niedziela, 30 marca 2014
sobota, 29 marca 2014
Poleciał z balonikami do nieba
Katolicki ksiądz z Brazylii, Rev
Adelir de Carli, hobby miał dość niecodzienne – latanie za
pomocą baloników napełnionych helem. W ostatnią podróż wybrał
się w kwietniu 2008 r. i miał zamiar spędzić w powietrzu 19
godzin, tym samym pobić rekord.
Wyposażony był dobrze, miał
spadochron, skafander, GPS i telefon satelitarny. Za pomocą 1000
baloników wzniósł się na wysokość 6 tys. m, potem zniżył do
2,5 ty. m i słuch o nim zaginął.
Jego celem było Durados, a wyruszył z
portowego miasta Paranagua. Prawdopodobnie zboczył z kursu z powodu
silnego wiatru. W rozmowie z brazylijską stacją telewizyjną Globo,
opowiadał, że ma kłopoty z GPSem, który szwankuje z powodu
panującej na tej wysokości temperatury.
W poszukiwaniach na lądzie, morzu i w
powietrzu uczestniczyła armia, straż graniczna, ekipy ratunkowe i
ochotnicy. Wkrótce szczątki baloników znaleziono na wybrzeżu
stanu Santa Catarina, a samo ciało (w zasadzie pół) na oceanie 100
km od wybrzeża, dopiero w lipcu.
W styczniu przeleciał w ten sposób
110 kilometrów, w cztery godziny, z Parany do argentyńskiego San
Antonio. Tym razem się nie udało. A cel miał szczytny! Chciał
wybudować parking i miejsce „wsparcia duchowego” dla kierowców
ciężarówek w Paranagua.
Wyprawę księdza uznano za zupełnie
bezsensowną, wręcz głupią. Uhonorowany został Nagrodą Darwina
za 2008 r., która to przyznawana jest „by upamiętnić osoby,
które przyczyniły się do przetrwania naszego gatunku w długiej
skali czasowej, eliminując swoje geny z puli genów ludzkości w
nadzwyczaj idiotyczny sposób”.
Ksiądz katolicki i tak swoich genów nie powinien przekazywać, ale wypadki chodzą po ludziach, ludzie po wypadkach czasem też. Jemu się nie udało.
czwartek, 27 marca 2014
Chorobliwa zazdrość, czyli jak komuś umilić życie
Za najbardziej zazdrosną kobietę na
świecie w 2013 roku uznana została 42-letnia Debbi Wood, która
wraz z 30-letnim narzeczonym Steve'm Wood mieszka w Leicester
(Anglia).
Sposoby jakie stosuje sprawdzając
wierność partnera, to czysta paranoja! Wchodzi na jego pocztę,
konta bankowe i społecznościowe, przegląda połączenia
telefoniczne. I to kilka razy dziennie!
Po każdym wyjściu z domu i powrocie,
Steve poddawany jest badaniu na wykrywaczu kłamstw, który kupiła
przez internet. Czasem są niejednoznaczne, bo jak mówi mężczyzna,
serce wali mu jak młotem.
Debbi wybiera programy telewizyjne,
które mąż może oglądać, a kryterium jest atrakcyjność
pojawiających się w nich kobiet. Jasne, że Steve nie może
przeglądać żadnych kolorowych pism, o wyborze filmów nie
wspominając.
Razem mieszkają od dwóch lat, a
zazdrość Debbi Wood zamiast się zmniejszyć, nasila się. Steve
oficjalnie się jej oświadczył, związek będzie zalegalizowany,
gdy tylko kobieta będzie chciała. Na razie „zastanawia się”,
ale nazwisko już zmieniła.
Lekarze są jednomyślni, Debbi cierpi
na Syndrom Otella. Dochodzi do tego psychoza dwubiegunowa i wrodzona
dysmorfia ciała. Jej stany lękowe są tak destrukcyjne, że przez
pół roku nie wychodziła z domu. Bierze leki przeciwlękowe i
zdecydowała się na specjalistyczną terapię. Jak na razie skutki
są mizerne.
Co ciekawe, Steve wcale nie czuje się
z tym tak zupełnie źle. Twierdzi, że są bratnimi duszami, że są
dla siebie stworzeni, ze trochę zazdrości się w związku przydaje.
Ładne mi trochę! Coś mi to wygląda
na związek sado-maso! A niech tam! Jak im z tym dobrze, niech robią
co chcą, byle innych nie krzywdzili. Ich cyrk, ich małpy!
wtorek, 25 marca 2014
Najbrzydszy na świecie pomnik Jana Pawła II
Niedawno stacja telewizyjna CNN
wytypowała 10 najbrzydszych pomników na świecie. Wśród nich
znalazł się obelisk upamiętniający Jana Pawła II.
To brzydactwo postawiono przed rzymskim
dworcem kolejowym i po odsłonięciu w 2011 r., pomnik od razu
wzbudził kontrowersje. Jego autorem jest włoski artysta Oliviero
Rainaldi.
W rankingu CNN zajmuje ósme miejsce,
autor klasyfikacji, krytyk sztuki Iain Aitch, opisując go
(szczególnie razi „dziura”nierozchylonego płaszcza) stwierdził:
„Przypomina Mussoliniego, który próbuje porwać nieletniego”.
Na liście, obok pomnika polskiego papieża, znajdują się też
socrealistyczne monumenty z Białorusi i Turkmenistanu oraz
wzniesione w Londynie kontrowersyjne prace upamiętniające Oscara
Wilde'a i Michaela Jacksona.
Po odsłonięciu rzymskiego pomnika
Jana Pawła II posypały się protesty (m.in. ze strony Watykanu) i
petycje, by go usunąć. Ostatecznie władze miasta powołały
komisję , która poleciła Rainaldiemu, by poprawił monument.
Poprawki zrobił, ale niewiele to pomogło.
Jak mówi ludowe porzekadło – z
gówna bicza nie ukręcisz!
niedziela, 23 marca 2014
Debil czy idiota?
Bardzo burzliwy przebieg miał wywiad,
którego Robertowi Mazurkowi do weekendowego wydania
„Rzeczpospolitej” udzielił Janusz Korwin-Mikke. Padły mocne
słowa i skończyło się wyproszeniem dziennikarza za drzwi.
Co tak zdenerwowało Janusza
Korwin-Mikke? W zasadzie wszystko. Robert Mazurek poszedł „po
bandzie”, miał chyba na celu zrobienie bulwersującego materiału
i ośmieszanie polityka. Posługiwał się wyrwanymi z kontekstu
cytatami wypowiedzi prezesa Nowej Prawicy i były to odgrzewane
kotlety. A to o niepełnosprawnych, a to o Hitlerze, a to o
Kwaśniewskim... Janusz Korwin-Mikke został postawiony pod ścianą,
na zasadzie – co poeta chciał przez to powiedzieć. Wypowiedzi
prezesa są bez wątpienia kontrowersyjne, ale skrótowe, jakby
punktowały najważniejsze rzeczy. Można się z nimi zgadzać lub
nie, ale mało kto ma odwagę mówić o sprawach bardzo
niepopularnych, tak po prostu – kawa na ławę!Wyrwane z kontekstu
tracą sens.
Po nagłośnieniu sprawy na Facebooku
przez samego Janusza Korwin-Mikke, głos zabrał również Robert
Mazurek. No to dołożył do pieca! Sorry, panie Mazurek, ale idiota
czy debil? Gwoli wyjaśnienia, jak pan nie kuma. Debilizm to stan
upośledzenia umysłowego w stopniu lekkim, idiotyzm w stopniu
znacznym. Samokrytyka?
Z drugiej strony, jaki miał pan powód
do takiej „dobrej” zabawy? Czyżby oscylowało coś koło
ludowego powiedzenia – Śmieje się jak głupi do sera?
czwartek, 20 marca 2014
Obsikany obraz
Odbiór sztuki niesie z sobą emocje,
ale czasem „po bandzie”, szczególnie jeśli odbiorca jest „na
dopingu”.
36-letnia Amerykanka Carmen Tisch z
pewnością przesadziła! Nieco wcześniej zaczęła świętować
zakończenie koniec 2011 r. i będąc „pod wpływem”, po polsku
mówiąc nawalona jak bombowiec, postanowiła odwiedzić Clyfford
Still Museum w Denver.
Oglądała obrazy słynnego Clyfforda Stilla,
ale jeden z nich „1957-J-No. 2” wyraźnie się jej nie spodobał.
Długo nie myśląc, swoje zdanie
wyraziła dosadnie i jednoznacznie, opuściła spodnie i obsikała
warty 30 mln dolców obraz. Została zatrzymana przez policję, a
winę zwaliła na sole do kąpieli, po których musiała „dużo
pić”. Straty wyceniono na 10 tysięcy dolarów.
W sądzie szlochała i przepraszała za
swoje zachowanie. Zgodziła się też poddać leczeniu z alkoholizmu.
Pewnie odniosło to jakiś skutek, gdyż skazało ją tylko na dwa
lata w zawieszeniu.
wtorek, 18 marca 2014
Dezodorant i sztuka
Amerykański
mikrobiolog i fotograf Zachary Copfer w bardzo niecodzienny sposób
sportretował gwiazdy „małego ekranu”. Jako podstawowe tworzywo
posłużyły bakterie pobrane spod pachy. Cały „proces twórczy”
nie do końca jest ujawniony. Wiadomo, że baterie zostały pobrane
za pomocą wacika, potem nałożone na standardową fotografię,
przekształconą w półtony.
Następnie poddawana jest ona
specjalnemu promieniowaniu, by „wypalić” bakterie. Caly proces
trwa około 48 godzin, a jego wynalazca nazwał go „Bacteriography”.
Projekt jest częścią przedsięwzięcia
Big Bang Fair, organizowanego w Birmingham (Anglia), które ma na
celu zaciekawienie dzieci nauką i techniką.
Ciekawy jestem, ile trwa „hodowla”
bakterii pod pachą! Nieopatrzne użycie dezodorantu niszczy całą
sztukę, dosłownie, w zarodku.
niedziela, 16 marca 2014
Bezbronny czy „bronny” Majdan?
Angielski fotograf-dokumentalista Tom
Jamieson wykonał niezwykłą serię zdjęć na kijowskim Majdanie. W
ogólnej opinii fachowców duże szanse na zdobycie nagrody Word
Press Photo będą miały fotografie walk między protestującymi, a
ukraińskimi siłami MSW. Tom Jamieson miał inny pomysł. Uwiecznił
broń, najczęściej domowej roboty, którą mieli z sobą
demonstranci.
![](https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEixWwivi7yhBJwKL8LV-rTUHARwJ5R7_nbEEMRCFkhb0p2XhHBHhxczjmn-w4X5XBJ0vwqwZWRg-hMtPqnVJCbscDpSkrgXlMXmLT8mwXAY-wNpuSXkcVRlZUV_BNca8gHJSsRMwu2km-M/s1600/2.jpg)
Broń w rękach właścicieli (za ich
zgodą) została sfotografowana na czarnym tle, które fotograf i
jego asystent rozstawiali na Majdanie. Zdjęcia powstawały na
zewnątrz placu, w zajmowanych budynkach, zwykle w godzinach
porannych lub o zmierzchu, aby zachować spójność oświetlenia w
całym cyklu fotografii.
Większość broni była podpisana
nazwiskami właścicieli lub nazwami ich rodzinnych miejscowości,
inne były ozdobione symbolami religijnymi lub obrazkami, które
przedstawiały np. Janukowycza za kratkami. Właściciele tych
„urządzeń” byli z nich bardzo dumni.
Tom Jamieson spędził na Majdanie dwa
tygodnie, teraz wybiera się na Krym.
Jakoś dziwnie wygląda mówienie i
demokracji i pokojowej demonstracji wobec takich „narzędzi”.
piątek, 14 marca 2014
Jeszcze są piękne
Kanadyjski fotograf, Lincoln Clarkes,
jest autorem serii zdjęć kobiet uzależnionych od heroiny. Spojrzał
na nie niecodziennie, są to jakby portrety kobiet jakie mijamy na
ulicy.
Ich nałóg zdradzają przede wszystkim
oczy.
Lincoln Clarkes projekt realizował
przez pięć lat, sfotografował ponad 400 kobiet w dzielnicy
Downtown Eastside w Vancouver. Jego zdjęcia były również
wykorzystane do identyfikacji ofiar seryjnego mordercy. Uważa się,
że więcej niż 30 kobiet zostało zamordowanych przez Roberta
Picktona, który zaprzyjaźniał się z narkomankami, a następnie je
zabijał.
![](https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhycm899YFx87xm_ornv_UZUflJTyqugXJjWKIroqZIOc7jZDnbNPPe4uIGeT3qBnbR9YjByOswdYtmiHa5hnLlJrLl63x4eW9VPRYWoWadShUBzFP74c2fq63qsdztbz2jng1wAA5MxVE/s1600/3.jpg)
![](https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjWEZRuVF_eFev3PCKgQnp2QKQKrm1ZI7TMqpVBtezoitP_oizasvrWa9YjcZBHk7jDJvEws_z22btesTRkBaRKXJQo16tnnTFvBlGyadFz-hPweD38Q1tqTh8oQnhKYjaRi0aL9Cup9h0/s1600/4.jpg)
![](https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEg3NisBwFcJfiI5sCw7LRJjE7k_1Aru4VDT6hol0YCi0c44kb1taVFHoPdCiYCouIQrVq-w9teoKInqcy0qdEzAqQ6PTE3Ucw7Mg8bw_TZs4BPih8zMq09V6oQbHKB7UaBdO4CUB-IarRc/s1600/7.jpg)
![](https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgA35HdbnCsaJfbN7Xrpjtp7mBVlKJLZS0QrWvc2dPPv55ezGznJRnYzbUwwG6FZLGRqh-WsnDX9deFaSF-LsxFRE-wRtXrJ7EVm3m4Uz_xuU9GQPw2qkD8-IsEdbyHHHN-wDbBKTb7Rlc/s1600/8.jpg)
Za pozowanie Lincoln Clarkes oferował
kobietom 5 dolarów, papierosy i soki. Czasem proponował im także
bilet autobusowy w jedną stronę, aby wyjechały. Liczył, ze w ten
sposób zerwą ze środowiskiem narkomanów. Szacuje się, że w
dzielnicy Downtown Eastside w Vancouver, żyje ponad 10 tysięcy
uzależnionych osób.
![](https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEg5qUXWDA_tCB3LFjRIedytYWsVUGLfqhAtJwzfQypUk-SlytS1zYZlRay9-YcEcsx7gnaMzGt2EMN9VkzWNC_ACcZytHRQ1QXLShT6kXtd9i9yqTiXHsSKlY1dXMkT41Ko8EArRMjf4Y0/s1600/10.jpg)
![](https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgw2U8D_SlSL0bmWDDL5nPyx7xkIhA-c22Urc4pi5HpKcYXcrxCoAP8EaqZGAqfdPCh8PN58ECwZqNC1momch616GERRgO1pZkIio0PBSX2F_P10LMXaHp-ZMnyv4-2Vnl0ZGdWl5eK0AE/s1600/11.jpg)
![](https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgaXNqkQhGjX-5WTkn2ZXdlOoXhSwzxDVa89rmgCEat7OJmy68LmFpe6mrpH3eQYMd9xujlPK6Trvz8zIFZrNhQHle9ucnj_sykSF88Hn8W1NC6uXtueKT7Rya-vEM3QmvdKTmrFWGjvPY/s1600/12.jpg)
![](https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjoeEM_yQk_N_gNlIuTM1B2teE5P0QOhqXQ4mXgOMb7MYhA03OddOYoh6HZ4bDLsBdrmxtcJ056S2Pv1jyqQ4dqTo0uWUNfoscZc_I4w6qUM0CeRlFTXebkpk8ADNFFxbeAVlxSw8pAwA8/s1600/znikajace-piekno-portrety-kobiet-uzaleznionych-od-heroiny-lincoln-clarkes---37.jpg)
![](https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgtokUabk1wATYccwYyGpRx1YmJg03A8dgN6pKuivrAg8unt4D9fWO8aUyxKoNrmQ16qi8k9gU-zSM6g83eBlcA9MN9Gi3SP30DcXoQPGPdxfup1wUOfqk_I3UVPjHrlRMC6VcXmpQAEVY/s1600/znikajace-piekno-portrety-kobiet-uzaleznionych-od-heroiny-lincoln-clarkes---38.jpg)
Praca na projektem była dla niego
traumą. „Wiedziałem, że nie mogę im pomóc... Nie mogłem być
ich spowiednikiem, ich lekarzem. Nie mogłem ich uratować. Każda
kobieta miała swoją historię, którą próbowałem opowiedzieć
niemym językiem fotografii. Ludzie z innych dzielnic nie chcą
widzieć o istnieniu tych kobiet – teraz spojrzą im w oczy" -
powiedział fotograf.
środa, 12 marca 2014
Dzieci rodzą dzieci
Za najmłodszą matkę świata uważana
jest Lina Vanessa Medina (ur. 27 września 1933 w Ticrapo, Peru).
Urodziła syna mając 5 lat, 7 miesięcy i 21 dni.
Ojciec Liny, Tiburcio Medina, zauważył,
że jego córka (była jednym z dziewięciorga dzieci) ma
nienaturalnie duży brzuch i w połowie kwietnia 1939 r. zaprowadził
ją do szamanów z wioski. Ci „fachowcy” osądzili, że
dziewczynka ma guza i poradzili, aby zawieźć ją do szpitala w
pobliskim miasteczku Pisco.
Dr Gerardo Lozada po wstępnym badaniu,
zabrał dziewczynkę do stolicy Peru - Limy, gdzie inni specjaliści
potwierdzili, że Lina jest w ciąży. Urodziła dziecko przez
cesarskie cięcie, wykonywane przez dr Gerardo Lozada, dr Rolando
Colareta i dr Busalleu.
Doktor Lozada przeprowadził
szczegółowe badania dotyczące ciąży Liny. Okazało się, że
dziewczynka zaczęła miesiączkować w wieku 8 miesięcy. Gdy miała
cztery lata rozwinęły się jej piersi a rok później rozszerzyła
się jej kość miednicza. Przypadek Liny Mediny został szczegółowo
udokumentowany przez dr Edmundo Escomela w czasopiśmie „La Presse
Medicale”.
Jej syn ważył 2,7 kg i na cześć
lekarza dostał imię - Gerardo. Chłopiec do 10 roku życia
wychowywał się w przekonaniu, że Lina jest jego siostrą. Zmarł w
1979 roku (w wieku 40 lat) na rzadką chorobę szpiku kostnego.
Do dziś nie wiadomo, kto był ojcem
dziecka. Ojciec Liny, Tiburcio Medina, został zatrzymany na kilka
dni pod zarzutem gwałtu. Zwolniono go i podejrzenie padło na
jednego z braci Liny, jednak również okazało się niesłuszne.
W dorosłym życiu Lina Medina
pracowała jako sekretarka w klinice dr. Lozada, który pomógł jej,
a później jej synowi w edukacji. Poślubiła Raúla Jurado, z
którym miała drugiego syna (ur. w 1972). Jeszcze w 2002 r. Medina
wraz z rodziną żyła w biednej części miasta Lima Chicago Chico
(Małe Chicago).
poniedziałek, 10 marca 2014
Bioniczny motocyklista po wypadku
47-letni Nick Matthews mieszka w Market
Harborough (Anglia) i jest zapalonym motocyklistą, członkiem
miejscowego klubu.
Pięć lat trenował do wyścigu, który
miał się odbyć w Oulton Park w Cheshire (czerwiec ubiegłego roku)
i w przeddzień rywalizacji, która miała być zwieńczeniem jego
kariery, uległ bardzo groźnemu wypadkowi. Przyczyną były źle
wyregulowane hamulce. Jechał z prędkością 120 km/h,
motocykl ważący 160 kg przydusił go i wyglądało to tragicznie.
Świadkowie byli przekonani, że nie żyje.
Urazy były spore: złamał sobie kark,
w trzech miejscach miał pęknięty kręgosłup, „mniejszych”
obrażeń nie licząc. Pogotowie lotnicze w stanie krytycznym zabrało
go do szpitala Wythenshawe Manchester.
Lekarze byli przerażeni, nie dawali mu
żadnych szans. Rodzina (żona Kirsty i troje dzieci – 19, 16 i 7
lat) została uprzedzona, że prawdopodobnie umrze następnego dnia.
Udało się ustabilizować jego oddech i tydzień później został
przeniesiony do szpitala Salford Royal. Przeszedł tam pięciogodzinną
operację kręgosłupa, który wzmocniono tytanowymi prętami i
śrubami. Diagnoza była jednoznaczna – nie będzie chodził.
Po dziesięciu dniach od wypadku (trzy
dni po operacji!) Nick Matthews wstał z łóżka i zrobił
samodzielnie pierwsze kroki. Żona, która przyszła odwiedzić go do
szpitala zobaczyła puste łóżko i wybuchnęła płaczem,
przekonana, że zmarł.
Po trzech tygodniach wrócił do domu.
Potem Nick Matthews przeszedł dwie kolejne, poważne operacje.
Obecnie trenuje do maratonu, a jego
celem jest zdobycie funduszy dla pogotowia lotniczego, które
uratowało mu życie.
Ojciec Nicka Matthews, zginął w
wypadku motocyklowym, kiedy ten był jeszcze dzieckiem. Jeździł
maszyną Triumph Bonneville, a „bioniczny motocyklista” nie
ukrywa, że jeszcze jeden, jedyny raz chciałby wsiąść na taki
motocykl i „się przejechać”.
Trudno powiedzieć, czy to brak
wyobraźni, igranie z losem, czy prawdziwa pasja.
sobota, 8 marca 2014
czwartek, 6 marca 2014
Malowanie językiem, czyli za wszelką cenę do Księgi Rekordów Guinnessa
Ludzie
malują w zasadzie wszystkimi członkami, rękami (to oczywistsze!),
nogami, ciałem, kobiety cyckami, a chłopy nawet penisem. O takim
„nowoczesnym” malowaniu już było
Efekty
są różne, najczęściej żałosne. Mój niekłamany podziw budzą
jedynie obrazy namalowane nogami, przez artystów pokaranych losem.
To czasem wprost perełki malarskie!
W
nurt udziwnień na siłę wpisuje się pochodzący z Indii 35-letni
Ani K., jakby „smakujący” malarstwo, gdyż maluje językiem.
Mieszka w Lords (stan Kerala), jest nauczycielem rysunku i obrazy
dosłownie „wylizuje”.
Motywy
malarstwa Aniego K. oscylują wokół portretów znanych osób (np.
Mahatma Gandhi, Rabindranath Tagore, Jawaharlal Nehru) i tematów
religijnych.
Ma ich na swoim koncie ponad 1000, w
tym również kopie dziel uznanych mistrzów, jak choćby Laeonardo
Da Vinci i jego „Ostatnia wieczerza” (. Ten obraz malował pięć
miesięcy, ale najczęściej wystarczają mu trzy-cztery dni. Do
mieszania farb używa podniebienia, nie bez skutków ubocznych. Nawet
dwa tygodnie po „akcie twórczym” cierpi na ból głowy, szczęki,
utratę wzroku, a nawet czasem ma chwilowe zaniki pamięci.
Tę
specyficzną technikę malowania zaczął stosować sześć lat temu,
zainspirowany malarstwem nogami. Za wszelką cenę chce zaistnieć w
Księdze Rekordów Guinnessa, szukał więc swojego „indywidualnego
stylu”. Malował już nosem, brodą, łokciami i topami.
Próbował
również „tworzyć” jednocześnie dwiema rękami i podczas jazdy
na rowerze. Teraz kombinuje, by malować jednocześnie wszystkimi,
czterema kończynami – rękami i nogami.
„Wylizane”
obrazy są, delikatnie mówiąc, średnie. Nie sądzę, by efekty
malowania rękami i nogami były lepsze. Chciało by się powiedzieć
- mniej kombinowania, więcej sztuki!
Subskrybuj:
Posty (Atom)