Niecodzienne i w zasadzie do dzisiaj
nie wyjaśnione zdarzenie, miało miejsce w 1998 r. w czasie meczu
piłkarskiego w Demokratycznej Republice Konga. W Kinszasie zmierzył
się drużyny Basanga (gospodarze) i Bena Tshadi (goście). Wynik był
1:1, gdy nagle, podobno z jasnego nieba, w boisko uderzył piorun.
Zginęła cala drużyna gości, gospodarze – o dziwo! - wyszli bez
szwanku. 30 innych osób zostało poparzonych i trafiły do szpitala.
Zaraz pojawiły się oskarżenia o
czary, co w tych regionach Afryki nie jest czymś niezwykłym.
Hmmm... Sprawa nigdy nie została
dokładnie zbadana, gdyż był to czas wojny domowej, toczącej się
na wschodzie Konga.
Nikt nie wpadł na pomysł obejrzenia
butów piłkarzy. Być może goście mieli, po prostu, metalowe
korki, a wiadomo, metal przewodzi prąd...
Co ciekawe, bardzo podobny przypadek
miał miejsce kilka dni wcześniej w Johannesburgu (RPA). Mecz
piłkarski toczyły drużyny Jomo Cosmos i Moroko Swallows, wynik
był 2:0 dla Jomo, do końca brakowało 12 minut, gdy w boisko walnął
piorun.
Tym razem było po równo, połowa
jednej i drugie drużyny padła na murawę wijąc się z bólu,
pozostali byli wyraźnie oszołomieni, rękami osłaniali oczy i
uszy. Sędzia jakby się „zaciął”, gwizdał bez przerwy.
Obyło się bez ofiar śmiertelnych,
ale i tak kilka osób trafiło do szpitala (arytmia serca), w tym
dwóch graczy „Jaskółek”.
Po dokładniejszych badaniach okazało
się, że nie było tak źle. Pojawiły się oskarżenia, że
większość graczy gości symulowała porażenie, by przerwać mecz.
Byli przecież „do tyłu”.
Bardzo to podejrzane! - może te pioruny, wywołał, jakiś szaman, sprzyjający gospodarzom?
OdpowiedzUsuń