Z wiekiem staję
się coraz mniej tolerancyjny, można powiedzieć – coraz bardziej
stary pierdziel ze mnie się robi… Swoją drogą, znajomi
twierdzą, że malkontentem jestem od zygoty.
Nie podoba mi się
bowiem bylejakość, w żadnej postaci. W czynie, słowie i myśleniu.
Scyzoryk mi się w kieszeni otwiera,
jak słyszę „coś jest na rzeczy”, „dokładnie”, czy
„wyłanczam”. Czym, do kurwy nędzy - „wyłancznikiem”? Ile
razy trzeba powtarzać, że interesuje się tą książką, a
czytam tę książkę. O sms-owych skrótowcach w mowie
codziennej nie wspomnę! Spoko, nara, pozdro…
Ale kto ma młodych
uczyć, starych douczać? Każdy minister oświaty za punkt honoru
stawia sobie zmiany w programie nauczania, głównie maturach i
oczywiście zabełtuje jeszcze bardziej i tak zabagniony system
nauczania. Laptopy – sropy, a map aktualnych nie ma, podręczniki
nauczyciel wybiera jak chce (każdy chuj na swój strój), jeden
wielki bałagan. A rodzice płacą za beztroskę decydentów.
Wystarczy policzyć ile kosztuje uposażenie ucznia, a jak kilka
pociech naukę pobiera – włos się na głowie jeży!
Młode pokolenie reżyserów filmowych
dzielnie odrabia wszelką chałturę, różne zlecone robótki, łatwy
i szybki szmal. Montaż „flash”, złamanie konwencji jedności
czasu o akcji, stają się zasadą wiodącą. Mam wrażenie, że
wielokrotnie to po prostu maskowanie braku umiejętności zwykłego
opowiedzenia „czegoś”. Właśnie! Bo w opowieści nic się nie
ukryje, a tu zawsze można zasłonić się „kinem artystycznym”.
Tym wytrychem – nie rozumiesz? Bo głupi jesteś!
Podobny wytrych – głupi jesteś jak
nie rozumiesz - słowolejstwo z jeszcze wyższej półki, stosują
plastycy, głównie malarze i różnej maści video twórcy. Czasem
ich „radosna twórczość” to artystyczna żenada, a nikt jakby
nie ma odwagi powiedzieć – na śmietnik! Instalacje, bohomazy,
jakieś skaczące obrazy udające sztukę – a won z galerii!
Synonim kiczu – jeleń na rykowisku
oraz facet w sandałach i skarpetkach (najlepiej białych!)
Hołd Smoleński - kicz zupełnie
współczesny, „na czasie’ – licznik bije, kasiora leci
Swoiste
mistrzostwo świata to polscy dźwiękowcy! Polskie filmy powinny
mieć napisy, bo aktorzy mamroczą pod nosem tak, że nie sposób ich
zrozumieć. Z jednej strony to ponoć wina nowego pokolenia
reżyserów, którzy preferują „brudny” dźwięk i tzw. mówienie
do rękawa, z drugiej umiejętności aktorskich. Holoubkowi,
Zapasiewiczowi, Hanuszkiewiczowi, czy Kolbergerowi nie trzeba było
tłumaczyć, że widz ma ich słyszeć „na jaskółce”, mimo
scenicznego szeptu.
Krytyka, ta
prawdziwa, nie istnieje. Stąd też wypływ wątpliwej jakości
poezji i prozy. Wydawnictwa niewiele i nieczęsto ryzykują, wydają
sprawdzony chłam, który się sprzeda. Chłam nowy finansowany jest
ze źródeł prywatnych, najczęściej płacą sami autorzy. W tym
gąszczu bylejakości trudno nie zabłądzić.
A won również ze sceny wyjące
panienki, trzęsące cyckami i dupą, won piszczący przebierańcy,
won wszelkiej maści beztalencia! Tatuś opłacił? To niech tatuś
słucha!
Wszelkich budowlańców z litości
pominę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz