Pierwszy dzień świętowania
w pełni! Wczorajszy, odgrzewany karp, popchnięty kilkoma łykami wódki „na apetyt”,
wypełnia żołądek, a trzeba miejsce jeszcze zostawić „na słodkie”.
I można z telewizornią podśpiewywać
„Julajże, Jezuniu” czy „Przybieżeli … pasterze”
No właśnie… Dokąd przybieżeli i po co? Trzej królowie też „bieżeli”,
gdyż prowadziła ich gwiazda betlejemska.
„Gdy zaś Jezus narodził się w
Betlejem w Judei za panowania króla Heroda, oto Mędrcy ze Wschodu przybyli do
Jerozolimy" (Mt 2,1)
Niektórzy historycy i badacze
religii podważają fakt urodzin Jezusa w Betlejem. Podróż Józefa z Miriam (Marią)
związana ze spisem ludności byłaby logiczna, gdyby Józef posiadał w Betlejem
posiadłość ziemską. O tym w testamentowych przekazach jakoś cicho… Poza tym, podróż
Miriam w bardzo zaawansowanej ciąży, była zbyteczna. Spis bowiem, zgodnie z
żydowskim prawem, nie dotyczył kobiet.
Przytaczając takie argumenty, historycy
stawiają pytanie, czy Jezus nie urodził się przypadkiem w Nazarecie. Ewangeliści,
by podkolorować rzeczywistość i pogodzić ją z proroctwami Starego Testamentu, przenieśli
to wydarzenie do Betlejem. Oczekiwany przez naród żydowski król-mesjasz miał przecież
pochodzić z rodu Dawida i być Judejczykiem. By proroctwo się wypełniło, Jezus
nie mógł więc się narodzić w galilejskim Nazarecie.
Związane z miejscem narodzin Jezusa polemiki trwają już dwa
tysiąclecia.
Żydzi
wyznający judaizm nie mają problemu – po prostu nie uznają boskości Jezusa oraz
spełnienia starotestamentowego proroctwa. Na swojego króla-mesjasza nadal czekają.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz