W wigilię 16-letni Staś Fryczkowski,
licealista z Warszawy, popełnił samobójstwo, wcześniej
prawdopodobnie wypalił jointa. Przez media przelała się fala
komentarzy, na temat i takich ni z gruchy, ni z pietruchy. Niektórzy
„politycy” vide Patryk Jaki, rzecznik klubu Solidarnej Polski,
próbują na tej tragedii kręcić własne lody. Wykorzystując
sytuację zapowiedział wniesienie projektu ustawy zaostrzającego
kary za posiadanie narkotyków. Bo marihuana stała się jakby
zasadniczym tematem dyskusji, spychając na dalszy plan śmierć
chłopaka. Niby jaranie było przyczyną wszelkiego zła. Patryk
Jaki idzie o krok dalej, winą za tragedię obciąża Kwaśniewskiego,
Palikota i Korę. Wylewa się z niego frustracja, bezmyślność i
mówiąc po imieniu koniunkturalizm.
Matka chłopca, Anna Fryczkowska,
zdążyła już udzielić kilku wywiadów, była też gościem
Tomasza Lisa. Mam wrażenie, że dalej nic nie kuma, że dalej tkwi w
jakimś wykreowanym, wymyślonym przez siebie świecie.
Z jej słów wyłania się bardzo
niespójny obraz syna. Mówił, że „życie nie ma sensu” i co?
Można to było zlekceważyć? Nie trzeba było dociekać, co tkwi u
zarania takich stwierdzeń?
„Zrobiliśmy wszystko, co było
można” - te słowa mnie dosłownie zmroziły. Przez dwa lata
jarania od przypadku do przypadku i trzy miesiące ostrego
przypalania, a rodzice niczego nie zauważyli! Kłopoty w szkole,
stany depresyjne i lękowe, diametralne zmiany nastroju, ale wszystko
było pod kontrolą! Przecież ktoś w depresji, ktoś w ostrej
psychozie dwubiegunowej, wpada w panikę, krzyczy, zwija się w
kłębek, nie ma go! Nikt nic nie widział, nie zauważył?!
Gdzie byli nauczyciele? Gdzie byli
jego kumple, koledzy, znajomi? Nikt się poważnie nie zastanowił,
co się z chłopakiem dzieje? Skierowanie do psychologa i leki
antydepresyjne, to „wypranie” sumienia. Tak naprawdę nikt się
nim nie zajął, nikt prawdy o nim nie widział, nikt do niego nie
trafił! Kim był? Jaki był? Wyłania się przerażający obraz
samotności chłopca, jakby żył na księżycu.
Opis matki ostatniego dnia syna jest
porażający! Rano był „wesoły”, czekał na wigilię, chciał z
ojcem słuchać muzyki, a około 16.00 popełnił samobójstwo.
Pytania się mnożą. W domu? Gdzie byli rodzice? Czy tylko
przypalał, czy też brał coś „twardego”? Jak wyglądała
sprawa z alkoholem? Skąd miał pieniądze?
Zwalanie wszystkiego na jaranie
marihuany jest dużym uproszczeniem. Nie słyszałem o przypadkach
spektakularnego wzrostu agresji po ziołach, po alkoholu tak. Czy
jednak ktoś mówi – alkohol był powodem samobójstwa, ataku czy
samookaleczenia? Nie! Mógł być jedynie stymulatorem. Wyzwolił to
co „siedzi” w środku człowieka. Wóda powoduje zanik uczuć
wyższych, ocena sytuacji i samoocena ulega totalnej degradacji, mózg
nie działa. Marycha tak nie działa! To nie jest zamulacz
rzeczywistości! Wprost przeciwnie, redukuje napięcie nerwowe.
Stwierdzenie - „popełnił
samobójstwo, bo palił marihuanę” - jest tak samo prawdziwe jak
wniosek – popełnił samobójstwo, bo lewy but nie pasował na
prawą nogę.
Zamiast szukać przyczyn, dyskutuje się
o obocznościach.
Każde samobójstwo jest wołaniem o pomoc. Wołania Stasia Fryczkowkiego nikt nie usłyszał.
Każde samobójstwo jest wołaniem o pomoc. Wołania Stasia Fryczkowkiego nikt nie usłyszał.
Obejrzałam program Lisa. Co do matki chłopca mam podobne odczucia. Dla mnie śmierć dziecka, niezależnie od przyczyny, to tragedia wręcz porażająca. A mama chłopaka opowiada o tym tak, jakby to nie dotyczyło jej syna. Mieszkać z kimś pod jednym dachem i nie widzieć co się dzieje, a później twierdzić, że zrobili wszystko..Zdumiewające!
OdpowiedzUsuń