Brytyjczyk Paul „Tubbs” Tobutt,
zmarł w czasie wieczoru kawalerskiego, który urządzili mu kumple.
38-letni rugbysta bawił się w grę
rozpropagowaną przez Paula „Gazzę” Gascoinga i jego kumpli z
piłkarskiej reprezentacji Anglii w Hongkongu podczas przygotowań do
Euro 1996, co został udokumentowane „pamiątkowymi” fotkami.
Zasady „gdy” są proste jak
konstrukcja cepa. Delikwenta sadza się na fotelu ginekologicznym i
wlewa czysty spirytus w gardło, aż mu się film nie urwie. Rundy
trwają po 20 sekund.
Rzecz działa się w barze w Benidorm
(Hiszpania). Paul „Tubbs” Tobutt wytrzymał cztery rundy, wypił
ponoć litr spirytusu. Potem kumple przenieśli go do hotelu i
położyli do łóżka. Już się nie obudził. Rano badanie krwi
wykazało prawie 4 promile zawartości alkoholu.
Jako dawkę śmiertelną przyjmuje się
4,5 promila, ale zależy to również od czasu picia. Dawka
uderzeniowa działa o wile szybciej i w mniejszej ilości.
Rekord, jakże by mogło być inaczej,
należy do Polaka. 45-letni mężczyzna ze wsi Maków-Kolonia
(województwo łódzkie, powiat skierniewicki), w 2009 r. miał 12,3
promila. I przeżył!
Zabawa, godna - pożałowania! - i utraty życia.
OdpowiedzUsuńpijcie alkohol wykolejence i gnoje.!
OdpowiedzUsuń