To, że
w necie różne, różniste portale oferują kamerki online, czyli –
koń by się uśmiał - na żywo, wiedzą wszyscy klikający. Kto
chce oglądać nagą babę jak się drapie po brzuchu – jego sprawa
i jego psychiatry.
Gorzej,
jeśli dotyczy to nastolatków czy dzieci. Nieoceniony jest tutaj
Skype i różne wideoczaty. „Rzeczpospolita” przetacza badania
instytutu Naukowa i Akademicka Sieć Komputerowa i portalu nk.pl.
przeprowadzone na grupie kilkudziesięciu tysięcy młodych ludzi.
Połowa z nich surfuje w sieci.
Z
tej grupy 5 proc. 16-latków (użytkowników nk.pl), czyli około 10
tysięcy, rozbierało się w trakcie takich sesji. 90 proc. dostało
za to pieniądze. Mówiąc po imieniu – jest internetowa
prostytucja.
Ponadto
6 proc. 15-latków i około 3 proc. 13-latków było namawianych do
rozbierania się lub prezentowania online zachowań seksualnych.
Około 10 proc. 13-latków przyznało się, że oglądało
transmisję, w której niepełnoletnia osoba prezentowała treści
seksualne. W grupie 16-latków świadkiem podobnych czynności był
co ósmy ankietowany.
Problemem
jest również cyberseks, czyli lub seks komputerowy. Może, ale nie
musi, to się wiązać z masturbacją. Tutaj nawet kamerka nie jest
potrzebna.
Uczestnicy
udają, że mają stosunek seksualny, opisują swoje działania i
odpowiadają partnerom w taki sposób, aby pobudzić ich seksualne
odczucia i fantazje. Jakość stosunku cyberseksualnego zależy
zwykle od zdolności partnerów do wywoływania żywych obrazów w
umysłach partnerów; krytyczną rolę odgrywa tutaj wyobraźnia i
umiejętność szybkiego pisania. Stad też pewnie młodzież to
mniej kręci, bo z pisaniem u niej najczęściej krucho…
Kanały
używane do tego rodzaju spotkań nie zawsze są w specjalny sposób
wydzielone – często wykorzystywane są tutaj powszechnie dostępne
kanały z pogawędkami, jakieś „pokoje czatowe” itp.
Gorzej,
kiedy do „dziwnych rozmów” wykorzystywane zwykłe komunikatory i
fora dyskusyjne. Tutaj jednak zawsze pierwszym krokiem jest przejście
do kontaktów „klawiatura w klawiaturę”. Żniwo zbierają tutaj
różnej maści pedofile!
Pocieszające
(trochę) jest to, że większość małolatów zdaje sobie sprawę z
internetowych zagrożeń – ba! – nawet wiedzą jak ich unikać. A
jednak czasem mały steap-tease za doładowanie kusi. Potem posada
„galerianki” i jest kasa!
No
cóż… Czym skorupka… Problemem jednak nie jest wolność w
necie, ale odpowiednie z niej korzystanie!
Cóż tutaj - komentować? - wiemy doskonale, ile złego na równi z dobrym, robi internet. Nie da się tego uniknąć. Rozsądek dorosłych ( rodziców ) i kontrolowanie dzieciaków.
OdpowiedzUsuń