kontakt

sobota, 27 kwietnia 2013

Niewinna jako lelija Beata Sawicka

Sąd Apelacyjny w Warszawie orzekł, że Beata Sawicka i burmistrz Helu Mirosław Wądołowski są uniewinnieni z zarzutów korupcji. W pierwszej instancji (2012 r.) sąd skazał posełkę na trzy lata w cieniu, pozbawienie praw publicznych na cztery lata i 40 tys. zł grzywny. „Burmajstra” na dwa lata więzienia w zawieszeniu na pięć lat i 20 tys. zł grzywny.
W uzasadnieniu usłyszeć można było, że dowody zostały uzyskane przez CBA nielegalnie, a metody były „totalitarne”, a „demokratyczne państwo wyklucza testowanie uczciwości obywateli”.
Taak… Pięknie, kurwa, pięknie! I jeszcze:
„To z Konstytucji RP, z zasad demokratycznego państwa prawnego wynika, że operacyjna inwigilacja obywateli w celu zdobycia przeciwko nim materiałów mających następnie stanowić materiały w postępowaniu karnym jest niedopuszczalna, bezprawna i nielegalna dopóty, dopóki nie istnieją uprzednio uzyskane informacje rodzące choćby domysł, że ta osoba już popełnia bądź jest w stanie popełnić przestępstwo” - stwierdził sąd w uzasadnieniu. 
Otóż przesłanki co do charakteru i „siły moralnej” Beaty Sawickiej, proszę wysokiego sądu, były! To, że agent Tomek je wykorzystał zgodnie z założonym zadaniem, to inna inszość!
Nielegalne metody? Czyżby agent Tomek przystawił jej pistolet go głowy, siłą do łóżka zaciągnął, a potem zgwałcił? Czyżby Beata Sawicka była „pierwszą naiwną”, nie wiedziała jakie lody kręci? Czyżby sąd zapomniał jakie sms-y słała posełka do agenta Tomka? I jeszcze jedno. Jeżeli cala akcja była nielegalna (jak autorytatywnie orzekł sąd), to sprawę spaprali przełożeni agenta Tomka, a nie on i oni powinni beknąc. Swoją drogą, nie słyszałem, aby toczyło się jakiekolwiek postępowanie wyjaśniające - legalna czy nielegalna – a Mariusz Kamiński (ówczesny szef CBA), wręcz twierdzi – wszystko było przeprowadzone zgodnie z odpowiednimi przepisami.
Trudno było nie przyznać, że 50 tysięcy wzięła bez oporu, co jest „naganne moralnie” ale jest, zgodnie z orzeczeniem sądu – niewinna!
Zawsze Sąd Apelacyjne kojarzył mi się z odwołaniem opartym na jakiś racjonalnych podstawach. Nowe dowody, błędy proceduralne, nowi świadkowie… A tu nic z tych rzeczy!
O co tu, kurwa, chodzi?! Jest jakieś prawo czy go nie ma? Jeden sędzia mówi winna, drugi niewinna! Któryś z nich jest niedouczony! Przecież wyrok nie może zależeć od jakiegoś widzimisię sędziego! Jeden z nich powinien wisieć za jaja!
A teraz Beata Sawicka i burmistrza Helu mają możliwość wystąpienia o odszkodowanie, liczone pewnie w dziesiątkach, jak nie setkach tysięcy.
Ten kuriozalny wyrok spowodował, że była posełka już nie zalewa się rzęsistymi łzami. Wręcz przeciwnie, satysfakcja bije od niej jak od obrazu „niepokalanej”.
Aha, warto zapamiętać nazwisko przewodniczącego sądu apelacyjnego, który firmuje ten wyrok. Paweł Rysiński.
           Wróżę mu ministerialną karierę, ale tylko pod skrzydłami PO. Bój się pan Pis-u! Pamiętliwi są!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz