (koło Kijowa). W październiku 1911 r. do bazyliańskiego nowicjatu w Krechowie i przyjął tam zakonne imię Jozafat, na pamiątkę Jozafata Kuncewicza (XVII w., unicki arcybiskup połocki, bazylianin, święty Kościoła katolickiego).
            Przekonania Jozefata Kocyłowskiego były jasno sprecyzowane – zawsze walczył o „samostijną Ukrainę”. Od 1918 r., już jako grekokatolicki biskup przemyski był członkiem Ukraińskiej Rady Narodowej. Wielokrotnie dawał wyraz swoim antypolskim przekonaniom. Po ataku III Rzeszy na ZSRR wziął udział w uroczystym powitaniu w Wehrmachtu, który zajął Przemyśl 27 czerwca 1941 r. (od 28 września 1939 r. trwała okupacja sowiecka miasta, a ściślej prawobrzeżnej jego części).
              4 lipca 1943 r. w Przemyślu, w obecności ks. Wasyla Hrynyka, Jozafat Kocyłowski odprawił mszę św. dla ochotników, wstępujących do 14 Dywizji Grenadierów SS i pobłogosławił oddziały, które potem brały udział w rzezi Polaków m.in. na Wołyniu i w Hucie Pieniackiej.
             Po wojnie, we wrześniu 1945 r. został aresztowany przez UB i osadzony w więzieniu w Rzeszowie. W styczniu 1946 r. został deportowany na terytorium USRR, ale po niespełna miesiącu, za zgodą władz, wrócił do Przemyśla. Aresztowano go ponownie w czerwcu tego samego roku i ponownie deportowano. Oficjalnym powodem była propaganda antysowiecka, prowadzenie polityki polonizacyjnej w zachodnich obwodach Ukrainy, utrzymywanie kontaktów z ukraińskim podziemiem nacjonalistycznym i OUN-UPA, kolaboracji z okupantem niemieckim i udziału w organizacji 14 Dywizji Grenadierów SS. Jego śmierć w łagrze nie miała nic wspólnego z religią, była wynikiem działań na rzecz „samostijnej Ukrainy”.
Kuriozalny jest fakt, że na początku czerwca ubiegłego roku jego imieniem nazwano jedną z ulic Przemyśla. Protestują przeciw temu działacze Wspólnoty Samorządowej Dolina Sanu, jak również historycy, ale jak na razie bezskutecznie.
           Ruch nacjonalistyczny na Ukrainie jest dalej konsekwentnie antypolski. Pogrobowcy
OUN-UPA postulują m.in. włączenie części ziem polskich do Ukrainy. Niektórzy z nich wspominają nawet o Warszawie.
           Świętych ci u nas dostatek...


środa, 19 lutego 2014

ADHD czy nieznośny bachor?

              Gdyby rodziców spytać o powody niepowodzeń szkolnych ich pociech, zdecydowana większość zwali winę na nauczycieli lub przyczyny „obiektywne”. Dochodzi do tego, że nie ma już dzieci leniwych i olewających naukę wraz z pedagogami, są tylko dzieci chore. Nie umie pisać ani czytać? Pisze jak kura pazurem? Nie zna gramatyki, ani ortografii? Na pewno jakaś odmiana dyslekcji! Nie potrafi wykonać prostych działań matematycznych? Dyskalkulia! Nie zna żadnych dat, ani faktów historycznych? Pewnie jakieś zaburzenie pamięci! 
              W ostatnich latach furorę zrobił zespół ADHD, czyli nadpobudliwość ruchowa, połączona z nieuwagą. „Chore” dziecko robi co chce, nie usiedzi w ławce, łazi po klasie, na zwróconą uwagę reaguje złością, a czasem wyraźną agresją. Coś na zasadzie – czego się czepiasz głupi belfrze?! Jestem chory, mnie wszystko wolno! 
              Szkopuł w tym, że odkrywca i badacz tego „schorzenia” przez 40 lat, amerykański psychiatra Leon Eisenberg (1922 – 2009), siedem miesięcy przed śmiercią przyznał, że...ADHD jest fikcją!
Gwoli sprawiedliwości trzeba powiedzieć, że od początku badań nad ADHD, co bardziej „trzeźwi” psychiatrzy uważali, że nadpobudliwość w pewnym jest związana z cyklem rozwojowym dzieci, ale było to wołanie puszczy! Co ciekawe, nie ma żadncyh testów, ani obiektywnych narzędzi, które ADHD potwierdzają.
              Kuriozalny jest fakt, że obłowiły się na tym koncerny farmakologiczne. Jeśli dziecko uznane zostało za chore, kierowano je na psychoterapię czy farmakoterapię. Proponowano m.in. leki działające stymulująco na mózg, a te preparaty mają długą listę działań niepożądanych. Mogą powodować m.in. depresję, chwiejność nastrojów, niewyraźne widzenie, czy nawet wywoływać myśli samobójcze. Czyli z deszczu pod rynnę!



                „Fachowcy” od ADHD tak łatwo się nie poddadzą! W 2006 r. na konferencji prasowej specjaliści z Collegium Medicum Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu, stwierdzili, że przypadłość ta w Polsce dotyka od 2,5 do 16 procent dzieci w wieku szkolnym. Zaiste, imponują dokładność badań!
               Drodzy rodzice! Nie wszystko stracone! Jak najszybciej krępujcie dziecko (samo nie pójdzie – ADHD!) i w te pędy do szkolnego pedagoga, psychologa czy psychiatry! Skończą się wszelkie kłopoty szkolne, bo wasze dziecko jest po prostu chore! Orzeczenie macie jak w banku!


poniedziałek, 17 lutego 2014

Z ryp najbardziej lubię rypanie

W kinie w Lublin, w windzie, na ławce w parku, autobusie, pociągu, samolocie (10 tys.m) o samochodzie, plaży i kibelku nie wspominając (nie ma czym się chwalić).
           Jeden lubi ogórki, drugi ogrodnika córki, jeden lubi chleb z masłem, drugi jak mu nogi śmierdzą. Wymieniać by można długo, licytując się w upodobaniach. Sprawa staje się delikatna, gdy dotyczy sfery seksu. A tutaj może być różnie! A że „ideologia gender” atakuje, jednego podnieca kura, inną banan, a może odwrotnie.
          Fetyszyzm to rodzaj parafilii seksualnej polegający na uzyskiwaniu satysfakcji seksualnej głównie lub wyłącznie w wyniku kontaktu z obiektem pobudzającym − fetyszem. Parafilia, to pojęcie szersze, rodzaj zaburzenia na tle seksualnym, w którym wystąpienie podniecenia seksualnego i pełnej satysfakcji seksualnej uzależnione jest od pojawienia się specyficznych obiektów (w tym osób), rytuałów czy sytuacji, nie będących częścią „normalnej” stymulacji. A co to może być? Brać i wybierać!
          Jeśli jakaś para bzyka się między regałami w supermarkecie, windzie czy na koncercie rockowym, być może inaczej im „nie wychodzi”. 



 
Agorafilia − bodźcem seksualnym są miejsca publiczne
Akrotomofilia, dysmorfofilia − fetyszem jest okaleczone lub zdeformowane ciało partnera
Apotemnofilia − jak wyżej, tylko „mi ze mną”. Taka osoba obsesyjnie chcę, by jej ucięto zdrową kończynę, często sama się okalecza. 
 
Autonepiofilia − odgrywanie ról z okresu niemowlęcego
Nekrofilia − czyli seks z trupem
Koprofilia − bodźcem seksualnym jest kał i związane z nim czynności, czyli „on na mnie”, albo „ja na niego”
Grawiditofilia − fetyszem jest brzuch ciężarnej kobiety















Klizmafilia - satysfakcja seksualna osiągana poprzez lewatywę.
Pigmalionizm (agalmatofilia) − osiąganie stanu podniecenia płciowego na widok wizerunków, np. zdjęć, rzeźb, obrazów
Podofilia − fetysz związany ze stopami
Urofilia − przedmiotem pożądania seksualnego jest mocz
Ozolagnia − fetysz związany z odczuwaniem satysfakcji seksualnej tylko w przypadku kontaktu z zapachami partnera.
               To tylko niektóre „bodźce” seksualne! Fantazja człowieka jest nie do okiełznania, jak mówi porzekadło – są na świecie rzeczy, które się filozofom nie śniły. Można lizać, uciskać, patrzeć, łaskotać, klepać, przebierać się, odgrywać jakie role... W tym kontekście wąchanie brudnych majtek – to betka!




sobota, 15 lutego 2014

To się nazywa konsekwencja! Protest przed Białym Domem

             Ponad 32 lata rwa protest 77-letniej Concepcion „Connie” Picciotto skierowany przeciw atomowym zbrojeniom i wszelkim wojnom. Naprzeciw Białego Domu rozbiła biały namiot i mieszka w nim od 1981 r. 

              W razie konieczności, gdy kobieta opuszczała „swój dom”, zastępował ją ktoś z grupy zaprzyjaźnionych aktywistów. We wrześniu ubiegłego roku policja namiot usunęła, wykorzystując moment, gdy nikt go nie pilnował. Miejsce „warty” opuścił wtedy weteran wojenny cierpiący na zespół stresu pourazowego. Po kilku godzinach namiot jednak wrócił na swoje miejsce. Było to wynikiem z jednej strony zdecydowanych działań Concepcion Picciotto i apeli do biura deputowanej do Izby Reprezentantów, Eleanor Holmes Norton, z drugiej nacisku opinii publicznej. Eleanor Holmes Norton zna „Connie” od 1993 r., sama wielokrotnie zgłaszała w Kongresie projekt ustawy o rozbrojeniu arsenałów nuklearnych. Wystarczył jeden jej telefon i namiot wrócił na swoje stare miejsce. 
            Concepcion Picciotto nie poddaje się, mimo wielokrotnych różnorakich gróźb. Czuwa niezależnie od pogody, w upale i mrozie. .
             Najdłuższy protest pokojowy w historii USA rozpoczął się 3 czerwca 1981 r., gdy aktywista William Thomas stanął przed Białym Domem. Concepcion Picciotto dołączyła do niego dwa miesiące później, kilka lat później jako trzecia dołączyła przyszła żona Thomasa, Ellen. Po śmierci Thomasa w 2009 r. Ellen wyprowadziła się do Karoliny Północnej i „Connie” sama kontynuuje protest. Wspomaga ją grupa aktywistów Occupy Peace House (za punkt zebrań służyło im przez lata mieszkanie Thomasa, kilka przecznic o Białego Domu).
Czapki z głów, panowie i panie, dla wytrwałości i samozaparcia „Connie” ! Swoją drogą, w Polsce długo by tak przed Belwederem nie pomieszkała! Nasza dzielna policja zwinęła by ją w try miga! O dalszych konsekwencjach lepiej nawet nie mówić.




środa, 12 lutego 2014

Ej blondyna, kto cię dyma?!

           Zdecydowana większość ludzi jest przekonana o „wrodzonej inteligencji”, co zgodnie z założeniem, nie musi być poparte żadną wiedzą. Niekiedy jej poziom jest jednak żenujący, w czym ponoć przodują blondynki, co to większość czasu poświęcają tlenieniu sitowia na głowie, niż wypełnieniu jej jakimiś sensowymi wiadomościami.
          Oto przykład blondynki, biorącej udział w telewizyjnym quizie. Nie odpowiedziała dobrze na żadne pytanie!

1. Jak długo trwała Wojna Stuletnia?
* 99 lat
* 100 lat
* 116 lat
* 126 lat
Wiadomo, sama nazwa mówi – 100 lat!

2. Z którego kraju pochodzi kapelusz typu „panama”?
* z Brazylii
* z Chile
* z Panamy
* z Ekwadoru
           Oczywiście z Panamy!







3. W którym miesiącu Rosjanie obchodzą rocznicę Rewolucji Październikowej?
* w styczniu
* we wrześniu
* w październiku
* w listopadzie
           Nad czym tu myśleć? Październikowa, więc w październiku. 

 
4. Jakie imię na chrzcie otrzymał ks. Popiełuszko?
* Jerzy
* Grzegorz
* Alfons
* Alfred
            Jak można nie wiedzieć jak miał na imię kapelan „Solidarności", ks. Jerzy?!

5. Od którego zwierzęcia pochodzi nazwa Wysp Kanaryjskich?
* od kanarka
* od kangura
* od szczura
* od psa
            Jasne, że od kanarków! 




 6. Potrawa „fasolka po bretońsku” pochodzi z:
* Francji
*Wielkiej Brytanii
* Stanów Zjednoczonych
*Belgii
             Bretania, czyli Francja!

7. Czyrwiec to staropolska nazwa miesiąca:
* maja
* czerwca
* lipca
* sierpnia
           Przecież widać, że to czerwiec!

 
8. Borys Szyc naprawdę nazywa się
* Szycowski
* Szyszka
*Michalak
* Szyc
Szyc, to Szyc!







Co najdziwniejsze, blondynka właśnie tak odpowiadała i jury tych odpowiedzi nie uznało! Podobno miały być takie:

1. Wojna Stuletnia trwała 116 lat - od 1337 do 1453.
2. Kapelusz „panama” pochodzi z Ekwadoru.
3. Rocznicę Rewolucji Październikowej obchodzi się 7 listopada.
4. Właściwe imię ks. Popiełuszko to Alfons
5. Nazwa Wysp Kanaryjskich pochodzi z łaciny, a canis oznacza psa.
6. Fasolka po bretońsku pochodzi z Wielkiej Brytanii
7. Czyrwiec to używana w XVI w. nazwa lipca
8. Borys Szyc naprawdę nazywa się Michalak

poniedziałek, 10 lutego 2014

Ale świnia!

          Corocznie w miejscowości Yingko na Tajwanie obchodzone jest „Święto świni” .

 
           Organizuje je taoistyczna świątynia Sanhsia Tzushih, a polega najprościej mówiąc, na rytualnym uboju tucznika. Świnie są na siłę dokarmiane, karmę wtłacza się im do pyska, trzymane są w małych kojcach, by nie energii na ruch. Osiągają wagę dziesięć razy większą niż hodowane normalnie. W tym roku rekordowy tucznik osiągnął wagę 936 kg. 




               Rolnik, który wyhoduje najcięższą świnię i wygra konkurs, załapie się na niezłą kasę – uwaga! – wypłacaną w czystym złocie. 
              W finale waży się dziesięć świń, potem dostępują zaszczytu publicznego podcięcia gardła, co ma zapewnić przychylność bogów przez cały rok. 
             „Święto świni” obchodzone na początku nowego roku, ma wielopokoleniową tradycję, ale ostatnio spotyka się z publiczną krytyką ze strony rzeczników praw zwierząt. Wzywają do zaprzestania tych barbarzyńskich praktyk, ale jak na razie bez skutku. Niby jest obietnica zniesienia konkursu do 2017 r. , ale to palcem na wodzie pisane „obiecanki-cacanki”.


sobota, 8 lutego 2014

Bzyknąć kozę czy posła Krystynę Pawłowicz?

Marek Domaracki jest posłem Twojego Ruchu i pewnie mocno zasugerował się nazwą
ugrupowania. Jak dziecko, tylko ruchanie mu w głowie! Język ma bardziej „wyszukany”, ale gust specyficzny. Na jednym z portali społecznościowych napisał, że „wolałby bzyknąć kozę niż posłankę Pawłowicz”. Widocznie za zwojach jeszcze iskrzyło, bo po chwili dopisał „posełkę” Beatę Kempę. Po jakimś czasie wpis usunął. 
            Cóż one, biedne, mu zawiniły?! Prawdą mówiąc, są dwie szkoły. Jedna mówi, że najbardziej sexi jest intelekt, druga, że jednak cipka i jej ładne opakowanie. No cóż, obie „posełki”, w moim przekonaniu, promocji by nie otrzymały w żadnej z nich.
Żeby było śmieszniej, Marek Domaracki należy m.in. do parlamentarnego zespołu ds. osób głuchych oraz... do zespołu ds. równości kobiet i mężczyzn.
A za kozami kto się ujmie? Może górale, bo jakby co, chyba wolą owieczki!

czwartek, 6 lutego 2014

Chory wymiar (nie)sprawiedliwości

              Prawie nałożyły się dwie wiadomości o niewątpliwych „sukcesach” polskiego wymiaru sprawiedliwości. Osobiście złudzeń nie mam, to raczej reguła niż wyjątek.
             Prawnie ubezwłasnowolniony, chory na schizofrenię Arkadiusz K., trafił na 5 dni do więzienia w Koszalinie za kradzież wafelka, wartego 99 gr. Finansowo był goły jak święty turecki, więc miejscowy dyrektor Okręgowego Inspektoratu Służby Więziennej, Krzysztof Olkowicz, wpłacił za niego kaucję 40 zł (za pozostałe dwa dni aresztu) i wypuścił na wolność. Do Ministerstwa Sprawiedliwości wpłynął donos „zaniepokojonych funkcjonariuszy", bo art. 57 kodeksu wykroczeń zabrania opłacania grzywny osobom niebędącym krewnymi skazanego. Prawdopodobnie czeka go sprawa sądowa.
            To jednak pretekst. Krzysztof Olkowicz podpadł czymś innym. W połowie zeszłego roku nagłośnił sprawę i zrobił wszystko, żeby pomóc wyjść na wolność innemu choremu skazanemu - Radkowi Agatowskiemu, który też trafił do więzienia za drobne kradzieże, a w celi przeżył piekło. Z opinii biegłego wynika, że współwięźniowie się nad nim znęcali, a nawet przypalali go papierosami. Prawdopodobnie też go molestowali seksualnie. Klawisze dostali zdrowy opierdol, posypały się też kary dyscyplinarne. No cóż, nie wybacza się ptakowi, który „kala własne gniazdo”. 
               Ciekawostką jest fakt, że Arkadiusz K. kiedyś występował w „Szansie na sukces”, śpiewając piosenkę Elvisa Presleya. W rozmowie z Krzysztofem Olkowiczem, która zdecydowała o decyzji wpłacenia kaucji, prosił o kilka godzin przepustki, gdyż... musi nakarmić papużki. Hoduje je w domu, gdzie mieszka, przygarnięty przez obcych ludzi. Jako „łapówkę” zaproponował zaśpiewanie „Love Me Tender” Króla. Gdy wychodził, już w bramie aresztu, zaśpiewał.
             A teraz zupełnie z innej beczki, jak w cyrku Monty Pythona. Kuriozalna jest decyzja prokuratury w Jeleniej Górze. Dwaj policjanci jechali samochodem mając po 2 promile alkoholu we krwi i w Cieplicach wypadli z drogi. Samochód kilka razy dachował, ale „stróże prawa” wyszli z tego cało, mimo że nie byli przypięci pasami. Świadkowie wypadku twierdzą, że jeden z nich sam wyszedł z rozbitego samochodu, drugiego wyciągnęło i zabrało pogotowie. 
               I co? I nic! Prokuratura półtora roku badała sprawę i ją umorzyła. Powód? Nie udało się ustalić, który z nich siedział za kierownicą. Żaden się nie przyznał! Co prawda, to prawda, zarządzono kosztowne ekspertyzy biologiczne, osmologiczne i techniczne - bez rezultatu! Postępowanie dyscyplinarne również umorzono i obaj dalej pracują w policji. Swoją drogą, prokurator pewnie za bardzo się nie starał znaleźć „kierowca bombowca”, a przełożeni policjantów po prostu zamietli sprawę pod dywan.
             Ucz się młody! Walniesz setę, to siadając za kółkiem bierz z sobą „trafionego” kumpla! A potem sprawa prosta jak sznurek w kieszeni! To nie ja - kolega!
             Brawo prokuratorzy, sędziowie, brawo policja!

wtorek, 4 lutego 2014

Marycha na obiad i kolację

              Sinsemil.la to projekt zakładający powstanie sieci undergroundowych restauracji, serwujących dania przyrządzane z użyciem marihuany. Pierwsza ma powstać w Nowym Jorku, a kolejne w innych miastach. Marycha ma „balansować” i „wygładzać” smak potraw, które przyrządzane będą na kilka sposobów.
              Jednym z nich jest wędzenie na zimno dymem z blanta lub fajki (czasem w specjalnym piecu), innym dodawanie konopi jako posypki - na surowo, a w kolejnym w postaci marmolady. Nazwa projektu nie jest przypadkowa. Sinsemilla to sposób hodowli żeńskich krzaczków konopi, bez udziału pyłku roślin męskich. Kwiaty są wtedy gęstsze i bardziej bogate w kannabinoidy, odpowiedzialne za haj po wypaleniu skręta.


 
                Serwowane mają być szparagi, ryby, ale zjeść będzie można również rozmaite, „tradycyjne” dania mięsne. Przepisy objęte są tajemnicą, ale kucharze zapewniają, że chodzi o wykwintne jedzenie, a nie o pospolite ujaranie się lub pochłonięcie krzaków konopi z korzeniami.
               Jak na razie marihuana legalna jest w stanach Kolorado i Waszyngton, wydaje się tylko kwestią czasu, gdy i inne stany pójdą tą drogą.
              Smacznego!



niedziela, 2 lutego 2014

Ślady na śniegu, czyli tropiciel w akcji

              Zasypało mnie wszystko na biało, przynajmniej u mnie na wsi. Zimno i głodno, bo chleba nie dowieźli. Cierpią też nasi „bracia mniejsi”, w poszukiwaniu pożywienia, czasem kilometrami, przemierzają białe przestrzenie. Znaczą drogę tropami, które są dla wprawnego oka bardzo charakterystyczne. 
             Czasem dokładna analiza takich tropów pozwala nie tylko na określenie gatunku „brata”, ale również okoliczności pozostawienia śladów. Walka o przerwanie jest czasem na granicy życia i śmierci.
                 Pan Zenek po imieninach. To nie jebajka, to jebitwa!