Fotograf Terry Richardson uchodzi w
branży z jednej strony za pierdolniętego seksokoholika, a z drugiej
za geniusza w swoim fachu. Słynie z rozbierania (nie tylko!)
wszystkich modelek, które trafiają w jego ręce. Zleceń od
prestiżowych wydawnictw i mediów ma całą furę, więc nie
narzeka! A modelki jak to modelki, chętnie za odpowiednią kasę
pokażą to i owo.
„Zabawy” w atelier często
sprowadzają się do seksualnych orgii, a dwie panie opowiedziały o
swoich doświadczeniach z „wujkiem Terrym”. Rie Rasmussen i Jamie
Peck twierdzą, że fotograf nie bardzo kuma jaka jest różnica
między zdjęciami mody, a fotkami porno. Chociaż pewnie kuma, ale
wisi mu ogólna opinia. Do tych głosów przyłączyły się też
inne modelki, odkrywając tajemnicę poliszynela.
Terry Richardson jest „ponad” te,
jak to określa, „pomówienia”. Dalej żyje swoim życiem -
prowokuje, bulwersuje, obrzydza. Nie ma dla niego tematów tabu, nic
nie jest zbyt wulgarne! Jest jednym z najbardziej rozchwytywanych
fotografów modowo-reklamowych.
Wystarczy spojrzeć na jego zdjęcia,
nie tylko reklamowe czy związane z modą, by zrozumieć skąd wzięła
się jego sława.
Główną działką reklamowo-modową
zarządza we właściwy sobie sposób. Pracuje tylko z najbardziej
odważnymi projektantami i firmami, które nie boją ryzyka
prowokacji. Najczęściej są to Sisley, Diesel, Gucci i co
najważniejsze, wszyscy są zadowoleni.
Terry Richardson urodził się w Nowym
Jorku, a wychował w Hollywood. Zdjęcia zaczął robić w szkole
średniej, grał wtedy w kapeli rockowej. Miesza konwencje, pozornie
zupełnie nie przywiązuje wagi do staranności i dopracowania
szczegółów. Nawet najbardziej prestiżowe zlecenia wykonuje czasem
malymi, amatorskimi cyfrówkami.
Jego zdaniem dużo ważniejsze niż
techniczne parametry i świetne obiektywy, są w zdjęciu świeżość,
energia, dynamizm. Odważne, bajecznie kolorowe zdjęcia fascynują,
czasem prowokują, czasem wywołują uśmiech.
Terry Richardson w opinii znajomych i
krytyków, umie się bawić i cieszyć życiem.
Hmmm... Czy ktoś kiedyś nie marzył,
że praca będzie zabawą, a zabawą pracą? Terremu Richardsonowi
to się udało! Tylko on wie ile to go kosztowało zdrowia i nerwów,
by ot, tak, pstrykać zdjęcia., dobre zdjęcia!
Stara prawda na koniec, powtarzana
przez pokolenia fotografów - aparat sam zdjęć nie robi.
Robi kasę! - i ma pomysły, które z powodzeniem realizuje. O to chodzi, w show - biznesie.
OdpowiedzUsuń