Na całym świecie coraz częściej
spotkać można propozycje różnorakich usług, na zasadzie
płatności „co łaska”. Są też takie restauracje. Popularnym
trendem, szczególnie w Azji, jest usuwanie z menu cen i pozwolenie
klientom, aby sami ocenili ile wart był ich posiłek.
Jak to wygląda „w praniu”
postanowili sprawdzić Rosjanie. Upieczono 99 nadziewanych muffinów,
a sprzedaż odbywała się na ulicy. Napis na stoisku informował -
„Zapłać tyle, ile uważasz za stosowne. Dziękujemy!” „Muffiny
z jagodami”.
Eksperyment przerósł oczekiwania!
Dwie i pół godziny wystarczyło, by sprzedać wszystkie babeczki.
Początkowo ludzie omijali stoisko i dość podejrzliwie spoglądali
na ofertę zapłaty co łaska. Po godzinie przekonali się, że to
nie jest żadna podpucha. Byli też drobni naciągacze, ale z tym
sprzedający liczyli się od początku. Oto rezultat akcji:
Warto było zaryzykować? Warto!
Podobne działania podjęto również
w Polsce. Pierwszym takim miejscem w Polsce była warszawska Akademia
Smaku, która w ubiegłym roku zrezygnowała eksperymentalnie z cen
na miesiąc.
Klienci po zjedzeniu posiłku
otrzymywali blankiet, w który wpisywali kwoty, na jakie wyceniają
poszczególne dania i później właśnie tyle za nie płacili.
Klienci w przeważającej większości celowali w ceny podobne do
tych z karty, więc eksperyment nie przyniósł strat, a nawet
wypromował miejsce. Eksperymentu jednak nie przedłużono. Cosik
jednak nie zagrało...
W Katowicach uruchomiono podobnie
działającą restaurację Strefa Centralna. Jej wystrój nawiązuje
do lat PRL-u, siedzenia zrobione są z drewnianych palet, na ladzie
stoją imbryki z logo „Społem”. W ofercie znajdują się zestawy
śniadaniowe, kanapki, sałatki oraz lekkie lunche. Nie ma sztywnych
cen, każdy płaci za jedzenie tyle, ile zechce. Cennik obowiązuje w
przypadku napojów.
Restauracja w zamierzeniu stawia na
ofertę kulturalną i integrację. Jest w niej kącik dla dzieci,
niewielka scena, gdzie odbywają się m.in. koncerty. Zapowiadane są
wystawy fotograficzne, malarskie oraz happeningi.
W pewnym sensie w ten trend wpisuje się
nowojorska Soul Kitchen, którą prowadzi popularny muzyk Bon Jovi.
Za posiłek składający się z przystawki, drugiego dania i deseru
trzeba zapłacić 10 dolarów. Jeżeli klient nie ma kasy, może
zapłacić na ile go stać, a resztę... odpracować. Możliwości są
różne – zmywak, pomoc w kuchni, rozkładanie sztućców czy
kelnerowanie.
Niby same zalety, ale … diabeł tkwi
w szczegółach. Co na to Urząd Skarbowy? Jak właściciel takiej
restauracji się rozlicza? Bon Jovi w Polsce pewnie by nie miał
żadnych szans, Sanepid zaraz by go udupił!
Kogo by sanepid - udupił, to by udupił. Znam punkt gastronomiczny w Rawiczu - dokładniej określając, to jest Pizzernia na ul. Grunwaldzkiej, gdzie nie ma - toalety ( nie było, jak tam jadłam ), ani możliwości umycia rąk, przed posiłkiem. I, od lat, sanepid - nie reaguje, na tę nieprawidłowość. Czyli są wybrani, których podstawowe wymogi nie obowiązują! Może się to zmieniło - dawno tam nie jadłam, bo na dodatek pizza była niedopieczona!
OdpowiedzUsuń