kontakt

środa, 25 września 2013

Zmartwychwstanie Johna Lennona

             Kanadyjski dentysta, Michael Zak, wpadł na pomysł, by sklonować Johna Lennona. W 2011 r. za 32 tys. dolarów kupił na aukcji ząb trzonowy ex Beatlesa i z niego chce uzyskać kod DNA. Mają tym się zająć amerykańscy lekarze, którym przekazał ząb. Jak na razie wszystko jest OK, ale współpraca naukowców w klonowaniu stoi pod dużym znakiem zapytania. 
Opanowano obecnie metody klonowania wielu gatunków roślin i zwierząt.
Klony otrzymane w czasie procesu nie są w 100% genetycznie identyczne z dawcami. W trakcie tego procesu wymienia się bowiem tylko materiał genetyczny zawarty w jądrze komórkowym pozostawiając DNA biorcy. Ma on jednak minimalny wkład w dziedziczenie cech genetycznych, ale jakiś ma. 
Naturalną konsekwencją sukcesów w klonowaniu ssaków jest idea sklonowania człowieka. Budzi ono jednak głębokie kontrowersje natury etycznej. Pierwsze pozornie wiarygodne doniesienie o sukcesie transferu jądrowego u człowieka pojawiło się w 2004 roku z południowokoreańskiej grupy badawczej pod kierunkiem Hwang Woo-suka. Rok później okazało się jednak, że badania te były sfałszowane.
Klonowanie ludzi w celach reprodukcyjnych ma niewielki sens praktyczny, dodatkowo niedoskonałości natury technicznej i mutacje somatyczne w komórkach będącymi donorami materiału genetycznego, powodują, że przy obecnym stanie technologii, ludzki klon najprawdopodobniej cierpiałby na zaburzenia natury genetycznej. Tak więc klonowanie ludzi, przynajmniej na razie, z medycznego punktu widzenia jest nieetyczne, ale… pewnie ktoś coś tam kombinuje. 
Innym pomijanym problemem jest kwestia psychiki i zdolności klonu. Czy byłby tak samo uzdolniony i w tym samym kierunku, jak dawca DNA?
Człowieka kształtują głównie przeżycia, emocje i doświadczenia zakodowane gdzieś w podświadomości. Na tej podstawie wyrabiamy sobie sądy o rzeczywistości i najprościej mówiąc – charakter. 
Jaki byłby sklonowany John Lennon, który został zastrzelony (1980 r.) w bramie swojego domu Dakota na nowojorskim Manhattanie przez Marka Davida Chapmana?
Może lepiej nie widzieć, nie próbować przechytrzyć i oszukać natury? Na pewno nie byłby to „ten sam” John Lennon, byłby to fizycznie „taki sam”, ale mentalnie, charakterologicznie i emocjonalnie „inny” Lennon.
            Idąc dalej tym tropem… „Oczeń smieszno i straszno” było by spotkać na ulicy co krok - Jimmi Hendrixa, Elvisa Predley’a, Jima Morrisona czy Janis Joplin... O Marylin Monroe nie wspominając…


 

 

 

1 komentarz:

  1. Po co? - pytam - po co? Człowiek jest niezaspokojony w swoich dążeniach. Ciągle coś i w czymś musi majstrować.

    OdpowiedzUsuń