Ewa Błasik, wdowa
po generale Andrzeju Błasiku, poglądy ma sprecyzowane, ale ciągle
korygowane w stronę totalnej utraty poczucia rzeczywistości. Po
prostu odlatuje! Czyżby wpływ zawodu męża?
To, że w
Smoleńsku doszło do zamachu, to dla niej oczywista oczywistość.
Co i jak zmienia się w jej pojmowaniu i pamięci. A to trotyl, a to
gaz, a to „sztuczna mgła”. Jak pisklę za kwoką, idzie za
„koncepcjami” Antoniego Macierewicza.
Ostatnio
„ujawniła” w Sejmie, podczas posiedzenia zespołu
parlamentarnego ds. wyjaśnienia katastrofy smoleńskiej, że jej
mąż, kilka dni przed 10 kwietnia 2010 r., dowiedział się, że
"jest sygnał o planowanym zamachu". Ponoć generał
Andrzej Błasik „czuł ogromne zagrożenie". „Być może
dlatego nie chciał lecieć tupolewem, być może dlatego chciał
wziąć dowódców wojskowych do jaka" – stwierdziła. Nie
dość tego! Tuż przed wylotem do Smoleńska generał jeździł po
Polsce i żegnał się z ludźmi, nawet „pobłogosławił”
swojego następcę na stanowisku
Ewa Błasik „ujawniła” również,
że tuż przed wylotem do Smoleńska, jej mąż jeździł po Polsce i
żegnał się z ludźmi. Dwa dni przed wylotem miał powiedzieć,
kogo widzi na swoim stanowisku na stanowisku dowódcy Sił
Powietrznych.
Czyli… co?
Wiedział, a nie powiedział? O prezydenta nie zadbał? Te 95 osób
(oprócz niego) również nie miały dla niego znaczenia? Kamikadze
jakiś?!
Pamięć Ewa
Błasik ma jakąś wybiórczą! Dopiero teraz sobie o tym
przypomniała?!
Ależ głupie babsko, żeby po śmierci męża, tak go oczerniać i oskarżać o zdradę! - oj! - nie ładnie.
OdpowiedzUsuń