kontakt

piątek, 20 grudnia 2013

Prawdziwe psy wojny

              Zwierzęta od zarania dziejów używane były przez człowieka podczas wojny. Służyły jako siła pociągowa czy do transportu sprzętu (słonie, konie, wielbłądy), ale również jako broń. Tutaj specyficzną rolę pełniły specjalnie szkolone psy. W starożytności były formowane nawet specjalne psie oddziały, tworzone z najbardziej agresywnych czworonogów.
             W czasach nowożytnych chyba jako pierwsi psimi „wojownikami” zainteresowali się Rosjanie. Decyzję o przysposobieniu ich do służby wojskowej podjęto około 1924 r. Pod Moskwą utworzono specjalny ośrodek szkoleniowy, a trafiały tam zwierzęta szkolone później przez instruktorów, treserów cyrkowych, myśliwych i naukowców. Utworzono 13 placówek tego typu. 
              Początkowo zwierzęta szkolono do przenoszenia wyposażenia, znajdowania min i zadań ratowniczych. Na początku lat 30. „fachowcy” doszli do wniosku, że psy można wykorzystać jako broń przeciwczołgową. Tresowano czworonogi do przenoszenia min i bomb, które miały umieścić pod czołgiem i … uciekać. Diabeł, jak zwykle, tkwił w szczegółach. Pies musiał jakoś ładunek odczepić, co okazało się dużym problemem. Czasem, po prostu, wracały z miną na grzbiecie. Drugim problem stanowiły czasowe zapalniki, które służyły do zdalnej detonacji. A czołg w miejscu nie stał!
             Rozwiązanie narzucało się samo – ładunki mocowano na stałe, skazując psa na śmierć.
Sam trening był bardzo okrutny. Psy głodzono, a jedzenie umieszczano pod czołgiem. Symulowano nawet bitwę i wybuchy, by zwierzęta nie panikowały. 
              Tak szkolone psy pojawiły się w 1941 r., podczas agresji Niemiec na ZSRR. Do walki posłano ich trzydzieści, ale efekt był mizerny. Stały się łatwym celem dla snajperów, a jedzenie nie było zbyt mocną motywacją. Psy nieco głupiały widząc inne czołgi, niż te, przy jakich były szkolone. Na swój rozum problem rozwiązały prawidłowo, wracały pod „znajome” czołgi. Pomysł z taką bronią przeciwpancerną spalił więc na panewce.
                Rosjanie nie byli jedynymi, którzy do przenoszenia min i bomb używali psów. Ich śladem poszli Amerykanie i Japończycy, a jeszcze w 2007 r. Irakijczycy. 
              Do przenoszenia ładunków tresowano również delfiny, koty, ptaki, szczury, wielbłądy, konie, osły i muły.
             Ocenia się, że w czasie II wojny światowej zginęło ponad 20 tysięcy psów.
             Taak... Człowiek to brzmi dumnie! Potrafi się zaopiekować swoim najwierniejszym przyjacielem.


1 komentarz:

  1. A " Czterej pancerni i pies " - Szarik, też był narażany na niebezpieczeństwa! I nikt tym się nie oburzał, ale wręcz przeciwnie - traktował to, jak bohaterstwo. - Tak! - to był tylko film. Nie jestem za..., ale bez przesady, bo ofiarami wojny, są też dzieci, które się wykorzystuje, bo małe, chude, to wejdzie w każdą dziurę! Broń im się też daje, szkoli, żeby zabijały! Giną! - bo życie ludzkie, na wojnach, nie ma żadnego znaczenia, ani dla tych, którzy walczą o " sprawiedliwość ", a tym bardziej dla tych, którzy te wojny wywołują. To jest dopiero - HORROR!!!

    OdpowiedzUsuń