Mieszkańcy Dżakarty (Indonezja)
uwierzyli w leczniczą moc torów kolejowych. Jak zwykle narodziny
„wiary” łączą się z „cudem”. Częściowo sparaliżowany,
niedoszły samobójca, położył się na torach, a potem odzyskał
czucie w chorych kończynach. Wstał i poszedł, a potem uzasadnił,
że uzdrowiły go prądy przepływające po stalowych szynach.
Skutek? W Dżakarcie ludzie masowo
układają się na torach. Ludzie w Indonezji chętnie korzystają z
tzw. medycyny niekonwencjonalnej i od razu czują poprawę zdrowia.
Eksperci twierdzą, że przepływy
elektryczne są niezwykle niebezpieczne, zwłaszcza, jeżeli nie
wiadomo, jak dużą mają moc.
Zdesperowanym ludziom to do przekonania
nie przemawia. Leża na torach i czekają na cud.
Policja i spółka kolejowa nakłada
kary zwolennikom takiej „terapii”. Są one dość wysokie i
osobliwe - 3 miesiące więzienia lub 1800 dolarów grzywny. Dla
ubogich Indonezyjczyków to suma księżycowa.
Przypomina to nieco kult cargo - ruch
religijny szerzący się głównie na wyspach Oceanu Spokojnego.
Ludność tubylcza zaczęła budować prymitywne lądowiska i pasy
startowe dla samolotów, nabrzeża dla statków, magazyny itp. Widząc
budowle białych, czego wynikiem jest przylatywanie samolotów z
żywnością i innymi dobrami, zaczęła ich naśladować. W
świadomości tubylców samoloty przylatywały z nieba i były
kierowane na ziemię przez bogów, natomiast biali ludzie byli tylko
pośrednikami, którzy nie przekazywali im wszystkich zsyłanych
dobrodziejstw (stąd kult cargo).
W tym jest taki sam sens, jak w
wierze, że człowiek został ulepiony z gliny, a „wszystko”
zostało „stworzone” w ciągu sześciu dni.
Wiara z założenia jest irracjonalna.
Nic nikomu do tego! Przynajmniej nie budują kapiących złotem
kościołów, a kapłani i prorocy nie opływają w bogactwa.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz