Na pytanie dlaczego się wspina na
góry, ryzykując życiem, pewien alpinista odpowiedział – bo są.
Jest to wyzwanie dla twardzieli, czasem jednak źle oceniają warunki
lub przeceniają swoje możliwości. Jedno jest pewne – nie
potrafią żyć bez potężniej porcji adrenaliny!
Amerykanin Aron Lee Ralston (ur. 27
października 1975 r. w Indianapolis) jest pasjonatem gór. Wspina
się „od zawsze”, a sławę zyskał w 2003 r., gdy przeprowadził
scyzorykiem auto amputację prawego przedramienia.
Podczas wyprawy do Little Blue John
Canyon (koło Moab w stanie Utah) uległ wypadkowi – potężny głaz
przygniótł mu rękę do skalnej ściany. Na pomoc nie miał co
liczyć, był zdany tylko na siebie. Pięć dni spędził pijąc
resztki wody, a gdy ta się skończyła, swój mocz. Spodziewał się
śmierci, na ścianie kanionu wyrył przypuszczalną datę zgonu,
kamerą nagrał również pożegnalne słowa skierowane do rodziców.
Po tych pięciu dniach zupełnie
odwodniony Aron Lee Ralston prawie zrezygnował. Na nic się zdały
próby podniesienia głazu czy jego rozkruszenia. Postanowił odciąć
i tak martwą już rękę. Używając tępego ostrza w swoim
narzędziu wielofunkcyjnym przeciął tkanki miękkie wokół
złamania. Potem użył wbudowanych w scyzoryk kombinerek, aby
przerwać ścięgna. I … udało się, chociaż ból był potężny.
Musiał jeszcze zjechać na linie z 20 metrowej stromej ściany i
wydostać się z kanionu, by dotrzeć do swojego samochodu, ok. 13 km
dalej.
Na szczęście po drodze do spotkał
trzyosobową holenderską rodzinę, która dała mu wodę i jedzenie
oraz powiadomiła pogotowie ratunkowe. Ralston został ostatecznie
ewakuowany przez helikopter. Jego ręka została wydobyta przez
obsługę parku i skremowana. Później Ralston wrócił w miejsce
wypadku i pozostawił tam jej prochy.
Ironią losu jest fakt, że w tym
samym miejscu w 2011 r. wypadkowi uległ Amos Richard. Wspinał się
zainspirowany filmem „127 godzin”, obrazującym historię
Ralstona. Historia lubi się powtarzać!
Aron Lee Ralston wciąż się wspina, a
pomaga mu w tym specjalna „alpinistyczna” proteza. Marzy o
zdobyciu Mout Everestu. W 2005 r. został pierwszą osobą, która
wspięła się samotnie w zimie na wszystkie góry w Kolorado o
wysokości przekraczającej 4267 metrów, a jest ich - bagatela! -
58. Projekt ten rozpoczął w 1998 roku, ale musiał go wstrzymać
przez wypadek w Kanionie Blue John. W 2008 r. zdobył Ojos de Salado
w Chile, a następnie stanął na Monte Pissis w Argentynie.
Aron Lee Ralston opisał swoje
doświadczenie w książce „Between a Rock and a Hard Place".
Wydana była w 2004 r. i od razu przetłumaczona na kilkanaście
języków.
No właśnie - troszkę naciągnięta ta historia. Bo wydaje mi się, że po kilku dniach ze zmiażdżoną ręką, nie jest się wstanie nawet logicznie myśleć. A już wykonać taką operację, bez komplikacji! Mam na myśli: zakażenie, gangrena, wykrwawienie się, utrata przytomności z bólu itp. Pan doktor - Rzepecki, który jest częstym gościem - Twoich wpisów, mimo innej lekarskiej specjalizacji, pewnie by coś na ten temat mógł napisać. Moim zdaniem - lekka ściema, pewnie dla medialnego rozgłosu. Może się mylę, ale... nie uwierzę, jak nie zobaczę, a, że nie zobaczę, to... .
OdpowiedzUsuń