Pewien opolanin w połowie
czerwca ubiegłego roku postanowił rozstać się z Kościołem katolickim. Wstawił się w kurii diecezjalnej w Opolu,
podpisał oświadczenie o dokonaniu aktu apostazji, czyli wystąpienia z tej
instytucji i czekał na załatwienie sprawy. Oświadczenie skierowane było do
biskupa Andrzeja Czai jako ordynariusza Diecezji Opolskiej, gdyż właśnie on był
zobowiązany do rozpatrzenia aktu wystąpienia i wydania odpowiedniego
zaświadczenia.
Czekał, czekał i się nie
doczekał.
Trochę się wkurwił i wysłał do
kurii kilka pism ponaglających. Pisał m.in. „Każdy człowiek ma prawo do
wolności, natomiast przynależność ta (do Kościoła Katolickiego) jest niezgodna
z moim sumieniem”.
W końcu w listopadzie ub.r. wniósł
skargę do wojewódzkiego sądu administracyjnego na bezczynność opolskiego
biskupa. Naiwnie oczekiwał od sądu, że ten zainterweniuje w kurii, ale również zobowiąże
biskupa do wydania mu odpowiedniego potwierdzenia wystąpienia z Kościoła.
Nic z tego!
Sąd, zgodnie z procedurą, nim
rozpoznał skargę, powiadomił kurię o tym, że taka skarga do sądu wpłynęła.
Odpowiedź kurii była krótka, treściwa i prosta jak konstrukcja cepa:
„postępowanie należy umorzyć”.
W uzasadnieniu pełnomocnik kurii
tłumaczył zasady wystąpienia z Kościoła. Podkreślał, że zgodnie z prawem
kanonicznym aktu apostazji dokonać możne jedynie w obecności proboszcza swojego
kanonicznego miejsca zamieszkania. Do tego zaleca się - o ile to możliwe - by
przynajmniej jednym ze świadków był ktoś z rodziców lub chrzestnych odstępcy,
którzy towarzyszyli mu niegdyś w przyjęciu do Kościoła.
Zaznaczył, że pisma opolanina
nie zostały skierowane do właściwej osoby, bo powinny trafić nie do biskupa,
lecz do proboszcza parafii, do której należy, a to jest warunek
konieczny wystąpienia z Kościoła.
Opolanin
argumentował przed sądem, że przecież „w obecności notariusza w sekretariacie
kurii podpisałem własnoręcznie akt wystąpienia z Kościoła. Nikt nie informował
mnie wtedy o innej procedurze. Poza tym nie utrzymuję żadnych stosunków
parafialnych. Od około 20 lat nie należę do żadnej parafii, od tego czasu nie
znam ani nawet nie widziałem proboszcza”.
Dla niego
oczywistą sprawą było, że kuria zrobi co trzeba, a jeśli pismo miało trafić w
ręce proboszcza, to przecież mogło zostać przesłane.
Nie będzie
chyba zaskoczeniem orzeczenie sądu - nie możemy tego rozstrzygać. Czyli – nie
nasza działka! Akt apostazji jest wewnętrzną procedurą Kościoła i nie wkracza w
sferę administracji publicznej, co jakby z automatu oznacza odrzucenie skargi.
Jednym
słowem – Kościół może totalnie olać wszystko i wszystkich, nie obowiązują go
żadne zasady.
Dobre!
Przypomina mi się dowcip o
swobodach i prawach obywatelskich.
Władze Polskiej Rzeczypospolitej
Ludowej zliberalizowały warunki wydawania paszportów przy wyjazdach na Zachód: wymagane jest
ukończenie osiemdziesięciu pięciu lat i zgoda obojga rodziców.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz