kontakt

niedziela, 6 października 2013

Wałęsa. Człowiek z papieru.

             W całej Polsce odbyła się premiera filmu Andrzeja Wajdy „Wałęsa. Człowiek z nadziei”. Obraz był oczekiwany zarówno przez krytyków jak i widzów, jako trzecia część tryptyku traktującego o drodze Polski do wolności. Budził duże nadzieje na wyraziste podsumowanie „Człowieka z marmuru i „Człowieka z żelaza”. Było to tym bardziej uzasadnione, że autorem scenariusza jest Janusz Głowacki. 
               Po entuzjastycznym przyjęciu na festiwalach w Wenecji i Toronto oraz nominacji do Oscara, wokół filmu jakby ucichło. Tego wyrazistego podsumowania bowiem zabrakło. W emocjach jest w zasadzie letni, kilka dramatycznych, świetnie nakręconych scen nie ratuje całości. Wzruszają, ale tych wzruszeń jest za mało.
              Film jest dokładnie taki, jak sugeruje tytuł. Ramą spinająca narrację jest wywiad, którego udzielił Lech Wałęsa słynnej włoskiej dziennikarce, Orianie Fallaci, w marcu 1981 r. Ta rama jednak pęka, pokazane są wydarzenia dziejące się już po wywiadzie (stan wojenny, Nobel - 1983 r. przemówienie w Kongresie Amerykańskim - 1989 r.). Nie ma zupełnie, wyraźnego osadzenia czasowego!
             Przywódca „Solidarności” dość brawurowo zagrany przez Roberta Więckiewicza, jawi się taki, jaki był i jakiego zapamiętali jego współpracownicy oraz Polacy. Ze specyficzną retoryką, sposobem bycia i podejściem do rzeczywistości. Rola jest momentami przerysowana, tym bardziej jednak jak słoma z butów, wychodzi bufonada i fanfaronada Wałęsy.
             Historia transformacji zwykłego robotnika w charyzmatycznego przywódcę, pokazana jest bez zadęcia, na tle historycznych zdarzeń (lata 1970 -1981), z dość dużą dbałością o prawdę. Czasem dość naiwnie, skrótowo, ale jest to kwestia założeń reżysera, jego wizja tych zdarzeń. Film skupia się głównie na postaci Lecha Wałęsy, jego rodzinie, postawie żony Danuty, którą świetnie zgrała Agnieszka Grochowska.                                                                                                                                                     
              Miała to być opowieść o prostym człowieku, mężu i ojcu, który odważył się rzucić rękawicę totalitaryzmowi. W rezultacie poparło go 10 mln ludzi, padł system komunistyczny w całym bloku demoludów. W filmie wyszło siermiężnie.
               Nic z niego nie wynika! Postać Wałęsy jest jednowymiarowa, budowa na zasadzie „nie chcem, ale muszem”. Trudno doszukiwać się w niej jakichś wahań, budowania świadomości, odniesień do ówczesnej rzeczywistości. Ta skrzeczy z dokrętek i załączonych zdjęć dokumentalnych, ale Wałęsy to jakby nie rusza. Płynie z prądem, bez żadnych głębszych refleksji.
              Andrzej Wajda wyraźnie przekombinował ze zdjęciami. Jest tu zupełny miszmasz. Czarno-biale, ziarnisty, wyblakły kolor, momentami jakieś wolty z kamerą. Nie wiadomo co i jak, dlaczego i po co. Gdyby to było jakimś odniesieniem do konkretnego okresu (np. lata 70 czy rok 1976), można by zrozumieć twórcze założenie. A tak, jest to jak worek ziemniaków! Bez ładu i bez składu!
              W filmie pojawią się historyczne postacie, związane z otoczeniem Lecha Wałęsy, ale kto zacz, jest zupełnie nieczytelne. Polski widz może coś skojarzyć, zagraniczny nic.
              Nawet kwestia 21 postulatów w czasie sierpniowych strajków w Stoczni Gdańskiej potraktowana jest po macoszemu. Rodzą się ni z gruchy, ni z pietruchy, w jakimś zupełnym oderwaniu od społeczno-politycznej sytuacji Polski.
              To bez wątpienia najsłabsza część tryptyku. Laureat Oscara się nie popisał. Być może wychodzi ze mnie wieczny malkontent, ale spodziewałem się filmu na miarę tamtych czasów. A tymczasem jest to erzatrz, przeżuta guma, która ciągnie się i ciągnie...
             Co się mam zachwycać, jak się nie zachwycam?!

2 komentarze:

  1. Wiem, że film został zgłoszony do nominacji do oskara. Nie wiem jednak czy werdykt już się odbył i czy tę nominację przyznano. Moim zdaniem nie zasłużył na nią. Napisałem przed premierą." Moim zdaniem film nie będzie obiektywnym zaprezentewaniem postaci Wałęsy - człowieka budzącego przecież sporo emocji - tylko raczej pomnikiem mu wystawionym. Znając poprzednie produkcje Wajdy (zwłaszcza "Człowieka z marmuru" i "Człowieka z żelaza") wiem czego mogę się spodziewać i nie do końca mnie się to podoba. Ale mimo to film warto obejrzeć. Z pewnością będzie sprawnie zrealizowany i dobry aktorsko". Nic nie ujmując dwóm poprzednim filmom Wajdy z cyklu Człowiek z... (były dużo lepsze od filmu o Wałęsie) stwierdziłem, że są one dość jednostronnym spojrzeniem na czasy i wydarzenia, które opisują. W produkcji o Wałęsie jest jeszcze gorzej. Tak jak przewidywałem jest ona pomnikiem wystawionym działaczowi "Solidarności" - pomnikiem, na którym niestety nie widać rys i zniekształceń. W dodatku są pewne przemilczenia, nawet przekłamania. Cóż film nakręcił Wajda, znany ze swoich poglądów oraz takiego a nie innego podejścia do najnowszej historii Polski.

    OdpowiedzUsuń
  2. " ale Wałęsy to jakby nie rusza. Płynie z prądem, bez żadnych głębszych refleksji." - bo taki był, bez refleksji płynął na głęboką wodę! Nie zaszedł by tak daleko, gdyby - myślał i się zastanawiał nad swoim zachowaniem. Czego oczywiście nie pochwalam, ale jedno jest pewne, że czasami wszyscy powinniśmy być bardziej spontaniczni, to zamiast zazdrościć innym, sami byśmy do czegoś doszli. Krytykować jest zawsze łatwiej niż działać.

    OdpowiedzUsuń