kontakt

niedziela, 1 września 2013

Odciął sobie rękę scyzorykiem

             Na pytanie dlaczego się wspina na góry, ryzykując życiem, pewien alpinista odpowiedział – bo są. Jest to wyzwanie dla twardzieli, czasem jednak źle oceniają warunki lub przeceniają swoje możliwości. Jedno jest pewne – nie potrafią żyć bez potężniej porcji adrenaliny! 
 
            Amerykanin Aron Lee Ralston (ur. 27 października 1975 r. w Indianapolis) jest pasjonatem gór. Wspina się „od zawsze”, a sławę zyskał w 2003 r., gdy przeprowadził scyzorykiem auto amputację prawego przedramienia. 












            Podczas wyprawy do Little Blue John Canyon (koło Moab w stanie Utah) uległ wypadkowi – potężny głaz przygniótł mu rękę do skalnej ściany. Na pomoc nie miał co liczyć, był zdany tylko na siebie. Pięć dni spędził pijąc resztki wody, a gdy ta się skończyła, swój mocz.                          Spodziewał się śmierci, na ścianie kanionu wyrył przypuszczalną datę zgonu, kamerą nagrał również pożegnalne słowa skierowane do rodziców.
             Po tych pięciu dniach zupełnie odwodniony Aron Lee Ralston prawie zrezygnował. Na nic się zdały próby podniesienia głazu czy jego rozkruszenia. Postanowił odciąć i tak martwą już rękę. Używając tępego ostrza w swoim narzędziu wielofunkcyjnym przeciął tkanki miękkie wokół złamania. Potem użył wbudowanych w scyzoryk kombinerek, aby przerwać ścięgna. I … udało się, chociaż ból był potężny. Musiał jeszcze zjechać na linie z 20 metrowej stromej ściany i wydostać się z kanionu, by dotrzeć do swojego samochodu, ok. 13 km dalej.
            Na szczęście po drodze do spotkał trzyosobową holenderską rodzinę, która dała mu wodę i jedzenie oraz powiadomiła pogotowie ratunkowe. Ralston został ostatecznie ewakuowany przez helikopter. Jego ręka została wydobyta przez obsługę parku i skremowana. Później Ralston wrócił w miejsce wypadku i pozostawił tam jej prochy.
            Ironią losu jest fakt, że w tym samym miejscu w 2011 r. wypadkowi uległ Amos Richard. Wspinał się zainspirowany filmem „127 godzin”, obrazującym historię Ralstona. Historia lubi się powtarzać!
 

             Aron Lee Ralston wciąż się wspina, a pomaga mu w tym specjalna „alpinistyczna” proteza. Marzy o zdobyciu Mout Everestu. W 2005 r. został pierwszą osobą, która wspięła się samotnie w zimie na wszystkie góry w Kolorado o wysokości przekraczającej 4267 metrów, a jest ich - bagatela! - 58. Projekt ten rozpoczął w 1998 roku, ale musiał go wstrzymać przez wypadek w Kanionie Blue John. W 2008 r. zdobył Ojos de Salado w Chile, a następnie stanął na Monte Pissis w Argentynie. 


 
           Aron Lee Ralston opisał swoje doświadczenie w książce „Between a Rock and a Hard Place". Wydana była w 2004 r. i od razu przetłumaczona na kilkanaście języków.

1 komentarz:

  1. No właśnie - troszkę naciągnięta ta historia. Bo wydaje mi się, że po kilku dniach ze zmiażdżoną ręką, nie jest się wstanie nawet logicznie myśleć. A już wykonać taką operację, bez komplikacji! Mam na myśli: zakażenie, gangrena, wykrwawienie się, utrata przytomności z bólu itp. Pan doktor - Rzepecki, który jest częstym gościem - Twoich wpisów, mimo innej lekarskiej specjalizacji, pewnie by coś na ten temat mógł napisać. Moim zdaniem - lekka ściema, pewnie dla medialnego rozgłosu. Może się mylę, ale... nie uwierzę, jak nie zobaczę, a, że nie zobaczę, to... .

    OdpowiedzUsuń