kontakt

poniedziałek, 18 listopada 2013

Serb czy nie Serb? Kapcie, pozłacany kibel i miecz samurajski

             W 2009 r. na rosyjskim portalu randkowym LiveJournal okazało się ogłoszenie sygnowane imieniem Igor (39 lat, mieszkaniec St. Petersburga). Gościu, zilustrował je odjazdowymi fotkami, które zrobiły furorę w necie. Anons zaczął krążyć po Europie, a śmichom-chichom nie było końca. Swoją drogą, gostek wymagań dużych nie miał. Ot, chwali się „domem urządzonym ze smakiem, być może właśnie dla CIEBIE". Sam wszystko zaprojektował. Oferta skierowana była „do wszystkich niezamężnych, które chciałyby spędzić swoje życie ze mną, korzystając ze wszystkich uroków tego domu”. Warunek jest w zasadzie jeden – wiek 16 -24 lat.
             Prawdopodobnie w Serbii ktoś sobie zrobił jaja i przechrzcił gostka na „Don Milisav Juan Gonzales Brzi”, co w tym języku znaczy mniej więcej „Speedy Gonzales”. Od tej pory w necie pojawia się jako „bogaty Serb”. Kilka fotek warto zobaczyć, szerszy komentarz jest chyba zbyteczny. 
 


             Siara, jarmark i nowo bogactwo! Brzi prezentuje wszystko, co ma! Gustowne meble, wystrój jak z psychodelicznego snu, zróżnicowane ubiory, począwszy od piżamki do futra. Na uwagę na pewno zasługuje różowy szlafrok. 
             Niektóre meble pokryte są folią, by się nie kurzyły. A co, porządek musi być!
            Gościu gust ma sprecyzowany, prawie wszystko jest pozłacane. Tapety, szafy, kolumny przy łóżku, nawet kibel i bidet.
              To „reprezentacyjnie” zdjęcie jednak przebija wszystko! Brzi na tle świątecznej dekoracji, w kapciach i futrze, trzymający samurajski miecz.
              Śladem tajemniczego Serba ruszyła w październiku tego roku amerykańska blogerka, Marina Galperina. Doszła do wniosku, że gostek na zdjęciach to naprawdę Islandczyk Vilhelm Ulfar. Malo powiedziane! To Jego Świątobliwość Carewicz Vilhelm Ulfar Vilhelmsson Romanow. Gostek bowiem twierdzi, że jest zaginionym synem słynnej księżnej Anastazji.
              Nie tylko twierdzi, że jest potomkiem Romanowów, ale jest również założycielem religii zwanej Ulfaryzmem. Jej główne założenie, to obietnica życia wiecznego, niezależnie od czynów popełnionych za życia.
             Marina Galperina doszła do wniosku, że anons z 2009 r. miał na celu li tylko finansową przewałkę. „Świątobliwość” liczył ponoć na wyciągniecie kasy od naiwnych dziewczyn.
Mieszkał wtedy na Łotwie, ale powrócił do Islandii i osiedlił się w Reykjavik, gdzie pracuje w...małym fast foodzie. Wszytko się zgadzało, podobieństwo uderzające, ale...
            Marina Galperina skontaktowała się ciotką „carewicza” i sprawa się rypła. To nie on jest na fotkach z 2009 r. Blogerka „odszczekała” wszystko i przeprosiła za pomyłkę. Z samym interesowanym nie udało jej się skontaktować, gdyż przebywał w szpitalu psychiatrycznym.
            Teraz twierdzi, że na zdjęciach może być autentyczny Igor, który jest producentem mebli.





1 komentarz:

  1. Szpital psychiatryczny, jest chyba najodpowiedniejszym miejscem dla...? - nie wiem kogo? Bo miałam napisać zupełnie inny tekst. Ale, jak przeczytałam do końca, to wszystko się rypło! - jak tej blogerce.

    OdpowiedzUsuń