Kilka
ciepłych dni i już byłoby fajnie, gdyby nie te nerwy… Nosi mnie,
bo w zasadzie na każdym kroku, bezmyślność ziomali doprowadza
mnie do szału!
Chodniki
jakie są takie są, najczęściej wąskie. Słoneczko przygrzewa,
więc na spacerki wychynęły marki z wózkami. Przy okazji zakupu
można przecież zrobić. Dobrze jeśli pociecha śpi, gorzej jak
sobie przypomni, że coś by się tam popiło, czy przegryzło.
Włącza syrenę i ciekawie zaczyna się dziać. Mamuśka zatrzymuje
się na samym środeczku chodnika i zaczyna uspakajanie – tiu, tiu,
tiu… Ominąć ją można włażąc na jezdnię albo zdzierając
tynk. Dobrze jak się nie zjawi koleżanka z drugim wózkiem, by rady
dawać, czy też pogawędkę o kupkach uciąć. Wtedy chodnik
zablokowany na amen!
Osobną
kategorię zmór chodnikowych stanowią obładowane siatkami
kobietony, w wieku nieco przejrzałym. Tak na oko 120 kg, dwie siaty
i telepie się z nogi na nogę, oczywiście środkiem chodnika, bo
jakże by inaczej! I one również uwielbiają zebrania i pogaduszki
w najwęższym miejscu chodnika!
Inna
rasa uwielbia paczki, paczuszki i eleganckie, firmowe torby. Dyrdają
do samochodu zaparkowanego „za rogiem” i chodnik ich!
Gang
matek z wózkami wspierany jest przez rowerzystów. Jeżdżą, gdzie
się da, a da się wszędzie! Czasem strach iść chodnikiem, bo
popierdala taki kaskader i nie wiadomo – wykręci czy nie wykręci?
Tak
trochę poza centrum, na działki zdążają „dwukołowcy”
obojga płci – oczywiście chodnikami! Dlaczego nie jednią? Bo
niebezpiecznie!
Idę
sobie do marketu, a tu z tyłu wrzask – uwaga, uwaga! Kurczę się
pod jakimś żywopłotem, bo toto musi przejechać!
W
markecie ciach koszyk i po półkach wybieram co mi potrzebne. Raz,
dwa i do kasy! Najczęściej z pięciu czynna jedna, ale co tam!
Kolejka jednak dziwnie niemrawo się posuwa. Aha… Zator…
Jestem
już blisko i słyszę powtarzający się dżingiel. Ma pani/pan
drobne? Dobrze pani/pan kumate są, szybko coś tam wysupłają. Ale
przecież, kurwa mać, drobne powinna mieć kasjerka, nie klient! A
jak nie ma, niech umyślny zapierdala rozmienić!
No już…
Przede mną kobieta z wyładowanym po sufit wózkiem, nie wiem po ci
jej tyle…Od ziemi ogrodniczej, przez jakieś słoiki i słoiczki,
torebki i torebeczki, po czteropaki piwa. Aha, zapomniałam zważyć
paprykę! I spokojniutko bieży do wagi… A kolejka stoi i czeka…
Inna
wersja…Pada suma i pani z niewinną minką mówi: - Jeszcze
zapomniałam masła, parówek … (wstawić co kto chce!). I znika na
kilka minut. Wraca z czymś tam i jeszcze czymś… - Wzięłam przy
okazji… A kolejka milczy. Gdyby oczy mogły zabijać, już by
trupem padła! Nie pamiętasz? Notuj na kartce listę zakupów!
Wszystkim ułatwisz życie!
Grunt
to się nie denerwować i dobrze odżywiać! Zamknąć oczy i
policzyć do dziesięciu… Podobno działa!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz