kontakt

niedziela, 1 grudnia 2013

Sex i erotyka po japońsku

               Jeśli mówi się, że Rosja to nie kraj, a mentalność i stan umysłu, to co powiedzieć o Japonii? Czasem odnosi się wrażenie, że większość obywateli tego kraju jest nieco świrnięta. Może z przepracowania? W każdym razie to co w innych krajach uchodzi za ekstrawagancję i odlot, tam często jest nie dziwiącą nikogo normą.
               Sfera seksu dawno przestała być w tym kraju tabu, zresztą bez większego błędu można nawet powiedzieć, że chyba nigdy nie była. Dość dziwne upodobania, szczególnie panów, są kultywowane od wieków. Pojawiają się jednak ciągle nowe „propozycje”, a Japończycy na to jak na lato! 
Yobai
              Zwyczaj zachował się po wsiach do końca XIX wieku i polegał na tym, że młody mężczyzna mógł pod osłoną nocy zakraść się do sypialni dziewczyny i... za jej zgodą „pobaraszkować”. Kojarzy to się nieco z tradycją Romów (w Polsce również), gdzie dziewczynę trzeba było „wykraść” z taboru.
              Warunek sine qua non – mężczyzna musiał znać zarówno dziewczynę, jak i jej rodziców. Takie wizyty najczęściej kończyły się ślubem, były czymś w rodzaju specyficznych „zaręczyn”. Jeszcze dzisiaj w wiejskich regionach Japonii yobai jest usankcjonowaną formą zalotów.
Imekura          
               W zasadzie niby nic nowego... po prostu „przybytek miłości”, po naszemu mówiąc – ekskluzywny burdel. Ale, ale!
               Imekura to swoiste działa wyobraźni „twórców”. Każdy z domów publicznych jest „tematyczny”, ma swoją specjalizację. Na kanapach i przy barach zasiadają dziewczynki w szkolnych mundurkach, stewardesy, policjantki, czy postacie z mangi. Klient może nawet wybrać postać, z którą chce miło spędzić czas. 
Datchi Waifu
               W wolnym tłumaczeniu „holenderska żona”. Holenderska, gdyż marynarze w czasie długich rejsów, robili sobie z bambusa „poduszki-przytulanki”.
               W zasadzie powinna być „francuska żona”, gdyż to właśnie marynarze tej nacji upowszechnili substytuty kobiet w postaci lalki. Pierwsze, szmaciane, siermiężne „żony”, zostały technologicznie „udoskonalone”. Teraz można brać i wybierać! Guma, lateks, rozmaite tworzywa sztuczne, a lalki jęczą, łkają, krzyczą! 
Chikan
                 To nic innego jak „macanie”. Nagminnie zdarza się w środkach komunikacji miejskiej. Badania przeprowadzone w 2001 r. w Tokio ujawniły, że ponad 70 procent uczniów liceów i studentów spotkało się z taką formą „zalotów”. Co ciekawe, „macantami” są zarówno kobiety jak i mężczyźni.
                Władze niektórych miast dzielą wagony metra na cześć „damską” i „męską”, ale jakoś to się nie przyjmuje. Swoistą odmianą „chikanów” są napaleńcy, którzy wsuwają pasażerkom pod spódniczki telefony komórkowe i pstrykają fotki. 
No-pan kissa
              Dosłownie znaczy to „bez majtek”. W niektórych restauracjach i kawiarniach kelnerki obsługują bez bielizny. Oczywiści, spódniczki muszą być mini!
               Klient płaci i wymaga, ale kelnerek nie wolno mu dotykać. Te „wymagania” to zamówienia z „górnej półki”. Dosłownie i w przenośni. Kelnerka czasem musi wchodzić na drabinę, a klient co się napatrzy, to się napatrzy, tym bardziej, że w około są lustra i lusterka. Mina może mu zrzednąć, gdy przyjdzie do płacenia rachunku. Nie trzeba chyba dodawać, że najdroższe dania, znajdują się najwyżej.
                Pierwsza taka restauracja powstała w Kioto w 1978 r. i nazywała się „Johnny". Długo nie działała, policja ją zamknęła. Dziś są w każdym większym japońskim mieście i ...interes się kręci!
Nyotaimori
               Zwyczaj, a w zasadzie ceremonia, jedzenia sushi z niekompletnie ubranej kobiety, został adaptowany chyba na całym świecie (w Polsce również). Stopień „ubrania”, a rarczej rozebrania „talerza” jest specyficzną, modyfikowaną ofertą. Ceny też „modyfikowane”, czym bardziej goło, tym drożej.
              W klasycznej wersji cipka jest osłonięta jakimś liściem, który nie należy do „oferty” posiłku. Zdarza się, że gdy zjawia się bardzo głodny „królik”, liście mogą być zjedzone. Przelicznik jest dość prosty – wielość liścia=grubość portfela. 

Tamakeri
               Coś dla pań! Tamakeri to dosłownie „kop w jaja". Amatorzy kwaśnych jabłek, taką pieszczotę ponoć uwielbiają! Co ciekawe, ta typowo japońska odmiana BDSM (sadyzm i masochizm w jednym) zyskuje na popularności i stała się oddzielną kategorią porno.
               Brrr... Jak można tak nie dbać po swoje „rodowe klejnoty”? Chyba, że to tylko imitacja... Jakieś zbuki...


 

 
 

1 komentarz:

  1. O kuźwa! - a Ty ciągle o tym samym!!! A ja - oddałabym wszystkie te rozkosze, za TAMAKERI! - Oczywiście w wersji - obronnej!

    OdpowiedzUsuń