kontakt

czwartek, 19 grudnia 2013

Browar we własnym brzuchu

             Na pogotowie w Teksasie zgłosił się 61-letni mężczyzna, który skarżył się na oszołomienie, zaburzenia równowagi i mdłości. Po zbadaniu okazało się, że ma w krwi 3,7 promila alkoholu, czyli był nawalony jak autobus. Problem w tym, że twierdził, iż nic nie pił.
             Nie był to pierwszy taki przypadek. Zdarzało mu się to już uprzednio, szczególnie po zjedzeniu czegoś słodkiego. Szczególnie zaniepokojona była jego żona, która podejrzewając „drinkowanie” męża, systematycznie, w ciągu pięciu lat, sprawdzała go alkomatem. Ten wskazywał niekiedy nawet 4 promile! „Kłopoty alkoholowe” zaczęły się zaraz po tym, gdy po operacji stopy mężczyzna był leczony antybiotykami. 
              Lekarze ustalili, że w jelitach mężczyzny zachodzi samoistna fermentacja alkoholowa. Zagnieździły tam się drożdże, których poszczególne szczepy wykorzystuje się w piekarnictwie, winiarstwie oraz gorzelnictwie. Syndrom nazwano „fermentacją jelitową”.
              Drożdże znalazły się w jelitach prawdopodobnie po wypiciu piwa, gdy w przewodzie pokarmowym jeszcze nie odrodziła się flora bakteryjna, wybita antybiotykami.
Amerykanin otrzymał leki przeciwgrzybiczne, a także preparaty odnawiające florę bakteryjną przewodu pokarmowego i „wytrzeźwiał”.
             Takich przypadków na świecie zdarzyło się zaledwie kilka. Coś mi się zdaje, że niejeden Polak chciałby tak zachorować!


1 komentarz:

  1. Browar?! - raczej BIMBROWNIA! Dziękuję bardzo, za - przymusowe picie! A potem - przymusowe leczenie. Tylko współczuć.

    OdpowiedzUsuń