kontakt

poniedziałek, 25 listopada 2013

Śmierć na boisku, czyli Pon Buczek sprzyjał gospodarzom

             Niecodzienne i w zasadzie do dzisiaj nie wyjaśnione zdarzenie, miało miejsce w 1998 r. w czasie meczu piłkarskiego w Demokratycznej Republice Konga. W Kinszasie zmierzył się drużyny Basanga (gospodarze) i Bena Tshadi (goście). Wynik był 1:1, gdy nagle, podobno z jasnego nieba, w boisko uderzył piorun. Zginęła cala drużyna gości, gospodarze – o dziwo! - wyszli bez szwanku. 30 innych osób zostało poparzonych i trafiły do szpitala.
             Zaraz pojawiły się oskarżenia o czary, co w tych regionach Afryki nie jest czymś niezwykłym.
Hmmm... Sprawa nigdy nie została dokładnie zbadana, gdyż był to czas wojny domowej, toczącej się na wschodzie Konga.
            Nikt nie wpadł na pomysł obejrzenia butów piłkarzy. Być może goście mieli, po prostu, metalowe korki, a wiadomo, metal przewodzi prąd...
           Co ciekawe, bardzo podobny przypadek miał miejsce kilka dni wcześniej w Johannesburgu (RPA). Mecz piłkarski toczyły drużyny Jomo Cosmos i Moroko Swallows, wynik był 2:0 dla Jomo, do końca brakowało 12 minut, gdy w boisko walnął piorun. 
 
               Tym razem było po równo, połowa jednej i drugie drużyny padła na murawę wijąc się z bólu, pozostali byli wyraźnie oszołomieni, rękami osłaniali oczy i uszy. Sędzia jakby się „zaciął”, gwizdał bez przerwy.
Obyło się bez ofiar śmiertelnych, ale i tak kilka osób trafiło do szpitala (arytmia serca), w tym dwóch graczy „Jaskółek”.
               Po dokładniejszych badaniach okazało się, że nie było tak źle. Pojawiły się oskarżenia, że większość graczy gości symulowała porażenie, by przerwać mecz. Byli przecież „do tyłu”.

1 komentarz:

  1. Bardzo to podejrzane! - może te pioruny, wywołał, jakiś szaman, sprzyjający gospodarzom?

    OdpowiedzUsuń