kontakt

piątek, 26 lipca 2013

Piripipkum, piripipkum, zaszyła sobie nitkum…

            Droga do sławy (i kasy!) jest ciernista, ale dla niektórych „artystów” nie ma przeszkód! Szczególnie, gdy brak im talentu, tej „iskry bożej”, idą po bandzie. Receptą wydaje się być szokowanie publiczności, czym ostrzej tym lepiej. A ponieważ prawie wszystko już było, trzeba naprawdę wytężać umysł, by wymyślić coś niezwykłego, coś „ponad”. 
  Amerykańska performerka Kembra Pfahler (rocznik 1961), najbardziej jest znana jako wokalistka kultowego bandu „The Voluptuous Horror of Karen Black”, grającego glam – punk. Przemknęła też w kilku filmach, czasem soft porno.
Jej projekty „artystyczne” są delikatnie mówiąc „dziwaczne”. Towarzyszą jej nagie lub półnagie kobiety, leje się krew, farba, kopuluje z kościotrupem, w spazmach i strumieniach wydzielin „rodzi lalkę” itp.
W 1992 r. stała się „obiektem” performera Richarda Kerna, który w obecności widzów, przy pomocy krawcowej, zaszył jej cipkę. Cała „akcję” utrwalono na DVD.
Pytanie – jaki to był ścieg? – pozostaje bez odpowiedzi. Hmmm… Z prucia szwów transmisji nie było… 
Jakby w drugą stronę uderzyła Annie Sprinkle (prawdziwe imię i nazwisko Ellen Steinberg, rocznik 1954), amerykańska aktorka pornograficzna, striptizerka, pisarka, performerka oraz prezenterka telewizyjna.
Zagrała w ponad 200 filmach erotycznych, w pierwszym w 1975 roku. Wśród urządzanych przez nią performance zachęcała publiczność do obejrzenia jej narządów płciowych za pomocą narzędzi ginekologicznych czy prezentowała akt publicznej masturbacji odwołujący się do rytuałów prostytucji sakralnej.
Co ciekawe, Annie Sprinkle zajmowała się także pracą naukową. Uzyskała tytuł doktora w zakresie ludzkiej seksualności. Jest autorką kilku książek dotyczących edukacji seksualnej.
Obie panie uważane są za symbole „wojującego feminizmu”, uważają się za orędowniczki całkowitego „wyzwolenia kobiet”. Ze wszystkiego.
Tylko… Co to wspólnego ze sztuką?!

 

1 komentarz:

  1. - Co to ma wspólnego ze sztuką? - pytanie, chyba - retoryczne. Bo, po pierwsze - Ty sam to sztuką nazywasz, mimo, że masz wątpliwości, czy takową jest. Po drugie - nie jest to sztuka, moim zdaniem, ale ma odbiorców i wielu chętnych do uczestniczenia w tym. - o czym świadczy obrazek. Tak na prawdę, to co dzisiaj uważa się za sztukę? - też pytanie retoryczne. I gdyby cofnąć się w czasie, kiedy my byliśmy młodzi. - To nie mało artystów, wtedy, też nie było, zdaniem wielu - godnych tego miana. A ich twórczość, dzisiaj - uważana za klasykę gatunku, w tamtych czasach, sztuką nie była. My już tego nie dożyjemy, ale, to co teraz się dzieje na polu sztuk wszelakich, niekoniecznie przez duże S - kiedyś, w dalekiej przyszłości... - kto to wie? - Świat się zmienia! - a my zbytniego wpływu na to nie mamy.

    OdpowiedzUsuń