Apokaliptyczna wizja końca świata (tego fizycznego,
widzialnego) jest nieodłącznie związana z twórczością s-f, ustaleniami
„badaczy” starych pism, zwariowanymi naukowcami, jak i również wieloma
religiami. Czasem odnoszę wrażenie, że odzwierciedla specyficzną tęsknotę za
bezwarunkowym, sprawiedliwym, dobrym światem, krainą wiecznej
szczęśliwości.
Ostatni
kataklizm miał mieć miejsce 21 grudnia, wtedy bowiem kończył się kalendarz
Majów. Było, ale się zmyło! Nic! Null!
Od 1971 r.
do 1997 r. koniec świata zapowiadano 37 razy. Rekordowy był okres 1998 - 1999,
wtedy aż 42 razy spodziewano się ostatecznego kataklizmu. W latach 2000 - 2012
wizję Apokalipsy głoszono 58 razy. Wyliczania opierano na rożnych przesłankach.
A to analizowano mity, wierzenia i legendy, a to Biblię, a to prorokowano
kataklizmy typu zderzenie z kometą, tsunami czy wybuchy na słońcu. Czasem także „wskazówką” był układ cyfrowy
daty, np. 10.10.1910.
Na
uniwersytecie Cambridge od 1991 r. przyznaje się Antynoble. Zasłużyli na nią
naukowcy, którzy na podstawie swoich badań, co rusz odkrywają nikomu
niepotrzebne prawidłowości i sensacje. Powoduje to tylko uśmiech politowania.
W 2011 r. 2011 Antynoble przyznano m.in. w dziedzinie
biologii za odkrycie, że pewne chrząszcze z Australii czują pociąg seksualny do
butelek. Odznaczono również siedmiu współczesnych matematyków, którzy z uporem
maniaka obwieszczali koniec świata. Wśród nich znalazł się „prorok” z USA -
Harold Camping, pisarz i biznesmen. Obliczył, że Apokalipsa nastąpi 6 września
1994 r., potem datę przesuwał na 21 maja 2011 r. i 21 października 2011 r.
Tego typu
naukowcy mają dużo czasu, by swoje pierdoły odkrywać i głosić. Przypomina się
stare powiedzenie ludowe – pies jak nie ma co robić, jaja liże.
W Polsce
koniec świata kojarzy się z powiedzonkiem Aniołka, dozorcy posesji w serialu „Dom”,
granego przez Wacława Kowalskiego. A tak naprawdę koniec świata nastąpi, gdy
Tusk z Kaczyńskim pójdą na piwo i podgaja o dupach oraz piłce nożnej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz