czwartek, 27 lutego 2014
wtorek, 25 lutego 2014
Nie takie mocne, czyli sprowadzenie sióstr Williams do parteru
W 1998 r. siostry Venus i Serena
Williams, będące na topie tenisowego rankingu ATP, oświadczyły,
że mogą na korcie pokonać każdego mężczyznę, spoza pierwszej
dwusetki klasyfikacji. Było to tuż po wygraniu przez Venus
Australian Open w miksie.
Czuły się mocne, mimo że był to
dopiero początek światowej, oszałamiającej kariery. Venus miła
wtedy 17 lat, a Serena 16 lat, ale korcie zawodowo grały już
odpowiednio cztery i trzy lata.
Wyzwanie podjął 31-letni Niemiec
Karsten Baasch, klasyfikowany na 203 miejscu w singlu, w deblu około
40 miejsca. Leworęczny tenisista bardziej znany był wówczas ze
swojego ekscentryzmu, niż sukcesów na korcie. Tryb życia jaki
prowadził, daleki był od „sportowego”. Lubił sobie walnąć
browara, palił, nawet czasem podczas przerw między gemami. Mecze
odbyły się na korcie w Melbourne Park .
Z Venus Williams wygrał 6:2, z Sereną
6:1 (grali tylko po jednym secie). Stwierdził potem, ze dla niego
była to raczej zabawa i że siostry Williams nie maja szans w
rywalizacji z mężczyznami z pierwszej 500.
Ciekawe może też być porównanie warunków fizycznych sióstr Williamas i Karstena Baascha. Venus ma 1,85 m zrostu, Serena 1,75 cm, a niemiecki tenisista 1,80 cm.
niedziela, 23 lutego 2014
Obciągała czy nie obciągała?
Cztery lata trwał proces sądowy,
który Weronika Rosati wytoczyła reżyserowi Andrzejowi Żuławskiemu,
który w swojej książce „Nocnik” pisze o niejakiej Esterce.
Aktorka uważa, że jej były kochanek sportretował właśnie ją.
Obraziła się na maksa, a trzeba przyznać, że pisarz poszedł po
bandzie. Pisał, że Esterka „obciąga hollywoodzkie chuje i
rozpoznaje je po smakach".
Sąd orzekł, że dobra osobiste Weroniki Rosati zostały naruszone. Andrzej Żuławski i wydawca jego książki mają przeprosić aktorkę i zapłacić 100 tysięcy złotych zadośćuczynienia. Wyrok nie jest prawomocny, w powietrzu wisi odwołanie, ale jest!
Sąd orzekł, że dobra osobiste Weroniki Rosati zostały naruszone. Andrzej Żuławski i wydawca jego książki mają przeprosić aktorkę i zapłacić 100 tysięcy złotych zadośćuczynienia. Wyrok nie jest prawomocny, w powietrzu wisi odwołanie, ale jest!
Orzeczenie jest kuriozalne! Nie dość,
że aż cztery lata trwał proces, to jeszcze sąd przyjął postawę
tłumaczenia „co poeta miał na myśli”. Otwiera się tym samym
droga do lawiny pozwów ludzi, którzy zidentyfikują się w
postaciach bohaterów literackich. Pozostanie tylko sprawa
„udowodnienia”, że „to właśnie ja”.
Trudno
powiedzieć, jakimi to sposobami sad doszedł do wniosku, że Esterka
to Weronika Rosati, jakie argumenty miała aktorka i jakie były
podstawy jej oburzenia. Może przedstawiła świadków, że nie
obciągała? Może ma wadę kubków smakowych i smaków nie
rozróżnia? Może to nie były hollywoodzkie chuje? Może nie było
ich aż tak dużo?
Cztery lata zastanawiania! Nic
dziwnego, że sądy są przeciążone pracą, jak tak „dogłębnie”
zajmują się takimi duperelami. Aktorce się nie dziwię, 100
tysięcy to niezła kasa!
Hmmmm... Uderz w stół, a nożyce się
odezwą! Jednak jak by nie patrzeć, obciągała czy nie obciągała,
hollywoodzkie czy nie hollywoodzkie, Andrzej Żuławski do
dżentelmenów nie należy.
piątek, 21 lutego 2014
Nie taki święty jak go malują
Jakby na czasie (Ukraina!) będzie
wspomnienie o polskim świętym Kościoła Katolickiego, narodowości
ukraińskiej. Błogosławionym ogłosił go Jan Paweł II we Lwowie,
w czerwcu 2001 r.
Josif Josafat Kociłowśkij (Jozafat
Kocyłowski, ukr. Кир Йосафат Коциловський)
urodził się 3 marca 1876 r. w Pakoszówce (powiat sanocki), zmarł
17 listopada 1947 r. w łagrze w Czapajiwce (koło Kijowa). W
październiku 1911 r. do bazyliańskiego nowicjatu w Krechowie i
przyjął tam zakonne imię Jozafat, na pamiątkę Jozafata
Kuncewicza (XVII w., unicki arcybiskup połocki, bazylianin, święty
Kościoła katolickiego).
Przekonania Jozefata Kocyłowskiego
były jasno sprecyzowane – zawsze walczył o „samostijną
Ukrainę”. Od 1918 r., już jako grekokatolicki biskup przemyski
był członkiem Ukraińskiej Rady Narodowej. Wielokrotnie dawał
wyraz swoim antypolskim przekonaniom. Po ataku III Rzeszy na ZSRR
wziął udział w uroczystym powitaniu w Wehrmachtu, który zajął
Przemyśl 27 czerwca 1941 r. (od 28 września 1939 r. trwała
okupacja sowiecka miasta, a ściślej prawobrzeżnej jego części).
4 lipca 1943 r. w Przemyślu, w
obecności ks. Wasyla Hrynyka, Jozafat Kocyłowski odprawił mszę
św. dla ochotników, wstępujących do 14 Dywizji Grenadierów SS i
pobłogosławił oddziały, które potem brały udział w rzezi
Polaków m.in. na Wołyniu i w Hucie Pieniackiej.
Po wojnie, we wrześniu 1945 r. został
aresztowany przez UB i osadzony w więzieniu w Rzeszowie. W styczniu
1946 r. został deportowany na terytorium USRR, ale po niespełna
miesiącu, za zgodą władz, wrócił do Przemyśla. Aresztowano go
ponownie w czerwcu tego samego roku i ponownie deportowano.
Oficjalnym powodem była propaganda antysowiecka, prowadzenie
polityki polonizacyjnej w zachodnich obwodach Ukrainy, utrzymywanie
kontaktów z ukraińskim podziemiem nacjonalistycznym i OUN-UPA,
kolaboracji z okupantem niemieckim i udziału w organizacji 14
Dywizji Grenadierów SS. Jego śmierć w łagrze nie miała nic
wspólnego z religią, była wynikiem działań na rzecz „samostijnej
Ukrainy”.
Kuriozalny jest fakt, że na początku
czerwca ubiegłego roku jego imieniem nazwano jedną z ulic
Przemyśla. Protestują przeciw temu działacze Wspólnoty
Samorządowej Dolina Sanu, jak również historycy, ale jak na razie
bezskutecznie.
Ruch nacjonalistyczny na Ukrainie jest
dalej konsekwentnie antypolski. Pogrobowcy
OUN-UPA postulują m.in. włączenie
części ziem polskich do Ukrainy. Niektórzy z nich wspominają
nawet o Warszawie.
Świętych ci u nas dostatek...
środa, 19 lutego 2014
ADHD czy nieznośny bachor?
Gdyby rodziców spytać o powody
niepowodzeń szkolnych ich pociech, zdecydowana większość zwali
winę na nauczycieli lub przyczyny „obiektywne”. Dochodzi do
tego, że nie ma już dzieci leniwych i olewających naukę wraz z
pedagogami, są tylko dzieci chore. Nie umie pisać ani czytać?
Pisze jak kura pazurem? Nie zna gramatyki, ani ortografii? Na pewno
jakaś odmiana dyslekcji! Nie potrafi wykonać prostych działań
matematycznych? Dyskalkulia! Nie zna żadnych dat, ani faktów
historycznych? Pewnie jakieś zaburzenie pamięci!
W ostatnich latach furorę zrobił
zespół ADHD, czyli nadpobudliwość ruchowa, połączona z
nieuwagą. „Chore” dziecko robi co chce, nie usiedzi w ławce,
łazi po klasie, na zwróconą uwagę reaguje złością, a czasem
wyraźną agresją. Coś na zasadzie – czego się czepiasz głupi
belfrze?! Jestem chory, mnie wszystko wolno!
Szkopuł w tym, że odkrywca i badacz
tego „schorzenia” przez 40 lat, amerykański psychiatra Leon
Eisenberg (1922 – 2009), siedem miesięcy przed śmiercią
przyznał, że...ADHD jest fikcją!
Gwoli sprawiedliwości trzeba
powiedzieć, że od początku badań nad ADHD, co bardziej „trzeźwi”
psychiatrzy uważali, że nadpobudliwość w pewnym jest związana z
cyklem rozwojowym dzieci, ale było to wołanie puszczy! Co ciekawe,
nie ma żadncyh testów, ani obiektywnych narzędzi, które ADHD
potwierdzają.
Kuriozalny jest fakt, że obłowiły
się na tym koncerny farmakologiczne. Jeśli dziecko uznane zostało
za chore, kierowano je na psychoterapię czy farmakoterapię.
Proponowano m.in. leki działające stymulująco na mózg, a te
preparaty mają długą listę działań niepożądanych. Mogą
powodować m.in. depresję, chwiejność nastrojów, niewyraźne
widzenie, czy nawet wywoływać myśli samobójcze. Czyli z deszczu
pod rynnę!
„Fachowcy” od ADHD tak łatwo się
nie poddadzą! W 2006 r. na konferencji prasowej specjaliści z
Collegium Medicum Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu,
stwierdzili, że przypadłość ta w Polsce dotyka od 2,5 do 16
procent dzieci w wieku szkolnym. Zaiste, imponują dokładność
badań!
Drodzy rodzice! Nie wszystko stracone!
Jak najszybciej krępujcie dziecko (samo nie pójdzie – ADHD!) i w
te pędy do szkolnego pedagoga, psychologa czy psychiatry! Skończą
się wszelkie kłopoty szkolne, bo wasze dziecko jest po prostu
chore! Orzeczenie macie jak w banku!
poniedziałek, 17 lutego 2014
Z ryp najbardziej lubię rypanie
W kinie w Lublin,
w windzie, na ławce w parku, autobusie, pociągu, samolocie (10
tys.m) o samochodzie, plaży i kibelku nie wspominając (nie ma czym
się chwalić).
Jeden lubi ogórki, drugi ogrodnika
córki, jeden lubi chleb z masłem, drugi jak mu nogi śmierdzą.
Wymieniać by można długo, licytując się w upodobaniach. Sprawa
staje się delikatna, gdy dotyczy sfery seksu. A tutaj może być
różnie! A że „ideologia gender” atakuje, jednego podnieca
kura, inną banan, a może odwrotnie.
Fetyszyzm to rodzaj parafilii
seksualnej polegający na uzyskiwaniu satysfakcji seksualnej głównie
lub wyłącznie w wyniku kontaktu z obiektem pobudzającym −
fetyszem. Parafilia, to pojęcie szersze, rodzaj zaburzenia na tle
seksualnym, w którym wystąpienie podniecenia seksualnego i pełnej
satysfakcji seksualnej uzależnione jest od pojawienia się
specyficznych obiektów (w tym osób), rytuałów czy sytuacji, nie
będących częścią „normalnej” stymulacji. A co to może być?
Brać i wybierać!
Jeśli jakaś para bzyka się między
regałami w supermarkecie, windzie czy na koncercie rockowym, być
może inaczej im „nie wychodzi”.
![](https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgSR0X6G6DE_-PS5x6cDY002cMSEiWIGHIsOvGSbZ5XJWca14JMzafea2Lh-xhuDr4XDuYnMdWRE_0F-o_2zc0rteWOGPYrgHxSE7jyd6XvtMobMgFXKhD8rx7q49GBB-KP6zwmKPkPk7g/s280/bniewidoczni.jpg)
Agorafilia − bodźcem
seksualnym są miejsca publiczne
Akrotomofilia, dysmorfofilia
− fetyszem jest okaleczone lub zdeformowane ciało partnera
Apotemnofilia − jak wyżej,
tylko „mi ze mną”. Taka osoba obsesyjnie chcę, by jej ucięto
zdrową kończynę, często sama się okalecza.
Autonepiofilia − odgrywanie
ról z okresu niemowlęcego
Nekrofilia − czyli seks z
trupem
Koprofilia − bodźcem
seksualnym jest kał i związane z nim czynności, czyli „on na
mnie”, albo „ja na niego”
Grawiditofilia − fetyszem
jest brzuch ciężarnej kobiety
Klizmafilia - satysfakcja
seksualna osiągana poprzez lewatywę.
Pigmalionizm (agalmatofilia)
− osiąganie stanu podniecenia płciowego na widok wizerunków, np.
zdjęć, rzeźb, obrazów
Podofilia − fetysz
związany ze stopami
Urofilia − przedmiotem
pożądania seksualnego jest mocz
Ozolagnia − fetysz
związany z odczuwaniem satysfakcji seksualnej tylko w przypadku
kontaktu z zapachami partnera.
To tylko niektóre „bodźce”
seksualne! Fantazja człowieka jest nie do okiełznania, jak mówi
porzekadło – są na świecie rzeczy, które się filozofom nie
śniły. Można lizać, uciskać, patrzeć, łaskotać, klepać,
przebierać się, odgrywać jakie role... W tym kontekście wąchanie
brudnych majtek – to betka!
sobota, 15 lutego 2014
To się nazywa konsekwencja! Protest przed Białym Domem
Ponad
32 lata rwa protest 77-letniej Concepcion „Connie” Picciotto
skierowany przeciw atomowym zbrojeniom i wszelkim wojnom. Naprzeciw
Białego Domu rozbiła biały namiot i mieszka w nim od 1981 r.
W
razie konieczności, gdy kobieta opuszczała „swój dom”,
zastępował ją ktoś z grupy zaprzyjaźnionych aktywistów. We
wrześniu ubiegłego roku policja namiot usunęła, wykorzystując
moment, gdy nikt go nie pilnował. Miejsce „warty” opuścił
wtedy weteran wojenny cierpiący na zespół stresu pourazowego. Po
kilku godzinach namiot jednak wrócił na swoje miejsce. Było to
wynikiem z jednej strony zdecydowanych działań Concepcion Picciotto
i apeli do biura deputowanej do Izby Reprezentantów, Eleanor Holmes
Norton, z drugiej nacisku opinii publicznej. Eleanor Holmes Norton
zna „Connie” od 1993 r., sama wielokrotnie zgłaszała w
Kongresie projekt ustawy o rozbrojeniu arsenałów nuklearnych.
Wystarczył jeden jej telefon i namiot wrócił na swoje stare
miejsce.
Concepcion Picciotto nie poddaje się,
mimo wielokrotnych różnorakich gróźb. Czuwa niezależnie od
pogody, w upale i mrozie. .
Najdłuższy
protest pokojowy w historii USA rozpoczął się 3 czerwca 1981 r.,
gdy aktywista William Thomas stanął przed Białym Domem. Concepcion
Picciotto dołączyła do niego dwa miesiące później, kilka lat
później jako trzecia dołączyła przyszła żona Thomasa, Ellen.
Po śmierci Thomasa w 2009 r. Ellen wyprowadziła się do Karoliny
Północnej i „Connie” sama kontynuuje protest. Wspomaga ją
grupa aktywistów Occupy Peace House (za punkt zebrań służyło im
przez lata mieszkanie Thomasa, kilka przecznic o Białego Domu).
Czapki
z głów, panowie i panie, dla wytrwałości i samozaparcia „Connie”
! Swoją drogą, w Polsce długo by tak przed Belwederem nie
pomieszkała! Nasza dzielna policja zwinęła by ją w try miga! O
dalszych konsekwencjach lepiej nawet nie mówić.
piątek, 14 lutego 2014
środa, 12 lutego 2014
Ej blondyna, kto cię dyma?!
Zdecydowana większość ludzi jest
przekonana o „wrodzonej inteligencji”, co zgodnie z założeniem,
nie musi być poparte żadną wiedzą. Niekiedy jej poziom jest
jednak żenujący, w czym ponoć przodują blondynki, co to większość
czasu poświęcają tlenieniu sitowia na głowie, niż wypełnieniu
jej jakimiś sensowymi wiadomościami.
Oto przykład blondynki, biorącej
udział w telewizyjnym quizie. Nie odpowiedziała dobrze na żadne
pytanie!
1. Jak długo trwała Wojna
Stuletnia?
* 99 lat
* 100 lat
* 116 lat
* 126 lat
Wiadomo, sama
nazwa mówi – 100 lat!
2. Z którego kraju pochodzi
kapelusz typu „panama”?
* z Brazylii
* z Chile
* z Panamy
* z Ekwadoru
Oczywiście z Panamy!
3. W którym miesiącu Rosjanie
obchodzą rocznicę Rewolucji Październikowej?
* w styczniu
* we wrześniu
* w październiku
* w listopadzie
Nad czym tu myśleć? Październikowa,
więc w październiku.
4. Jakie imię na chrzcie otrzymał
ks. Popiełuszko?
* Jerzy
* Grzegorz
* Alfons
* Alfred
Jak można nie wiedzieć jak miał na
imię kapelan „Solidarności", ks. Jerzy?!
5. Od którego zwierzęcia pochodzi
nazwa Wysp Kanaryjskich?
* od kanarka
* od kangura
* od szczura
* od psa
Jasne, że od kanarków!
6. Potrawa „fasolka po bretońsku”
pochodzi z:
* Francji
*Wielkiej Brytanii
* Stanów Zjednoczonych
*Belgii
Bretania, czyli Francja!
7. Czyrwiec to staropolska nazwa
miesiąca:
* maja
* czerwca
* lipca
* sierpnia
Przecież widać, że to czerwiec!
8. Borys Szyc naprawdę nazywa się
* Szycowski
* Szyszka
*Michalak
* Szyc
Szyc, to Szyc!
Co najdziwniejsze,
blondynka właśnie tak odpowiadała i jury tych odpowiedzi nie
uznało! Podobno miały być takie:
1. Wojna Stuletnia trwała 116 lat - od
1337 do 1453.
2. Kapelusz „panama” pochodzi z
Ekwadoru.
3. Rocznicę Rewolucji Październikowej
obchodzi się 7 listopada.
4. Właściwe imię ks. Popiełuszko to
Alfons
5. Nazwa Wysp Kanaryjskich pochodzi z
łaciny, a canis oznacza psa.
6. Fasolka po bretońsku pochodzi z
Wielkiej Brytanii
7. Czyrwiec to używana w XVI w. nazwa
lipca
8. Borys Szyc naprawdę nazywa się
Michalak
poniedziałek, 10 lutego 2014
Ale świnia!
Corocznie w miejscowości Yingko na
Tajwanie obchodzone jest „Święto świni” .
Organizuje je taoistyczna świątynia
Sanhsia Tzushih, a polega najprościej mówiąc, na rytualnym uboju
tucznika. Świnie są na siłę dokarmiane, karmę wtłacza się im
do pyska, trzymane są w małych kojcach, by nie energii na ruch.
Osiągają wagę dziesięć razy większą niż hodowane normalnie.
W tym roku rekordowy tucznik osiągnął wagę 936 kg.
Rolnik, który wyhoduje najcięższą
świnię i wygra konkurs, załapie się na niezłą kasę – uwaga!
– wypłacaną w czystym złocie.
W finale waży się dziesięć świń,
potem dostępują zaszczytu publicznego podcięcia gardła, co ma
zapewnić przychylność bogów przez cały rok.
„Święto świni” obchodzone na
początku nowego roku, ma wielopokoleniową tradycję, ale ostatnio
spotyka się z publiczną krytyką ze strony rzeczników praw
zwierząt. Wzywają do zaprzestania tych barbarzyńskich praktyk, ale
jak na razie bez skutku. Niby jest obietnica zniesienia konkursu do
2017 r. , ale to palcem na wodzie pisane „obiecanki-cacanki”.
sobota, 8 lutego 2014
Bzyknąć kozę czy posła Krystynę Pawłowicz?
ugrupowania. Jak dziecko, tylko
ruchanie mu w głowie! Język ma bardziej „wyszukany”,
ale gust specyficzny. Na jednym z portali społecznościowych
napisał, że „wolałby bzyknąć kozę niż posłankę Pawłowicz”.
Widocznie za zwojach jeszcze iskrzyło, bo po chwili dopisał
„posełkę” Beatę Kempę. Po jakimś czasie wpis usunął.
Cóż one, biedne, mu zawiniły?!
Prawdą mówiąc, są dwie szkoły. Jedna mówi, że najbardziej sexi
jest intelekt, druga, że jednak cipka i jej ładne opakowanie. No
cóż, obie „posełki”, w moim przekonaniu, promocji by nie
otrzymały w żadnej z nich.
Żeby było
śmieszniej, Marek Domaracki należy m.in. do parlamentarnego
zespołu ds. osób głuchych oraz... do zespołu ds. równości
kobiet i mężczyzn.
A za kozami kto
się ujmie? Może górale, bo jakby co, chyba wolą owieczki!
czwartek, 6 lutego 2014
Chory wymiar (nie)sprawiedliwości
Prawie nałożyły się dwie wiadomości
o niewątpliwych „sukcesach” polskiego wymiaru sprawiedliwości.
Osobiście złudzeń nie mam, to raczej reguła niż wyjątek.
Prawnie ubezwłasnowolniony, chory na
schizofrenię Arkadiusz K., trafił na 5 dni do więzienia w
Koszalinie za kradzież wafelka, wartego 99 gr. Finansowo był goły
jak święty turecki, więc miejscowy dyrektor Okręgowego
Inspektoratu Służby Więziennej, Krzysztof Olkowicz, wpłacił za
niego kaucję 40 zł (za pozostałe dwa dni aresztu) i wypuścił na
wolność. Do Ministerstwa Sprawiedliwości wpłynął donos
„zaniepokojonych funkcjonariuszy", bo art. 57 kodeksu
wykroczeń zabrania opłacania grzywny osobom niebędącym krewnymi
skazanego. Prawdopodobnie czeka go sprawa sądowa.
To jednak pretekst. Krzysztof Olkowicz
podpadł czymś innym. W połowie zeszłego roku nagłośnił sprawę
i zrobił wszystko, żeby pomóc wyjść na wolność innemu choremu
skazanemu - Radkowi Agatowskiemu, który też trafił do więzienia
za drobne kradzieże, a w celi przeżył piekło. Z opinii biegłego
wynika, że współwięźniowie się nad nim znęcali, a nawet
przypalali go papierosami. Prawdopodobnie też go molestowali
seksualnie. Klawisze dostali zdrowy opierdol, posypały się też
kary dyscyplinarne. No cóż, nie wybacza się ptakowi, który „kala
własne gniazdo”.
Ciekawostką jest fakt, że Arkadiusz
K. kiedyś występował w „Szansie na sukces”, śpiewając
piosenkę Elvisa Presleya. W rozmowie z Krzysztofem Olkowiczem, która
zdecydowała o decyzji wpłacenia kaucji, prosił o kilka godzin
przepustki, gdyż... musi nakarmić papużki. Hoduje je w domu, gdzie
mieszka, przygarnięty przez obcych ludzi. Jako „łapówkę”
zaproponował zaśpiewanie „Love Me Tender” Króla. Gdy
wychodził, już w bramie aresztu, zaśpiewał.
A teraz zupełnie z innej beczki, jak
w cyrku Monty Pythona. Kuriozalna jest decyzja prokuratury w Jeleniej
Górze. Dwaj policjanci jechali samochodem mając po 2 promile
alkoholu we krwi i w Cieplicach wypadli z drogi. Samochód kilka razy
dachował, ale „stróże prawa” wyszli z tego cało, mimo że nie
byli przypięci pasami. Świadkowie wypadku twierdzą, że jeden z
nich sam wyszedł z rozbitego samochodu, drugiego wyciągnęło i
zabrało pogotowie.
I co? I nic! Prokuratura półtora roku
badała sprawę i ją umorzyła. Powód? Nie udało się ustalić,
który z nich siedział za kierownicą. Żaden się nie przyznał! Co
prawda, to prawda, zarządzono kosztowne ekspertyzy biologiczne,
osmologiczne i techniczne - bez rezultatu! Postępowanie
dyscyplinarne również umorzono i obaj dalej pracują w policji.
Swoją drogą, prokurator pewnie za bardzo się nie starał znaleźć
„kierowca bombowca”, a przełożeni policjantów po prostu
zamietli sprawę pod dywan.
Ucz się młody! Walniesz setę, to
siadając za kółkiem bierz z sobą „trafionego” kumpla! A potem
sprawa prosta jak sznurek w kieszeni! To nie ja - kolega!
Brawo prokuratorzy, sędziowie, brawo
policja!
wtorek, 4 lutego 2014
Marycha na obiad i kolację
Sinsemil.la to projekt zakładający
powstanie sieci undergroundowych restauracji, serwujących dania
przyrządzane z użyciem marihuany. Pierwsza ma powstać w Nowym
Jorku, a kolejne w innych miastach. Marycha ma „balansować” i
„wygładzać” smak potraw, które przyrządzane będą na kilka
sposobów.
Jednym z nich jest wędzenie na zimno
dymem z blanta lub fajki (czasem w specjalnym piecu), innym dodawanie
konopi jako posypki - na surowo, a w kolejnym w postaci marmolady.
Nazwa projektu nie jest przypadkowa. Sinsemilla to sposób hodowli
żeńskich krzaczków konopi, bez udziału pyłku roślin męskich.
Kwiaty są wtedy gęstsze i bardziej bogate w kannabinoidy,
odpowiedzialne za haj po wypaleniu skręta.
![](https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjw4Au3N4nwoRq70LpIlxgbb6Q2f9Ww4zA2QJZEUQWcmAeI3tbkf5jHQsBDu0Yow-aWoW8fFURLFkBzseBa6juozfStwZPQJVMlCs2Oj4rTDyLxDZyDw7piftUh4qvMciXFUr-YP5RhTZ4/s280/frisee.jpg)
Serwowane mają być szparagi, ryby,
ale zjeść będzie można również rozmaite, „tradycyjne” dania
mięsne. Przepisy objęte są tajemnicą, ale kucharze zapewniają,
że chodzi o wykwintne jedzenie, a nie o pospolite ujaranie się lub
pochłonięcie krzaków konopi z korzeniami.
Jak na razie marihuana legalna jest w
stanach Kolorado i Waszyngton, wydaje się tylko kwestią czasu, gdy
i inne stany pójdą tą drogą.
Smacznego!
niedziela, 2 lutego 2014
Ślady na śniegu, czyli tropiciel w akcji
Zasypało
mnie wszystko na biało, przynajmniej u mnie na wsi. Zimno i głodno,
bo chleba nie dowieźli. Cierpią też nasi „bracia mniejsi”, w
poszukiwaniu pożywienia, czasem kilometrami, przemierzają białe
przestrzenie. Znaczą drogę tropami, które są dla wprawnego oka
bardzo charakterystyczne.
Czasem
dokładna analiza takich tropów pozwala nie tylko na określenie
gatunku „brata”, ale również okoliczności pozostawienia
śladów. Walka o przerwanie jest czasem na granicy życia i śmierci.
Pan
Zenek po imieninach. To nie jebajka, to jebitwa!