Katolicki ksiądz z Brazylii, Rev
Adelir de Carli, hobby miał dość niecodzienne – latanie za
pomocą baloników napełnionych helem. W ostatnią podróż wybrał
się w kwietniu 2008 r. i miał zamiar spędzić w powietrzu 19
godzin, tym samym pobić rekord.
Wyposażony był dobrze, miał
spadochron, skafander, GPS i telefon satelitarny. Za pomocą 1000
baloników wzniósł się na wysokość 6 tys. m, potem zniżył do
2,5 ty. m i słuch o nim zaginął.
Jego celem było Durados, a wyruszył z
portowego miasta Paranagua. Prawdopodobnie zboczył z kursu z powodu
silnego wiatru. W rozmowie z brazylijską stacją telewizyjną Globo,
opowiadał, że ma kłopoty z GPSem, który szwankuje z powodu
panującej na tej wysokości temperatury.
W poszukiwaniach na lądzie, morzu i w
powietrzu uczestniczyła armia, straż graniczna, ekipy ratunkowe i
ochotnicy. Wkrótce szczątki baloników znaleziono na wybrzeżu
stanu Santa Catarina, a samo ciało (w zasadzie pół) na oceanie 100
km od wybrzeża, dopiero w lipcu.
W styczniu przeleciał w ten sposób
110 kilometrów, w cztery godziny, z Parany do argentyńskiego San
Antonio. Tym razem się nie udało. A cel miał szczytny! Chciał
wybudować parking i miejsce „wsparcia duchowego” dla kierowców
ciężarówek w Paranagua.
Wyprawę księdza uznano za zupełnie
bezsensowną, wręcz głupią. Uhonorowany został Nagrodą Darwina
za 2008 r., która to przyznawana jest „by upamiętnić osoby,
które przyczyniły się do przetrwania naszego gatunku w długiej
skali czasowej, eliminując swoje geny z puli genów ludzkości w
nadzwyczaj idiotyczny sposób”.
Ksiądz katolicki i tak swoich genów nie powinien przekazywać, ale wypadki chodzą po ludziach, ludzie po wypadkach czasem też. Jemu się nie udało.
Jestem - rozczarowana! - bo myślałam, że jako osoba duchowna, uniesie się " do niebios ", i tam zostanie, a on tak banalnie skończył.
OdpowiedzUsuńNajbardziej rozpaczają kierowcy tirów - jak żyć bez "wsparcia duchowego"?
Usuń