kontakt

wtorek, 26 lutego 2013

Fotoradar? Możecie mi skoczyć!

            Żółte skarbonki przy drogach, które mały zarobić tyle szmalu, budzą coraz więcej wątpliwości. I to nie na zasadzie mają być - nie mają, czy też, że stoją nie tam, gdzie potrzeba.
Zdaniem ekspertów fotoradary, mają wadę prawną, którą można wykorzystać negując prawidłowość pomiarów.
Przepisy dotyczące sprzętu pomiarowego są dość rygorystyczne. Urządzenia do pomiaru prędkości pojazdów podlegają prawnej kontroli metrologicznej, co oznacza, że każde z nich musi uzyskać zatwierdzenie typu (ZT) - reguluje to Rozporządzenie Ministra Gospodarki z dnia 9.11.2007 r. (Dz. U. 225/2007 poz. 1663). W dokumencie tym są podane wymagania dotyczące urządzeń, sposób ich sprawdzania, itd. Gdy urządzenie uzyska ZT, każdy egzemplarz po kilku sprawdzeniach uzyskuje tzw. świadectwo legalizacji pierwotnej, które co roku trzeba aktualizować. 
Nowe fotoradary ponoć posiadają nieaktualne zatwierdzenie typu. Urządzenia stawiane przy drogach są inne, niż udostępnione Głównemu Urzędowi Miar do zatwierdzenia. Sprawa rozbija się o zastosowane urządzenia pośredniczące w przekazywaniu danych.
To oczywiste, ale widocznie nie dla wszystkich, że każda zmiana elementów stosowanych w fotoradarze oznacza, że na nowo powinien on przejść procedurę zatwierdzenia typu w Głównym Urzędzie Miar. Tak się nie stało i w efekcie nie zostało urzędowo potwierdzone, czy taki zestaw prawidłowo mierzy prędkość przejeżdżających obok niego samochodów.
Jasne, że Inspekcja Transportu Drogowego wzięła dupę w troki! Urzędnicy nabrali wody w usta!
Nie jest to jedyna wątpliwość, dotycząca funkcjonowania systemu fotoradarów w Polsce. Od lipca 2011 r. kontrola przydrożnych urządzeń i obróbka wyników, została odebrana policji i przydzielona Inspekcji Transportu Drogowego, która wcześniej zajmowała się tylko wykrywaniem nieprawidłowości w transporcie ludzi i towarów. W październiku 2012 r. Rzecznik Praw Obywatelskich stwierdziła, że ITD nie posiada uprawnień do przetwarzania danych osobowych, a to przecież łączy się z wysyłaniem zawiadomień o zarejestrowaniu przekroczenia prędkości.
Nie przeszkadza to jednak tej instytucji w dalszym funkcjonowaniu, ba! - zgłaszaniu i realizacji nowych pomysłów.
Kilka stówek i punkty karne - takie są skutki przesyłki od Inspekcji Transportu Drogowego. W ekstremalnych przypadkach skończyć się może odebraniem prawa jazdy.
Legalnie po bandzie?! Znowu trzeba będzie czekać na orzeczenie sądu czy Trybunału Konstytucyjnego, jeśli i niego się sprawa oprze? A co z ściągniętymi już mandatami? Co jeśli fotoradary naprawdę mają wady konstrukcyjne? Jeśli działają źle?
Może jednak lepiej „pozdrowień z fotką” od IDT nie olewać? Coś się musi w końcu z tą sprawą ruszyć!


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz