Mija 20 lat od uchwalenia przez Sejm
ustawy antyaborcyjnej. W zgodnej opinii zainteresowanych (głównie
kobiet) zainicjowana przez lewicę walka o liberalizację tych
postanowień, została przegrana.
Dyskusja jaka toczyła się w Sejmie w
1993 r. poparta została „kryterium ulicznym”, ale niewiele to
pomogło. Przyjęto ustawę, która dopuszczała możliwość
przerywania ciąży w przypadkach zagrożenia zdrowia i życia matki,
ciężkiego uszkodzenia płodu oraz gdy ciąża jest wynikiem
przestępstwa. Nazwano to kompromisem, bo na coś tam posłowie się
zgodzili. Jest to najbardziej restrykcyjne prawo obok maltańskiego i
irlandzkiego. Chociaż w czymś jesteśmy w szpicy Europy!
Przykłady stosowania wykładni
prawnej tej ustawy mrożą krew w żyłach! Dziewczynę, która będąc
w ciąży, próbowała popełnić samobójstwo, skazano za próbę
pozbawienia życia dziecka poczętego. Lubelski sąd skazał również
matkę 16-latki, która pomogła córce załatwić zabieg, gdy ta
zaszła w ciążę w wyniku gwałtu i groziła, że się zabije.
Casus Alicji Tysiąc jest wielokrotnie opisany, sprawa oparła się
nawet o Trybunał Praw Człowieka w Strasburgu. I co?! Nic! Polska,
jako państwo, przegrała, ale nikogo nic to nie nauczyło!
Dla przypomnienia. 20 marca 2007 r.
Europejski Trybunał Praw Człowieka wydał orzeczenie, w którym
nakazał Rzeczypospolitej Polskiej wypłacenie Alicji Tysiąc 25 tys.
euro zadośćuczynienia oraz 14 tys. euro na pokrycie kosztów
sądowych. Trybunał przyznał zadośćuczynienie ze względu na
naruszenie przez Polskę Art. 8 Europejskiej Konwencji Praw Człowieka
(prawo do poszanowania życia prywatnego). Lekarze pracujący w
publicznej opiece zdrowotnej uznali, że przypadek Alicji Tysiąc nie
upoważnia do wykonania legalnej aborcji ze względów zdrowotnych.
Orzeczenie Trybunału nie zakwestionowało tego. Podstawę
zasądzonego odszkodowania stanowił fakt, że kobiecie nie
zapewniono prawa do odwołania się od decyzji podjętej przez
lekarzy.
W tamtym czasie była szansa na
referendum, które mogło odzwierciedlić poglądy Polków. Teraz
takich możliwości nie widać. Zwolenników aborcji określa się
jako „morderców nienarodzonych dzieci”, „zbrodniarzy”,
zwolenników „cywilizacji śmierci”. Prawicowe spojrzenie na
aborcję jest czarno-białe, zero-jedynkowe. Śmierć kontra życie,
nic pośrodku. Kobiety mają rodzić dzieci i kropka! Traktuje się
je jako inkubatory i nie mają nic do powiedzenia, żadnego wyboru.
Tajemnicą poliszynela jest fakt, iż
aborcja jest niedostępna tylko dla najuboższych, najbardziej
zagubionych kobiet. Te bardziej kumate i bogatsze zawsze znajdą w
Internecie środki poronne, czy też wyjadą na zabieg za granicę.
Nie ma dokładnych danych, wyliczeń
jak to wygląda liczbowo. To zwykłe chowanie głowy w piasek,
zamiatanie problemu pod dywan, na zasadzie – lepiej o tym nie
mówić.
Oficjalna liczba legalnie wykonywanych
zabiegów to ok. 500-650 rocznie. Federacja na rzecz Kobiet i
Planowania Rodziny szacuje liczbę zabiegów wykonywanych w podziemiu
na 80-200 tys. Organizacje „obrońców życia” znacznie tę
liczbę zaniżają, twierdzą, że to „tylko” kilkanaście
tysięcy.
Nasuwa się pytanie – komu zależy
na restrykcjach wobec kobiet? Odpowiedź wydaje się prosta – prawo
uchwalają głównie mężczyźni (p-osłowie), których inteligencja
i empatia jest często wątpliwa. Podpierają się wytycznymi
Kościoła katolickiego, który seksualność jeśli już, widzi
tylko jako prokreację. Kobiety mają rodzić dzieci, by naród rósł
w siłę! Kto ma te dzieci utrzymywać i za co – nikogo nie
obchodzi. Bóg dał dzieci, da i na dzieci. Nie da! Pełen frazesów
Kościół nie da, państwo umywa ręce, posłowie pieprzą trzy po
trzy o „ochronie życia poczętego”, jakby żyli na księżycu.
Rodzi się czasem podejrzenie, ze sami mają problemy ze swoją
seksualnością, czego przykładem jest ich podejście do in vitro i
związków partnerskich.
Ciekawostką jest fakt, że „obrońcy
życia poczętego” wcale nie czynią prób ograniczenia podziemia
aborcyjnego. Jakby satysfakcjonowała ich oderwana od życia ustawa.
Jest i już!
Na piedestał wynosi się kobiety,
które urodziły dzieci wbrew niesprzyjającym okolicznościom.
Traktuje się je jak męczenniczki, bohaterki, wręcz święte.
Przykładem może być kanonizowana przez Jana Pawła II Włoszka
Joanna Beretta Molla. Pod koniec drugiego miesiąca ciąży, w jej
macicy rozwinął się włókniak. Mimo tzw. wskazań medycznych do
przerwania ciąży zdecydowała się donosić ją do końca. Urodziła
córkę (było to jej czwarte dziecko) Gianę Emanuelę, ale mimo
starań lekarzy zmarła. Bezpośrednią przyczyną śmierci było
zapalenie otrzewnej.
Przerażający jest fakt, że
niektórym posłom chodzi po głowie prawne usankcjonowanie tego
rodzaju świętości. Marzy się im również zaostrzenie ustawy
antyaborcyjnej tak, by kobiety zmuszone były rodzić dzieci, poczęte
w wyniku gwałtu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz