Zabobon ma się dobrze! Wiadomo, nie
można przechodzić pod drabiną, czarny kot przebiegający drogę to
ewidentne nieszczęścia, a jak ktoś chory – dawaj do różnych
„uzdrowicieli”.
Czasem
naiwność ludzi jest rozbrajająca! Wierzą w UFO, krasnoludki,
wróżenie z fusów i zamach smoleński! Wiara jest wiara i nijak
żadne argumenty do nich nie trafiają, bo przecież z koronnym
twierdzeniem - ja w to wierzę! - dyskutować nie ma jak. Przecież
tak być może! No może i może, ale ongiś już w filozofii
wprowadzono pojęcie - Brzytwa Ockhama. Nazywana także zasadą
ekonomii lub zasadą ekonomii myślenia i zgodnie z nią w
wyjaśnianiu zjawisk należy dążyć do prostoty, wybierając takie
wyjaśnienia, które opierają się na jak najmniejszej liczbie
założeń i pojęć. Inaczej mówiąc, nie należy wprowadzać
niepotrzebnych bytów, nie można ich mnożyć w nieskończoność.
Tradycyjnie wiązana jest z nazwiskiem Williama Ockhama.
Dużą popularność, w zasadzie na
całym świecie, zyskała sylwoterapia, inaczej drzewoterapia. To
pobudzanie organizmu do samoleczenia, poprzez przebywanie w obecności
drzew i krzewów. Znana już była w starożytnym Rzymie. Dotykanie,
głaskanie, przytulanie się do drzewa ułatwia reguluje ponoć
równowagę z naturą, czyli „resetuje” organizm.
Z założenia, należy wybrać odpowiednie gatunki drzew, dotykać je
odkrytymi częściami ciała - najlepiej czołem, dłońmi, bosymi
stopami i plecami. Dzięki temu człowiek może czerpać z nich
dobroczynną moc i energię, a tym samym skuteczniej walczyć z
chorobami.
Brak
jest rzeczowych wyników na temat skuteczności takiej terapii, a jej
krytycy mówią wprost o efekcie placebo. Jeśli jakaś poprawa
zdrowia następuje, może być wynikiem głębokiego relaksu i wiary
w skuteczność takiego leczenia.
Z
drugiej strony, w odróżnieniu do niektórych metod medycyny
niekonwencjonalnej, na pewno nie zaszkodzi. Drzewa to naturalne
źródła tlenu i wody, które pochłaniają bakterie, pyły i
substancje toksyczne znajdujące się w powietrzu, jak choćby
spaliny. Spacer na łonie przyrody jeszcze nikomu nie zaszkodził!
Chyba, że się przeziębi, a wtedy zapalenie płuc gotowe!
Pewną alternatywą jest też chodzenie
boso. A to po trawie, a to po ziemi, a nawet po śniegu. Ponoć wtedy
sama Ziemia neutralizuje tzw. wolne rodniki, jedną z przyczyn raka.
Łączy też punkty energetyczne organizmu, „meridiany
akupunktury”. Być może właśnie dlatego nasi przodkowie mieli
„czuja” i spali na gołej ziemi.
Co
by nie mówić, taki spacer boso, to naturalny masaż stóp, chyba,
że człowiek natknie się na psie gówienko czy rozbitą butelkę
„własnoustnie” opróżnioną przez miłośników przyrody. Wtedy
„leczenie” i przyjemność szlag trafia!
Cejrowski, jest tego doskonałym przykładem i, jestem ciekawa - ile lat będzie żył? Chyba, że go jakiś, tam gdzie jeździ, jadowity gad - dopadnie i ugryzie w pietę.
OdpowiedzUsuń