kontakt

środa, 18 grudnia 2013

Szarganie świętości, czy fuck pokazany śmierci

              Joel-Peter Witkin jest amerykańskim fotografem mieszkającym w Albuquerque w Nowym Meksyku. Jego prace często dotyczą takich tematów jak śmierć, jest to wręcz fascynacja. W kadrach pojawiają się zwłoki, w kontrze z postaciami rodem z surrealistycznych majaków (np. krasnoludy). Na zdjęciach pojawiają się również transseksualiści, hermafrodyci czy ludzie fizycznie zdeformowani. Witkin często przetwarza archetypowe motywy sztuki, mitologii czy religii, wszystko w duchu turpizmu, skrajnej brzydoty. 
               Przykładem może być choćby „Leda z łabędziem”. Jego ulubionym artystą jest Giotto. 
               Joel-Peter Witkin urodził się w 1939 roku w Brooklynie, jego brat bliźniak - Jerome - jest malarzem. Rodzice szybko się rozwiedli, powodem był zgrzyt religijny. Ojcem chłopców był litewski Żyd, matką Włoszka, zagorzała katoliczka. Nie mogli się porozumieć w jakiej wierze wychowywać dzieci.
              W dzieciństwie Joel-Peter Witkin był świadkiem śmiertelnego wypadku samochodowego, widok martwej dziewczynki stał się dla niego traumą na całe życie.
             Fotografować zaczął w wieku 11 lat, a sukces osiągnął już w 1956 r. Jedna z jego prac trafiła do Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Nowym Jorku. W tym czasie portretował głównie ludzi z marginesu społecznego. Pięć lat później zaciągnął się do wojska, gdzie służył trzy lata. Jego zadaniem było udokumentowanie samobójstw i śmiertelnych wypadków żołnierzy. Na początku 70. lat, został przyjęty do słynnej sztuki szkoły Cooper Union w Nowym Jorku i studiował rzeźbę, jednocześnie jako utalentowany poeta otrzymał stypendium na Uniwersytecie Columbia. Po ukończeniu studiów przeniósł się do Nowego Meksyku. 
 



              Jego prace są czarno-białe, a stylizacja czasami szokuje. Sam artysta twierdzi, że w ten sposób pokazuje „odczłowieczenie” śmierci. Stała się ona czymś „zmiatanym pod dywan”, wstydliwym i bez szacunku. Kiedyś ludzie umierali w domu, w otoczeniu rodziny, teraz najczęściej w szpitalach, w osamotnieniu. Zanika kulturowy związek między życiem a śmiercią i cierpieniem.
            Odpierają zarzuty profanacji zwłok mówi, że fotografuje ciała bezimienne, których tożsamości w kostnicach nie można ustalić. Do zdjęć pozują mu również żywi ludzie, wtedy im po prostu płaci.
           Efekt końcowy starych zdjęć uzyskuje przez obróbkę negatywu, potem pozytywu i specjalne techniki druku.









2 komentarze:

  1. " Ojcem chłopców był litewski Żyd, matką Włoszka, zagorzała katoliczka. Nie mogli się porozumieć w jakiej wierze wychowywać dzieci." I tego efekt widzimy! Nie będę komentować, samych zdjęć. - Ale sztuką jest nie tylko pokazywanie - piękna i uroków życia, ale też tego co przedstawiają załączone prace. Mnie to nie szokuje - c'est la vie i śmierć!

    OdpowiedzUsuń
  2. Naprawdę świetnie napisane. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń