W całej Polsce odbyła się
premiera filmu Andrzeja Wajdy „Wałęsa. Człowiek z nadziei”.
Obraz był oczekiwany zarówno przez krytyków jak i widzów, jako
trzecia część tryptyku traktującego o drodze Polski do wolności.
Budził duże nadzieje na wyraziste podsumowanie „Człowieka z
marmuru i „Człowieka z żelaza”. Było to tym bardziej
uzasadnione, że autorem scenariusza jest Janusz Głowacki.
Po entuzjastycznym przyjęciu na
festiwalach w Wenecji i Toronto oraz nominacji do Oscara, wokół
filmu jakby ucichło. Tego wyrazistego podsumowania bowiem zabrakło.
W emocjach jest w zasadzie letni, kilka dramatycznych, świetnie
nakręconych scen nie ratuje całości. Wzruszają, ale tych wzruszeń
jest za mało.
Film jest dokładnie taki, jak
sugeruje tytuł. Ramą spinająca narrację jest wywiad, którego
udzielił Lech Wałęsa słynnej włoskiej dziennikarce, Orianie
Fallaci, w marcu 1981 r. Ta rama jednak pęka, pokazane są wydarzenia dziejące się już po wywiadzie (stan wojenny, Nobel - 1983 r. przemówienie w Kongresie Amerykańskim - 1989 r.). Nie ma zupełnie, wyraźnego osadzenia czasowego!
Przywódca „Solidarności” dość brawurowo zagrany przez Roberta Więckiewicza, jawi się taki, jaki był i jakiego zapamiętali jego współpracownicy oraz Polacy. Ze specyficzną retoryką, sposobem bycia i podejściem do rzeczywistości. Rola jest momentami przerysowana, tym bardziej jednak jak słoma z butów, wychodzi bufonada i fanfaronada Wałęsy.
Przywódca „Solidarności” dość brawurowo zagrany przez Roberta Więckiewicza, jawi się taki, jaki był i jakiego zapamiętali jego współpracownicy oraz Polacy. Ze specyficzną retoryką, sposobem bycia i podejściem do rzeczywistości. Rola jest momentami przerysowana, tym bardziej jednak jak słoma z butów, wychodzi bufonada i fanfaronada Wałęsy.
Historia transformacji zwykłego
robotnika w charyzmatycznego przywódcę, pokazana jest bez zadęcia,
na tle historycznych zdarzeń (lata 1970 -1981), z dość dużą
dbałością o prawdę. Czasem dość naiwnie, skrótowo, ale jest to
kwestia założeń reżysera, jego wizja tych zdarzeń. Film skupia
się głównie na postaci Lecha Wałęsy, jego rodzinie, postawie
żony Danuty, którą świetnie zgrała Agnieszka Grochowska.
Miała to być opowieść o prostym
człowieku, mężu i ojcu, który odważył się rzucić rękawicę
totalitaryzmowi. W rezultacie poparło go 10 mln ludzi, padł system
komunistyczny w całym bloku demoludów. W filmie wyszło siermiężnie.
Nic z niego nie wynika!
Postać Wałęsy jest jednowymiarowa, budowa na zasadzie „nie
chcem, ale muszem”. Trudno doszukiwać się w niej jakichś wahań,
budowania świadomości, odniesień do ówczesnej rzeczywistości. Ta
skrzeczy z dokrętek i załączonych zdjęć dokumentalnych, ale
Wałęsy to jakby nie rusza. Płynie z prądem, bez żadnych
głębszych refleksji.
Andrzej Wajda wyraźnie przekombinował
ze zdjęciami. Jest tu zupełny miszmasz. Czarno-biale, ziarnisty,
wyblakły kolor, momentami jakieś wolty z kamerą. Nie wiadomo co i
jak, dlaczego i po co. Gdyby to było jakimś odniesieniem do
konkretnego okresu (np. lata 70 czy rok 1976), można by zrozumieć
twórcze założenie. A tak, jest to jak worek ziemniaków! Bez ładu
i bez składu!
W filmie pojawią się historyczne
postacie, związane z otoczeniem Lecha Wałęsy, ale kto zacz, jest
zupełnie nieczytelne. Polski widz może coś skojarzyć, zagraniczny
nic.
Nawet kwestia 21 postulatów w czasie
sierpniowych strajków w Stoczni Gdańskiej potraktowana jest po
macoszemu. Rodzą się ni z gruchy, ni z pietruchy, w jakimś
zupełnym oderwaniu od społeczno-politycznej sytuacji Polski.
To bez wątpienia najsłabsza część
tryptyku. Laureat Oscara się nie popisał. Być może wychodzi ze
mnie wieczny malkontent, ale spodziewałem się filmu na miarę
tamtych czasów. A tymczasem jest to erzatrz, przeżuta guma, która
ciągnie się i ciągnie...
Co się mam zachwycać, jak się nie
zachwycam?!
Wiem, że film został zgłoszony do nominacji do oskara. Nie wiem jednak czy werdykt już się odbył i czy tę nominację przyznano. Moim zdaniem nie zasłużył na nią. Napisałem przed premierą." Moim zdaniem film nie będzie obiektywnym zaprezentewaniem postaci Wałęsy - człowieka budzącego przecież sporo emocji - tylko raczej pomnikiem mu wystawionym. Znając poprzednie produkcje Wajdy (zwłaszcza "Człowieka z marmuru" i "Człowieka z żelaza") wiem czego mogę się spodziewać i nie do końca mnie się to podoba. Ale mimo to film warto obejrzeć. Z pewnością będzie sprawnie zrealizowany i dobry aktorsko". Nic nie ujmując dwóm poprzednim filmom Wajdy z cyklu Człowiek z... (były dużo lepsze od filmu o Wałęsie) stwierdziłem, że są one dość jednostronnym spojrzeniem na czasy i wydarzenia, które opisują. W produkcji o Wałęsie jest jeszcze gorzej. Tak jak przewidywałem jest ona pomnikiem wystawionym działaczowi "Solidarności" - pomnikiem, na którym niestety nie widać rys i zniekształceń. W dodatku są pewne przemilczenia, nawet przekłamania. Cóż film nakręcił Wajda, znany ze swoich poglądów oraz takiego a nie innego podejścia do najnowszej historii Polski.
OdpowiedzUsuń" ale Wałęsy to jakby nie rusza. Płynie z prądem, bez żadnych głębszych refleksji." - bo taki był, bez refleksji płynął na głęboką wodę! Nie zaszedł by tak daleko, gdyby - myślał i się zastanawiał nad swoim zachowaniem. Czego oczywiście nie pochwalam, ale jedno jest pewne, że czasami wszyscy powinniśmy być bardziej spontaniczni, to zamiast zazdrościć innym, sami byśmy do czegoś doszli. Krytykować jest zawsze łatwiej niż działać.
OdpowiedzUsuń