Trzeba
z żywymi naprzód iść, pisał poeta. Trudno nam jednak pogodzić
się ze śmiercią, z koniecznością pożegnania bliskich na zawsze.
Zawsze próbowano nieco oszukać czas, uszczknąć jakby coś dla
siebie.
W
Egipcie zmarłych malowano woskiem i pędzlem. Podobiznami pokrywano
też lniane całuny, w które owijano mumie. Powstawały też
malowidła na drewnie oraz malowane i złocone gipsowe maski i głowy,
będące połączeniem egipskiej i rzymskiej rzeźby portretowej. Z
tymi podobiznami umarli mieli podróżować przez wieczność.
W XVII
– wiecznej Polsce, w epoce baroku, dużą popularność zdobyły
różne odmiany portretów trumiennych. Najczęściej malowano je na
blasze, a teraz są jakby dokumentacją tamtych czasów.
W raz z
rozwojem technologii „utrwalania wspomnień i zatrzymania czasu”,
czyli fotografii, duża popularność zyskała fotografia pośmiertna,
zwana również „post mortem”.
Początek
tego rodzaju zdjęć sięga lat. 40. XIX wieku. Tego rodzaju zdjęcia
szczególną popularnością cieszyły się w wiktoriańskiej Anglii.
Popularność zyskały zdjęcia „pozowane”, niekiedy robione w
atelier.
Zmarłych
usadzano w fotelach, włączano w rodzinne grona, jakby jeszcze żyły.
Do rąk wkładano książki, kwiaty, czasem domalowywano im źrenice
na zamkniętych powiekach.
Dawniej
zwłoki przebywały od śmierci do pogrzebu w mieszkaniu, wraz z
domownikami. Były przez nich myte, ubierane, szykowane do pogrzebu.
Nieraz
zmarłe dziecko musiało z braku miejsca dzielić łóżko z resztą
rodzeństwa. Śmierć była czymś zwykłym. O opiece lekarskiej nie
ma co nawet wspominać.
Fachowiec
w atelier zanim przystąpił do pracy, odpowiednio przygotowywał
zmarłego. Ubierał go, malował, czesał, następnie ustawiał
zwłoki w określonej pozie.
Wykonanie
zdjęć stojących wymagało specjalnego stelaża, a rękę zmarłego
opierano o poręcz fotela lub kogoś z rodziny pozującej do zdjęcia.
Często zmarłemu kładziono na rękach lalkę bądź książkę, aby
jeszcze bardziej upodobnić go do osoby żywej.
Do
podkreślenia, że jest to fotografia pośmiertna, używano różnych
rekwizytów. Wieszano na szyi zmarłego krzyżyki, różańce,
stawiano w jego pobliżu figurki świętych.
Kulturoznawcy
łączą fotografię pośmiertną z dużą umieralnością w tamtych
czasach, szczególnie dzieci. Zdjęcie były wielokrotnie jedyną
pamiątką, a fotografie noszono przy sobie w formie medalionów czy
nawet wizytówek. Z początkiem XX w. fotografia pośmiertna w takim
wydaniu powoli odchodzi w zapomnienie. Śmierć już nie jest tak
niespodziewana, a i fotografowanie staje się bardziej dostępne dla
wszystkich, „zawsze i wszędzie”. Jest więcej czasu na
gromadzenie pamiątkowych zdjęć.
Nie
przykładano już tak dużej wagi do sesji zdjęciowych. Większość
zmarłych fotografowano w trumnach, wokół których zbierała się
rodzina i bliscy. Obecnie zwyczaj fotografii post-mortem praktykowany
jest jeszcze w zapyziałych siołach wschodniej Europy.
Nie dziwię się, że w czasach, kiedy umieralność, przede wszystkim - dzieci, była " normalnością ", robiono sobie ze zmarłą osobą - zdjęcie. Był to, w tamtych czasach, jedyny sposób na to, żeby śmierć, nie łączyła się li tylko, z ulotnym wspomnieniem o zmarłej osobie, ale także z obrazem ( czyt, zdjęciem ), na którym będzie.
OdpowiedzUsuń