47-letni Nick Matthews mieszka w Market
Harborough (Anglia) i jest zapalonym motocyklistą, członkiem
miejscowego klubu.
Pięć lat trenował do wyścigu, który
miał się odbyć w Oulton Park w Cheshire (czerwiec ubiegłego roku)
i w przeddzień rywalizacji, która miała być zwieńczeniem jego
kariery, uległ bardzo groźnemu wypadkowi. Przyczyną były źle
wyregulowane hamulce. Jechał z prędkością 120 km/h,
motocykl ważący 160 kg przydusił go i wyglądało to tragicznie.
Świadkowie byli przekonani, że nie żyje.
Urazy były spore: złamał sobie kark,
w trzech miejscach miał pęknięty kręgosłup, „mniejszych”
obrażeń nie licząc. Pogotowie lotnicze w stanie krytycznym zabrało
go do szpitala Wythenshawe Manchester.
Lekarze byli przerażeni, nie dawali mu
żadnych szans. Rodzina (żona Kirsty i troje dzieci – 19, 16 i 7
lat) została uprzedzona, że prawdopodobnie umrze następnego dnia.
Udało się ustabilizować jego oddech i tydzień później został
przeniesiony do szpitala Salford Royal. Przeszedł tam pięciogodzinną
operację kręgosłupa, który wzmocniono tytanowymi prętami i
śrubami. Diagnoza była jednoznaczna – nie będzie chodził.
Po dziesięciu dniach od wypadku (trzy
dni po operacji!) Nick Matthews wstał z łóżka i zrobił
samodzielnie pierwsze kroki. Żona, która przyszła odwiedzić go do
szpitala zobaczyła puste łóżko i wybuchnęła płaczem,
przekonana, że zmarł.
Po trzech tygodniach wrócił do domu.
Potem Nick Matthews przeszedł dwie kolejne, poważne operacje.
Obecnie trenuje do maratonu, a jego
celem jest zdobycie funduszy dla pogotowia lotniczego, które
uratowało mu życie.
Ojciec Nicka Matthews, zginął w
wypadku motocyklowym, kiedy ten był jeszcze dzieckiem. Jeździł
maszyną Triumph Bonneville, a „bioniczny motocyklista” nie
ukrywa, że jeszcze jeden, jedyny raz chciałby wsiąść na taki
motocykl i „się przejechać”.
Trudno powiedzieć, czy to brak
wyobraźni, igranie z losem, czy prawdziwa pasja.
Raczej wszystkiego bardzo dużo, bo po trochu, to nie będzie adekwatne, do tego co wyczynia. Raczej bym się skupiła na ocenie diagnoz lekarskich, bo według nich powinien nie żyć. Na " pocieszenie ", nie tylko u nas lekarze się mylą!
OdpowiedzUsuń