kontakt

piątek, 9 listopada 2012

Winny, niewinny – nieważne! Siedem lat w więzieniu.

Jan Ptaszyński został skazany we wrześniu 2005 r. przez Sąd Okręgowy w Białymstoku na dożywocie, za podwójne morderstwo - konkubiny i jej 3-letniej córeczki. Czynu tego nie popełnił, a już siedem lat siedzi w więzieniu.
Proces był poszlakowy i tak naprawdę nie było przeciwko niemu żadnego dowodu, wręcz przeciwnie. W tym dniu był na wsi, u siebie w Michnówce i zdawał mleko do mleczarni. Potwierdziła to jego matka oraz sąsiedzi, którzy go widzieli i kasjerka. Na nic to się zdało!
Nie dość tego - przeprowadzone w sprawie ekspertyzy z linii papilarnych oraz DNA włosów znalezionych na miejscu zdarzenia wykluczyły jego udział w tej zbrodni!
DNA z miejsca zbrodni, włos, ślady butów i krwi nie należały do Jana Ptaszyńskiego ale nie sprawdzono do kogo. Oględziny miejsca zbrodni i sekcja zwłok ofiar zostały przeprowadzone w sposób kompromitujący - nie zabezpieczono wielu dowodów o fundamentalnym znaczeniu.
W marcu 2003 r. prowadzący sprawę prokurator Marek Żendzian z Prokuratury Okręgowej w Białymstoku uznał, że Ptaszyński jest niewinny i podjął decyzję o umorzeniu śledztwa. Szybko je jednak wznowiono. Na polecenie prokurator Bożeny Romańczuk ekspertyzę sporządził wskazany przez nią biegły psycholog. Uznał, że Ptaszyński nienawidzi kobiet. To wystarczyło, by oskarżyć go o zabójstwo. Wszelkie zeznania świadków zostały zlekceważone. Uwzględniono jedynie konfabulacje recydywisty z celi, gdzie „siedział” Ptaszyński. Ponoć przyznał się do popełnienia tych zbrodni. Ale w tych zeznaniach nic się nie trzymało kupy!
Na dr Marię Rydzewską-Dudek, biegłą sądową z dziedziny medycyny, która miała przygotować dla sądu ekspertyzę dotyczącą godziny zgonu Marioli i jej córki, naciskano, by ją sfałszowała. Sugerowano, by ustaliła termin zgonu Marioli S. na trzy dni przed znalezieniem jej zwłok, to bowiem pasowało do koncepcji sądu. Kiedy wydała opinię sądowo-lekarską całkowicie podważającą ustalenia prokuratury, jej analiza została przez sąd odrzucona.
Zbrodnię popełniono w 2001 r. Ptaszyńskiego skazano we wrześniu 2005 r. Rok później wyrok podtrzymał Sąd Apelacyjny w Białymstoku. W marcu 2007 r. Sąd Najwyższy odrzucił wniosek o kasację. 

To zupełna kompromitacja, nie pierwsza zresztą, wymiaru (nie)sprawiedliwości! Ale dlaczego tak uparto się na Jana Ptaszyńskiego? Ano – pasował do sztandaru! W tym czasie bowiem w białostockim szukano zabójcy młodych kobiet, była to cała seria zbrodni. Został uznany za dziwaka, ponieważ nie pił wódki, a nawet kawy i herbaty. Coś z nim nie tak! - stwierdzono. Poza tym był... wyznania prawosławnego, a to już samo w sobie jest podejrzane w katolandzie.
Jan Ptaszyński zostawił samotną matkę (wdowę), którą dzisiaj nie ma się kto opiekować. Jest przekonany, że padł ofiarą sądowych matactw i bezduszności, usiłował nawet popełnić samobójstwo.
Los Jana Ptaszyńskiego i poczynania sądów w tej sprawie, poruszyły także sumienie europosła Janusza Wojciechowskiego, byłego Sędziego Sądu Najwyższego, który publicznie powiedział, iż jest wstrząśnięty „nieznośną lekkością sądu”, z jaką wydano wyrok w tej sprawie i ujął się za skazanym.
Petycję można podpisać na stronie:

http://www.petycjeonline.com/petycja_o_uaskawienie_niewinnie_skazanego_jana_ptaszyskiego

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz