kontakt

czwartek, 8 listopada 2012

Nie zgadzam się na bylejkość

Z wiekiem staję się coraz mniej tolerancyjny, można powiedzieć – coraz bardziej stary pierdziel ze mnie się robi… Swoją drogą, znajomi twierdzą, że malkontentem jestem od zygoty.
Nie podoba mi się bowiem bylejakość, w żadnej postaci. W czynie, słowie i myśleniu.
Scyzoryk mi się w kieszeni otwiera, jak słyszę „coś jest na rzeczy”, „dokładnie”, czy „wyłanczam”. Czym, do kurwy nędzy - „wyłancznikiem”? Ile razy trzeba powtarzać, że interesuje się książką, a czytam książkę. O sms-owych skrótowcach w mowie codziennej nie wspomnę! Spoko, nara, pozdro…
Ale kto ma młodych uczyć, starych douczać? Każdy minister oświaty za punkt honoru stawia sobie zmiany w programie nauczania, głównie maturach i oczywiście zabełtuje jeszcze bardziej i tak zabagniony system nauczania. Laptopy – sropy, a map aktualnych nie ma, podręczniki nauczyciel wybiera jak chce (każdy chuj na swój strój), jeden wielki bałagan. A rodzice płacą za beztroskę decydentów. Wystarczy policzyć ile kosztuje uposażenie ucznia, a jak kilka pociech naukę pobiera – włos się na głowie jeży!
Młode pokolenie reżyserów filmowych dzielnie odrabia wszelką chałturę, różne zlecone robótki, łatwy i szybki szmal. Montaż „flash”, złamanie konwencji jedności czasu o akcji, stają się zasadą wiodącą. Mam wrażenie, że wielokrotnie to po prostu maskowanie braku umiejętności zwykłego opowiedzenia „czegoś”. Właśnie! Bo w opowieści nic się nie ukryje, a tu zawsze można zasłonić się „kinem artystycznym”. Tym wytrychem – nie rozumiesz? Bo głupi jesteś!
Podobny wytrych – głupi jesteś jak nie rozumiesz - słowolejstwo z jeszcze wyższej półki, stosują plastycy, głównie malarze i różnej maści video twórcy. Czasem ich „radosna twórczość” to artystyczna żenada, a nikt jakby nie ma odwagi powiedzieć – na śmietnik! Instalacje, bohomazy, jakieś skaczące obrazy udające sztukę – a won z galerii! 
Synonim kiczu – jeleń na rykowisku oraz facet w sandałach i skarpetkach (najlepiej białych!)
 
Hołd Smoleński - kicz zupełnie współczesny, „na czasie’ – licznik bije, kasiora leci

Swoiste mistrzostwo świata to polscy dźwiękowcy! Polskie filmy powinny mieć napisy, bo aktorzy mamroczą pod nosem tak, że nie sposób ich zrozumieć. Z jednej strony to ponoć wina nowego pokolenia reżyserów, którzy preferują „brudny” dźwięk i tzw. mówienie do rękawa, z drugiej umiejętności aktorskich. Holoubkowi, Zapasiewiczowi, Hanuszkiewiczowi, czy Kolbergerowi nie trzeba było tłumaczyć, że widz ma ich słyszeć „na jaskółce”, mimo scenicznego szeptu.
Krytyka, ta prawdziwa, nie istnieje. Stąd też wypływ wątpliwej jakości poezji i prozy. Wydawnictwa niewiele i nieczęsto ryzykują, wydają sprawdzony chłam, który się sprzeda. Chłam nowy finansowany jest ze źródeł prywatnych, najczęściej płacą sami autorzy. W tym gąszczu bylejakości trudno nie zabłądzić.
A won również ze sceny wyjące panienki, trzęsące cyckami i dupą, won piszczący przebierańcy, won wszelkiej maści beztalencia! Tatuś opłacił? To niech tatuś słucha!
Wszelkich budowlańców z litości pominę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz