56-letnia Michelle, była studentka
prawa (!), mieszka w trzypokojowym, zaszczurzonym i zagraconym domu w
pobliżu Seattle (USA).
Powiedzieć, że jest zaniedbany, to
nic nie powiedzieć. Gromadzone przez trzy dekady śmieci zalegają
po pas. Po co sprzątać, skoro tak jest dobrze, fajnie i swojsko?
Michelle
zupełnie nie przeszkadzają szczurze odchody, na które wszędzie
można się natknąć.
Aby wejść do pokoju Michelle musi się
schylić. Co ciekawe, kobieta lubi urządzać „przyjęcia”,
gościć znajomych i gotować. Kto przychodzi i gdzie siedzi –
pozostaje jej tajemnicą. Z gotowaniem ma jednak problem – kilka
miesięcy temu spółka wodna odcięła jej dopływ wody - „ze
względów bezpieczeństwa”.
Michelle jest zakupoholiczką, poluje
na wyprzedaże i inne „okazje”. Zdobyte „trofea” lądują na
podłodze powiększając stos śmieci. Ponoć oszczędza na
kapitalny remont domu, ale to raczej wymówka. Dobrze się czuje w
„swoim domu”, takim, jaki jest.
Hmmm... Zdaje się, że Michelle jest
zwolenniczką powiedzenia – od smrodu jeszcze nikt nie umarł, od
świeżego powietrza - tak. Na zapalenie płuc.
Brud, smród i ubóstwo... Z drugiej
strony, czy można kogoś uszczęśliwiać na siłę?Ciekawe co na te
szczury mówią sąsiedzi i służba weterynaryjna. Zadowoleni pewnie
się są...
Skończy się pewnie „rozwiązaniem
siłowym”, przymusową eksmisją lub remontem, albo leczeniem
szpitalnym.
TAK!!! - bo pani Michelle jest chora psychicznie. Jeżeli - ktokolwiek, ma, co do tego wątpliwości, to niech z nią zamieszka!
OdpowiedzUsuń